Zazwyczaj w ostatnim tygodniu kwietnia to już nawet w górach wiosna była w pełni rozkwitu i cieszyła oczy krokusami, pierwiosnkami i wiosennymi grzybami. Ale w tym roku wiosna jakaś kulawa - idzie, potyka się i drogę do nas gubi. O Orawie to chwilami całkiem zapomina i nawet nasłonecznionych łąk jeszcze nie zazieleniła. A my uparcie wiosny szukamy i sprawdzamy miejsca, w których powinny już czekać na nas grzybeczki nasze upragnione. W sobotę w planie było sprawdzenie miejscówki wodnichy marcowej. Stanowisko tego gatunku odkryłam dwa lata temu. Jest jednym z kilku znanych w Polsce. W ubiegłym roku owocniki się nie pokazały, bo wiosna była bardzo sucha. Teraz warunki są dobre, więc liczę na spotkanie z wodnichą.
Samochód trzeba było porzucić pół kilometra wcześniej niż robiliśmy to dotychczas, bo szutrowa droga została tak zdewastowana przez traktory i inny ciężki sprzęt służący wywlekaniu drzew z lasu, że obecnie nie ma szans na przejechanie tędy autem zawieszonym niżej niż terenówka.
Ten dodatkowy odcinek trasy spacerowej Krzychu wykorzystał do szalonych skoków przez rów. Jestem pełna podziwu dla wykonywanych przez niego akrobacji, bo ja już tak nie daję rady. Ale kiedyś też uwielbiałam skakać przez różne przeszkody.:)
Skończyła się droga przez łąki, skończył się rów i skoki Krzysiowe. Zaczął się za to las i jego dary. Mokra i chłodna aura sprzyja szyszkówkom świerkowych, których w tym roku jest naprawdę dużo, zdecydowanie więcej niż w kilku poprzednich latach, kiedy kwiecień był znacznie cieplejszy i suchy. Widząc, że jest ich sporo, ogłosiłam chłopakom radosną nowinę, że będziemy je zbierać.
Pawełek natychmiast zaczął udawać, że ich nie widzi, a Michał "nie umiał" urywać... Chwilę później Pawełek się zreflektował i zerwał parę kapelusików, z czego połowę stanowiły grzybówki wiosenne, a nie szyszkówki. Pokazałam więc po raz nie wiem który, czym różnią się te dwa gatunki, przeprowadziłam pokazową próbę węchową, po czym Pawełek z Michałem stwierdzili, ze i tak ich nie odróżniają, więc czują się całkowicie zwolnieni ze zbierania.:)
Zostaliśmy więc na placu boju szyszkówkowego we dwójkę z Krzysiem.
Nie poświęciliśmy zbyt dużo czasu na szyszkówkowy pozysk, ale na pachnącą zupę starczyło.
Kiedy dochodziliśmy do miejscówki wodnichowej, moi panowie stwierdzili, ze na pewno jeszcze nic nie wyrosło. Byłam jedyną osobą z naszej czwórki posiadającą jakąkolwiek nadzieję na znalezienie wodnichy. Niestety, to chłopaki mieli rację; wodnichy jeszcze nie wyrosły.
Część lasu, gdzie rosły, została dokładnie przeryta przez zwierzynę, ale śniegu już tam nie było. Nie ma zatem wyjścia; może wodnicha marcowa zechce pojawić się w maju...
Nieco wyżej, ponad miejscówką wodnichową, ostało się jeszcze sporo śniegu. Chłopcy poćwiczyli na nim podskoki, każdy w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu.
W niedzielę zrobiliśmy przegląd wytypowanych smardzowisk. Wybraliśmy te, na których, według doświadczeń z lat poprzednich, grzybki powinny się pojawić najwcześniej. Typy okazały się słuszne co widać poniżej.
Zaczęliśmy od miejsca, gdzie tydzień wcześniej pojawiły się pierwsze trzy orawskie smardze tegoroczne. Niewiele podrosły, ale dołączył do nich jeszcze jeden owocnik.
W innych miejscach też wyskoczyło po parę sztuk maluchów. Niestety, wiele z nich ma przymrożone wierzchołki główek, co nie wróży im świetlanej przyszłości. Przez kolejne noce mają być jeszcze przymrozki, więc te grzybki mogą nie przetrwać.
Niektóre maleństwa są wielkości szpileczek. Mam nadzieję, ze uda im się osiągnąć dojrzałość.
Po słowackiej stronie smardze też na pewno rosną. Drugi rok z rzędu nie będzie się miał kto nimi zaopiekować. I nie wiadomo, kiedy będzie można normalnie przechodzić przez niewidoczną granicę, którą mam kilometr od chałupy lipnickiej. Rok temu polska straż graniczna szalała i łapała kogo popadnie, a teraz Słowacy nadrabiają nadgorliwością. A smardze czekają... A mnie coraz bardziej swędzą pazerniacze łapy...
Jeden smardz musiał wyskoczyć na powierzchnię zdecydowanie wcześniej niż kumple, bo zdążył już wyrosnąć i dojrzeć. Na inne w takim stadium trzeba jeszcze poczekać ze trzy tygodnie.
Oprócz smardzów był oczywiście niedzielny spacer. Jak widać, miejscami jest jeszcze naprawdę dużo śniegu. Na poboczach tej drogi też rosną smardze. Mają szansę na życie, kiedy znikną te półmetrowe zwały śnieżne.
W strumieniu nie ma wysokiego poziomu wody, co oznacza, że śnieg z Babiej schodzi powolutku i namacza systematycznie podłoże. Jest tak, jak być powinno.
W latach następnych n\będzie jeszcze więcej purchawek gruszkowatych. Chłopcy je rozsiali bardzo starannie. Kawalerka miała sporo uciechy podczas całkiem dziecinnej zabawy.:)
Na koniec zamrugały do nas czareczki. Spotkamy się ponownie na majówce.:)
Cudnie szyszkówka pozuje na talerzu. A jak zupa pachnie ojejku. Dziwnie ten śnieg wyglada pare dni przed majówką. Gdzie te zielone połacie gorskich łąk? W oczy mi sie rzuciło że nagle Michał jest o głowę wyższy od Krzysia. Czy to tylko wrażenie? Serdecznosci Menażerio
OdpowiedzUsuńZielonych łąk nie ma i sezon wypasu owiec będzie opóźniony 2-3 tygodnie. A Michał będzie za chwilę wyższy o głowę ode mnie. Rośnie jak szalony.:) Uściski Ewciu jeszcze kwietniowe!
Usuń