Wracam powolutku do świata żywych po wczorajszym ataku wirusów żołądkowych. W piątek Krzychu przyniósł ze szkoły pakiet chorobowy i zapewnił rodzinne atrakcje popołudniowe. W sobotę pod wieczór był już całkiem świeżutki, ale osłabiony. Z tego powodu, do którego którego dołożył się niedzielny deszcz, mieliśmy bezgrzybowy weekend - zostaliśmy do południa w domu, żeby dzieciaki miały siłę na udział w imprezie urodzinowej u koleżanki.
Miałam piękne plany na początek tygodnia, w których znalazło się miejsce na wypad do lasu. Tymczasem w poniedziałek zostałam powalona przez paskudne mikroby, które dopadły również Michałka - kiedy dogorywałam pod kołderką po kolejnej wizycie w toalecie, postawił mnie na nogi telefon ze szkoły - Michaś też się rozłożył. Dzisiaj już nam trochę lepiej, ale żal tyłek ściska, bo za oknem piękne słońce, a my z Michałkiem siedzimy w domu i walczymy z choróbskiem.:(
Żeby tak jednak całkiem bezgrzybowo nie było, pozbierałam parę ciekawych grzybków, jakie w ostatnich dniach, na przełomie października i listopada, powyrastały na naszym osiedlu.
Na znajomej śliwce mirabelce pojawiły się uszaki. Nie jest to typowy żywiciel dla tego gatunku, jednak każdego roku od jesieni do wiosny wyrastają w tym miejscu kolejne pokolenia uszaczków.
Na kilku trawnikach pojawiły się grzybki trojga imion. Gatunek ten poznałam lata temu jako czubówkę białawą. Później grzybki zostały przechrzczone na czubówkę białą, a obecnie obowiązującą dla tego gatunku nazwą jest pieczareczka różowoblaszkowa.
U młodych owocników nie widać różowego odcienia na blaszkach; pojawia się dopiero u starszych grzybków albo po mocnym uciśnięciu/skaleczeniu u tych młodszych. Przebarwieniom na kolor żółty lub pomarańczowy ulega również trzon. Pieczareczka różowoblaszkowa, podobnie jak wszystkie gatunki pieczarek, ma pierścień, który można przesunąć do góry, ale trzeba użyć do tego sporo siły.
Pieczareczka różowoblaszkowa jest grzybem jadalnym. Ponieważ rośnie zazwyczaj grupowo, w jednym miejscu można nazbierać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt owocników. Nie polecam pozyskiwania grzybów z osiedlowych trawników, ale już z parku czy starego ogrodu, dalsza od ruchliwej drogi, gdzie nie spacerują stada sikających psów, jak najbardziej można je pozyskać i zjeść. W smaku są delikatne, trochę podobne do pieczarek lub gołąbków.
Gdyby ktoś miał obawy, że pozyska muchomora zamiast pieczareczki, wystarczy spojrzeć na trzon - pieczareczka nie ma pochwy, a jej trzon jest u podstawy maczugowaty. Ponieważ gatunek ten najczęściej i najliczniej można spotkać późną jesienią, kiedy już inne grzyby nie rosną tak obficie, warto ją poznać i spróbować.
Kolejnym, bardzo smacznym grzybkiem, który zasiedlił osiedlowy trawnik pod kasztanowcem, jest podblaszek gromadny. Tych grzybków też można całkiem sporo nakosić w jednym miejscu, bo jak sama nazwa wskazuje, rosna gromadą.
U mnie niestety wyrastają tuz obok ruchliwego parkingu i w związku z tym nadają się bardziej do zdjęć niż do jedzenia. A nie miałam czasu na przeszukanie parku, gdzie te same grzybki mogłabym spokojnie zapakować do koszyka.
W grzybowych potrawach podblaszki maja konsystencję taką jak lubię - nie są zbyt miękkie, ale za to chrupkie i jedząc je czuje się grzyba.
Nie brakuje tez pieczarek - oprócz popularnych pieczarek miejskich, wyrastają również rzadziej spotykane gatunki. Oczywiście, ze względu na miejsce wzrostu i wybitną zdolność pieczarek do kumulowania zanieczyszczeń, również ten gatunek pozostawiam jedynie do ozdoby trawników w mieście.
Pod modrzewiami przed blokiem rosną wciąż pojedyncze maślaki żółte. Zbiera je regularnie nasz dozorca - pan Stefan. Bardzo się cieszy,kiedy znajdzie parę grzybków i chwali się nimi za każdym razem. Nie robię mu konkurencji, ale czasem sobie obfocę to, czego jeszcze nie zdążył pozyskać.:)
Na najbliższe grzybobranie uda nam się wybrać chyba dopiero w piątek (jak to miło, że mamy święto), bo przez te złośliwe wirusiska plany na początek tygodnia wzięły w łeb.:(
zdrówka i powrotu sił na wyprawy
OdpowiedzUsuńDzięki.:) Dziś już jest rewelacyjnie w porównaniu z wczorajszym dniem.
UsuńNa pewno trafimy.:) Przyjedziemy chyba we wzmocnionym składzie + Ania z Kopercikiem (podrzucałeś Ani w ubiegłym roku boczniaki do Mogiły w N.Hucie):)
OdpowiedzUsuńDorota bardzo mi przykro że chorujecie.Wypad do lasu to nic,ważne jest zdrowie wasze i dzieciaków,mam nadzieję że już stajecie na nogi i odzyskujecie siły,uściski
OdpowiedzUsuńDzisiaj ruszamy już do swoich obowiązków. Na choróbsko nie ma mocnych - dzieci i nauczyciele ze szkoły chłopaków załapali się na te atrakcje niemal w 100%.:(
Usuń