Ten rok doświadcza nas coraz to innymi plagami. Po okresie, kiedy było za mokro i w lasach szalały hordy nienażartych ślimaków, przyszła susza i miliardy robaków, które postanowiły zeżreć każdego grzybka, jaki wyrośnie.. Nie padało już ponad miesiąc i ściółka w lasach jest wysuszona na pieprz i trzeszczy pod nogami. W takich warunkach o pozysku zapełniającym koszyk można tylko pomarzyć. A tu wakacje zbliżają się wielkimi krokami do końca i trzeba będzie jechać do miasta i zająć się codziennością, a nie codziennym chodzeniem po lasach i poszukiwaniem tego, co da się wydrzeć z pazernych paszcz ślimaków i robactwa. Przez ostatni tydzień jedynym grzybowym gatunkiem, który nadawał się do zbioru, były pieprzniki jadalne, blade i ametystowe. Na miejscówkach pokrytych warstwą mchu pozostało na tyle wilgoci, ze maleńkie owocniki, które w tym mchu były schowane, zdołały dorosnąć. Już je pozbieraliśmy, a kolejne wcale nie mają zamiaru wyrastać, bo już nawet w mchach wilgoci nie ma. A deszcz miał być w zeszłym tygodniu i wczoraj miał być i dzisiaj. Tak prognozy wieszczyły, ale rzeczywistość okazała się inna i nadal plażowicze mogą się cieszyć ze słońca i upału, a grzybiarze martwić brakiem deszczu.
Na przekór temu, co napisałam powyżej, pokażę Wam fotki paru szlachetniakó z trzech ostatnich dni. Tak, tak, można takie wyrośnięte owocniki spotkać w orawskich lasach, a jakby ktoś chciał ich więcej, powinien zagłębić się w babiogórskie chaszcze wyrośniętych młodników. Tam na pewno sporo ich jeszcze zostało. Prawda, że są piękne?
Przestało mnie jednak cieszyć znajdowanie takich grzybów, z których większość ucieka tak szybko, że nawet na zdjęcie się nie załapuje. Te, które uwieczniam,mają nieco mniejsze bogactwo wewnętrznej egzystencji, ale i tak na tyle obfite, ze poza zdjęciem nie nadają się do niczego więcej.
Czasem trudno jest uwierzyć, ze znaleziony właśnie egzemplarz jest takiej samej jakości jak jego pobratymcy dostrzeżeni wcześniej. Zrywa się go, niejednokrotnie ma twardy, jędrny trzon, ale wystarczy spojrzenie pod spód kapelusza i nawet Krzyś od razu wie, co w tm grzybie siedzi. A chwilę wcześniej jeszcze twierdził, ze jego znalezisko będzie inne niż wszystkie, czyli wolne od robali.
Takich borowików na każdym spacerze spotyka się kilkanaście. One zaczęły rosnąć trzy - cztery tygodnie temu. Ani jeden nie nadaje się do zabrania i konsumpcji. Nowych, młodych owocników nie ma.:( Na niektórych z napotkanych szlachetniaków susza odcisnęła swoje piętno, co widać na załączonym poniżej obrazku.
Czubajka kania, która jest nieco wątlejszej budowy niż borowiki, legła całkiem w starciu z upałem. W tym roku jeszcze nie miałam okazji jeść czubajkowego kotleta - dwie wcześniej znalezione kanie były robaczywe, a ta ze zdjęcia jest trzecia.:(
Są jednak gatunki grzybów, które całkiem dobrze radzą sobie w tej suszy. To przede wszystkim kolczaki obłączaste, których w tym roku rośnie mnóstwo. Można je spotkać w każdym orawskim lesie - tworzą ciągi i czarcie kręgi. Są grzybkami jadalnymi, ale dla mnie niezbyt wartościowymi pod względem kulinarnym. Ze względu na obecną sytuację bezgrzybową, trochę kolczaków pozyskaliśmy i kilka słoiczków marynaciaków kolczkowych w mojej spiżarni mam.
Pięknie też trzymają się ponurniki aksamitnotrzonowe. W przypadku tych grzybków zdjęcia nigdy nie oddają ich pełnego uroku i masywnej budowy. Rosnące przy pniakach owocniki osiągają ogromne rozmiary, nawet do 30-40 centymetrów średnicy. I jakoś są w stanie pozyskać tyle wody, żeby tak wyrosnąć. To czemu jadalne gatunki sobie nie mogą poradzić???
Z nowych ciekawostek wpadła mi w obiektyw grzybolubka purchawkowata. Obecność tego gatunku mocno mnie zaskoczyła, bo on rozwija się w warunkach dużej wilgotności, a tu w czasie suszy w jednym miejscu wyrosło owocników na bogato.
Substratem dla grzybolubki są szczątki innego grzybka. W tym przypadku był to rozkładający się owocnik gołąbka czarniawego.
Pazerniacze żądze, których nie udaje się zaspokoić grzybami, trzeba jakoś karmić, żeby dały człowiekowi żyć. W tym celu chadzamy do babiogórskiego lasu na borówki. Nie ma ich w tym roku bardzo dużo, bo majowe mrozy załatwiły sprawę, ale mamy takie jedno miejsce, w którym można nacieszyć się sporą ilością owoców.
Michałek i Krzyś nie są zachwyceni zbieraniem borówek, bo to zdecydowanie nudniejsze niż poszukiwania grzybów, dlatego też zakładają na terenie zbioru obozowisko, a ja walczę samotnie z napełnieniem pojemniczków.
Po robocie pazerniacze łapy wyglądają tak, a nie inaczej.
A Krzychu pokazuje światu, kto najwięcej się wymalował.:)
Z lasu wraca się obecnie z takimi zbiorami. Borówki ratują sytuację.
Albo leje ciągle albo nie pada przez miesiąc. To macie marniutko w tym roku w wakacyjne miesiące. Dobrze że swoich kurek nazbierała. Ja jagódki kupiłam i najadłam się z cukrem. Te kupne od pani zbierane maszynka kosztują 13zl za litr a zbiera się go w 4 minuty. Pozdrawiam kochani
OdpowiedzUsuńNo niestety, marniutko to wszystko wygląda.:( Ja litr borówek zbieram 20-30 minut bez wspomagania, ale czas spędzony w lesie jest przyjemnością.:) Ściskam mocno! Czekamy na deszcz.
UsuńU nas już nawet jagody (borówki) powiędły. Owoce suche, pomarszczone i mało soczyste. O grzybach śnimy po nocach... Ostatnie kurki zbierałam w lipcu. Pozdrawiam gorąco i bardzo słonecznie-Ewa.
OdpowiedzUsuńTo masz Ewa jeszcze gorzej niż ja.:( U nas w nocy wreszcie trochę popadało. Będziemy sprawdzać, czy jakieś efekty się pojawią. Balkon jest mokry, ale nie wiem jeszcze ile tego deszczu dotarło do ściółki. Pozdrawiam i deszczu życzę!
Usuń