Na zdjęciu prezentuje się dumnie największy zbiór z ostatniego tygodnia - trzy borowiki szlachetne, trzy koźlarze czerwone, jeden borowik górski, jeden borowik ceglastopory i sześć kolczaków obłączastych (to było w lesie, w którym akurat ten ostatni gatunek nie występuje zbyt licznie). Normalnie porażająca ilość, szczególnie po zestawieniu ze zbiorami z drugiej połowy sierpnia roku ubiegłego... Po rozpoznaniu zasobów wewnętrznej egzystencji tego gigantycznego pozysku, został z niego jeden, najmniejszy szlachetniak, dwa mniejsze koźlarze, pół borowika górskiego oraz kolczaki, które od razu w lesie zostały poddane ostrej selekcji. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać z takiego zbioru, a już całkiem nie wiadomo, co z tego zrobić - sos, zupę, ususzyć, zamrozić, czy może zamarynować. Biorąc pod uwagę totalne bezgrzybie podczas tegorocznych wakacji, wszystkie opcje byłyby jak najbardziej na miejscu do realizacji, gdyby tylko można było każdej z nich przydzielić po więcej niż pół grzybka. :(
Patrząc na pożółknięte łąki i liście sfruwające z drzew, che się wykrzyczeć pytanie :"Kiedy to lato przeminęło???" Dopiero co były długie dni i króciutkie noce, dopiero trawa spod majowego śniegu się dźwignęła i zazieleniła, a z nią rosła nadzieja na obfite grzybobrania, bo w czerwcu było cudownie mokro... A teraz już jesień wkroczyła na orawskie łąki i do lasów.
I nie jest ta jesień taka jak zwykle. W tym roku, z powodu totalnej suszy, nie ma w ogóle porannych mgiełek, które tak lubię. Ilość pająków i pajęczyn jest znikoma i nie widziałam jeszcze łąk zasnutych tysiącem pajęczyn, co przez lata było standardowym widokiem. Z drzew spadają nie tylko tradycyjne liście, ale i liście igły. Sypią się w ilościach strasznych ze świerków i jodeł, które z braku wody pozbywają się ich, aby przerwać. Przejście pod takim sypiącym iglakiem skutkuje obecnością igiełek we włosach i pod ubraniem. Kiedy wpadną za koszulkę i przykleją się do spoconego ciała, spacer leśny osiąga na inny wymiar przyjemności. Ziemia jest spękana jak na Saharze, mchy wyschły, wiatr mocny zaczął powiewać, a temperatura spadła. Noce są już całkiem chłodne i gdyby zaczęły rosnąć jakieś grzyby, miałyby szanse nie być zjadane przez robale, które zimnych nocek nie lubią.
Jedynymi grzybami pozyskowymi, jakie można wpakować do koszyka w ilości umożliwiającej przyrządzenie jakiegoś dania, są pieprzniki. Spośród trzech gatunków - pieprznika jadalnego, bladego i ametystowego, najczęściej trafiają się ametyściaki. W miejscówkach odkrytych, takich jak na poniższych zdjęciach, wyrastają sporadycznie, są małe i obsuszone. Częściej można na nie trafić w miejscach trawiastych, zarośniętych cierniami. Źle się w takich punktach zbiera, ale jedynie takie miejsca umożliwiają pozysk w obecnych bezgrzybowych czasach.
Nadzwyczaj dobrze radzą sobie w tej suszy mleczaje smaczne. Jest ich naprawdę dużo, są wyrośnięte, jędrne i pełne białego mleczka, które po zerwaniu owocnika bogato z niego wykapuje. Za każdym razem, kiedy trafiam na grupę tych mleczajów, zastanawiam się, dlaczego one dają radę, a inne gatunki nie? Mleczajów smacznych nie zbieramy, bo nikt z naszej Menażerii nie przepada za ich smakiem. Z tego, co widzę w lasach, nikt się po nie nie schyla. Czasem tylko ktoś wyrwie owocnik, sprawdzając, co to jest. Ale teraz mało kto chodzi po lesie, bo nie ma przecież co zbierać.
Na leśnych ścieżkach można podziwiać całe gromady naziemków zielonawych, które wyschły, zesztywniały i jeżeli nikt ich nie rozdepcze, przetrwają do wiosny.
Czasem trafia się borowik szlachetny. Najczęściej trafia się Krzysiowi, który, jak wiecie, jest najlepszym grzybiarzem menażeryjnym. W te wakacje nie miał okazji popisać się kunsztem zbierackim w zakresie ilości pozyskanych grzybów, więc poszedł w jakość.;)
Podczas leśnych wędrówek można spotkać pojedyncze koralówki. Nie dorastają w tym roku do standardowych rozmiarów, jakie osiągały w latach ubiegłych; są małe i w większości obsuszone. Chwała im za to, że w ogóle dały radę i udekorowały wysuszony las.
Funkcję dekoracyjną pełnią również lakówki ametystowe, które w kilku miejscach zasiedliły mchy. Chyba z powodu braku wody są bardziej szare niż fioletowe. To co prawda jadalny gatunek, ale jakoś nie mam ochoty na pozysk tych malutkich grzybków. Żeby to jeszcze zachowywały swój kolor po obróbce termicznej, warto byłoby mieć parę słoiczków z nimi. Ale one po podgrzaniu zupełnie tracą swoją leśną barwę.
Mimo wszystko zakończę ten tydzień optymistycznym akcentem. Kiedy w niedzielę przed południem spadło na ziemię parę kropel deszczu, który nie był w stanie nawodnić gleby, ale pomoczył trochę drogi i ścieżki, grzyby natychmiast skorzystały. Następnego dnia udało nam się spotkać wykroploną kolczakówkę piekącą i śluzowce - młodziutkie paździorki. Gdyby tylko trochę więcej popadało, grzyby zaczęłyby rosnąć.
To ostatni wakacyjny weekend na Orawie. Dwa miesiące bez szkoły minęły, jak zawsze, za szybko i trzeba będzie wrócić do miejskiego życia w cieniu wirusa w koronie. Babia zostanie u siebie i będzie na nas czekać. A my będziemy do niej wracać licząc na jesienną rekompensatę grzybową.:)
Odkąd czytam Twój blog to faktycznie ten rok jest niesamowicie nędzny grzybowo. I widokowo w zdjęciach też skromnie. Chociaż trzy wyprawy na Babią Górę to dla mnie była frajda. Dobrze że kureczek sobie chociaż na zbierałaś bo lubisz. Dla mnie one mogą nie istnieć ale cieszę że ty chociaż pojadlaś. Już gdzie nigdzie w Polsce widać maluszki borowikowe po kilka sztuk. Wystawiają na grupie grzybowej. Ale musi jeszcze sporo popadać aby grzybnia ruszyła do pracy. I koniec wakacji. A ja nawet jeszcze nie powąchałam leśnego powietrza. Pomyślności Menażerio
OdpowiedzUsuńEwciu, bo tak biednego roku jeszcze nie było. Oprócz muchomorów i kurek, nic nie rosło w większych ilościach. Orawę deszcze ominęły, więc nie wiem, czy teraz cokolwiek się pojawi. Tak jakoś smutno i szybko te wakacje przeleciały. A przed nami wielka niewiadoma odnośnie szkoły... Może jesienią uda Ci się choć raz do lasu wpaść? Życzę Ci tego Ewa z całego serca! Pozdrawiamy jeszcze wakacyjnie!
UsuńJaskółki ćwierkają, że w ostatnich dniach w całym polskim paśmie górskim borowiki ruszyły stadnie :)
OdpowiedzUsuńCo się odwlecze... ;)
Widziałam doniesienia z okolic.:) Przez dwie noce i jeden dzień popadało również pod Babią. Chciałaby choć raz napazerniaczyć się do bólu.:) Pozostają weekendy.
Usuńps. Te różowe meduzy cudeńka :)) Jakbym je już gdzieś widział...kojarzą mi się z jakimś muppetszołem lub komiksem...?
OdpowiedzUsuńMnie przypominają tańczące pacynki.:)
Usuń