sobota, 3 kwietnia 2021

Krakowskie smardzówki wreszcie znalezione

 

    Mniej więcej od połowy marca, jak co roku, regularnie kontrolowałam smardzówkowe miejscówki znajdujące się w Krakowie i jego okolicach. Czasem zdarzało się, że pierwsze egzemplarze tych najwcześniej pojawiających się smardzowatych, wyskakiwały już przed pierwszym dniem wiosny, a czasem bywało i tak, ze dopiero pod koniec pierwszej dekady kwietnia znajdowałam pierwsze. Oczywiście mowa tu o owocnikach już dobrze wykształconych i mających wielkość co najmniej dwóch centymetrów. Mniejszych nie szukam, bo zawsze mam obawę, że przy rozgarnianiu ściółki więcej grzybów zniszczę niż znajdę. Dlatego czekam spokojnie aż same ujawnią swoją obecność. Obecny rok na tle kilkuletnich obserwacji, wypada średnio - na trzy regularnie kontrolowane miejscówki, grzybki pojawiły się na razie tylko w jednej. Pierwsze sztuki (doliczyłam do 43) zostały znalezione i obfotografowane drugiego kwietnia. Na grzyby w pozostałych miejscach nadal czekam.

     Jak wygląda miejscówka, w której pojawiły się tegoroczne smardzówki? To taki niewielki lasek na mocno podmokłym terenie. Miejscami tworzą się nawet bajorka wypełnione wodą i rosną trzciny. Taki klimat kochają dziki, które bytują w tym miejscu od zawsze i czasem potrafią nieźle zdewastować punkty, w których rosną interesujące nas grzybki. Smardzówki jakoś specjalnie nie przejmują się tym, że dziki rozkopują ściółkę w miejscach, gdzie jest ich grzybnia i rosną co rok.

    Z drzew, jak widzicie po zdjęciach podłoża usłanego liśćmi, rosną tam głównie topole. Ich duże, twarde liście tworzą grubą warstwę ściółki, pod którą smardzówki mogą się spokojnie rozwijać nie będąc widocznymi przez długi czas. Dużym plusem takiego podłoża jest też możliwość zatrzymywania wilgoci. W tym roku wody nie brakuje, ale na przykład rok temu, kiedy kwiecień był bardzo suchy, pod warstwą topolowych liści nadal było mokro i grzyby z tej wilgotności mogły korzystać.
    Oprócz topól, rosną tam krzewy czeremchy, głogu, ligustru wyrzuconego z pobliskich ogródków. Na podłożu nie ma bujnej roślinności, bo dno lasu jest bardzo ciemne przez cały czas, kiedy topole mają w koronach liście. Tylko trzciny na zabagnionych fragmentach dają radę.

    Pierwszą tegoroczną smardzówkę zobaczyłam dokładnie  w tym miejscu, w którym pokazała się pierwsza ubiegłoroczna. Kiedy przykucnęłam przy niej,  od razu w oczy rzuciły mi się kolejne trzy. Podobnie było w kolejnych punktach, w których zazwyczaj rosły. Co rok pojawiają się w tych samych miejscach.

    Na razie wszystkie smardzówki są niziutkie. Spod kapeluszy nie widać w ogóle trzonów. Dlatego tak trudno je wypatrzeć. W momencie, kiedy trzony wyrosną na wysokość, grzybki będą widoczne z daleka.
    Przypatrzcie się maluszkom i ruszajcie do swoich lasów na poszukiwania.:)
    Wracając ze smardzówkowego lasku,zajrzałam do czarek. Wyrosły już bardzo i się porozkładały. A w dodatku jacyś amatorzy grzybowej świeżyzny mocno je ponadgryzali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz