Ostatni półweekend wolności... Pół, bo w niedzielę chłopaki wróciły z mazurskiego rejsu. A zanim wróciły, złożyły zamówienie na obiad swoich marzeń z zup królową - pomidorową w roli głównej. Dwutygodniowa rozpusta jedzeniowa polegająca na konsumpcji pączków, lodów i innych słodyczy najwyraźniej się znudziła i zatęskniło się Michałkowi i Krzysiałkowi za zwyczajną, mamową kuchnią. Chcąc sprostać ich wymaganiom i przyjąć ich w domu godnie - pomidorówką i mizerią, opuściłam Orawę w niedzielny poranek, przeznaczając pół weekendu na gotowanie, a nie włóczenie się po lasach. Ponieważ nie lubię być stratna, jeśli chodzi o to leśne włóczęgostwo, to sobie przedłuzyłam weekend w drugą stronę i do Lipnicy przyjechałam już w środę po południu.:) Droga to był koszmar, bo na wysokości Myślenic drogowcy zrywali z drogi nawierzchnię i zwęzili sobie szosę do jednego pasa. Skutkiem był korek, w którym stałam ponad godzinę. Temperatura powietrza - 30, asfaltu pewnie z 50, a u mnie klima działa jak się otworzy wszystkie okna i jedzie co najmniej 60 na godzinę.;) Jednym słowem usmażyłam się, a telefon wyłączył się z powodu przegrzania.
wtorek, 22 czerwca 2021
Tylko ceglasie dają radę w upale
Na Orawę spłynął taki sam żar jak na resztę Polski, ale w porównaniu ze smażalnią, jaką miałam w samochodzie, podczas stania w korku, ta temperatura orawska bardzo była przyjazna dla życia. W lesie, w głębokim cieniu, było nawet bardzo przyjemnie.
Każdego kolejnego dnia wizytowałam inny las albo i dwa. W ten sposób przeczesałam Grapę, las graniczny, okolice bacówki, Winiarczykówkę i las na zboczu Babiej. Sprawdzałam dokładnie miejscówki, w których rok temu rosły w tym okresie liczne koronice ozdobne. Teraz jest jednak dla nich zdecydowanie za sucho i za ciepło. Nie było nigdzie ani jednej. Jedynymi grzybami, jakie wdziałam przez te dni, były borowiki ceglastopore. Tylko im udało się przetrwać upały w lepszym lub gorszym stanie.
Pierwszy pociec, którego znalazłam, był naznaczony pleśnią, chociaż jego wzrost wskazywał na bardzo młody wiek. Później, w trakcie kolejnych poszukiwań, takich spleśniałych owocników widziałam jeszcze sporo. Widać po nich, ze grzybnia się stara wyprodukować owocniki, ale są one słabe i podatne na niekorzystny wpływ warunków zewnętrznych.
Spotykałam na szczęście nie tylko takie rachityczne sztuki, ale i całkiem dorodne, którym udało się wyrosnąć i rozwinąć mimo żaru spływającego z niebios.:)
Oprócz ceglasi nie wyrosło w orawskich lasach zupełnie nic. I jeżeli nie popada, sytuacja będzie coraz słabsza.
Tego musiałam przeoczyć tydzień wcześniej. Rósł sobie w doskonale widocznym punkcie, w miejscu, które sprawdzałam w ubiegłą sobotę. Musiał chyba siedzieć w czapce niewidce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak nie popada to i Krzyś nie pomoże. Nienormalne temperatury są jak w Hiszpani w lato.Dobrze ze dzis listki na drzewach sie ruszają i firanka to moze przeżyje jakos.Twoi żeglarze za to mieli pogodę znośną.Czekamy na deszcz jak w maju na słonce.Pozdrawiam z upalnych Mazur
OdpowiedzUsuńPopadało dzisiaj, miejscami nawet solidnie, z burzą. Teraz mam tęczę za oknem. Chłopcy mieli na pływanie idealną pogodę. I woda podobno była w jeziorach znacznie cieplejsza niż rok temu. W piątek zaczynamy wakacje.:) Uściski poburzowe!
Usuń