wtorek, 20 kwietnia 2021

Jest pierwszy smardz orawski!


     W piątek po południu jechaliśmy w stronę Lipnicy i z każdym kilometrem oddalającym nas od Krakowa, na łąkach było coraz więcej śniegu. Takie okoliczności pogodowe w drugiej połowie kwietnia nie nastrajają zbyt optymistycznie jeśli chce się w nich znaleźć jakieś grzyby. Na Orawie śniegu było nieco mniej, ale wystarczająco, żeby krajobraz uczynić bardziej zimowym niż wiosennym. W nocy z piątku na sobotę jeszcze dopadało białego. Na pierwsze przeszpiegi poszłam po południu w sobotę, bo wcześniej nie było szans wykopania czegokolwiek spod śniegu. W ciągu dnia zrobiło się cieplej i część białego zamieniła się w wodę. Można było iść i szukać.:)

    Przez takie łąki szłam sobie w kierunku smardzowych miejscówek. Na południowych zboczach znacznie więcej było wytopione niż na północnych. Stwierdziłam, ze na początek, zamiast grzybów, dobrze byłoby wypatrzeć jakiekolwiek ślady wiosny. A wcale nie było to łatwe.
    Na łąkach powinny już od dawna być krokusy, ale ich nie było.
    Pierwszym wiosennym akcentem był kwitnący wawrzynek wilczełyko, którego wrzosowy kolor odcinał się od bieli śniegu.
Kilometr przemierzony przez śnieg nie przyniósł kolejnego wiosennego znaleziska. Dopiero na smardzowych miejscach wypatrzyłam pączki pierwiosnków.
    Zaczęły też wychodzić spod śniegu różowe lepiężniki - towarzysze smardzów.
      Były też grzyby! W zacisznym miejscu, a skarpie, gdzie śnieg wytopił się niemal zupełnie, wypatrzyłam grzybówki wiosenne - niejadalne maluchy posiadające silny zapach chloru.
    Obok rosły też jadalne szyszkówki świerkowe.
     Na koniec znalazłem czarki. W Krakowie ten gatunek już kończy swoją żywotność; owocniki czarek zanikły lub są w stanie zejściowym. A na Orawie młodziaki dopiero startują do życia.
    Kolejne smardzowiska odwiedzone w sobotę wyglądały tak, jak na trzech poniższych fotkach. Na tej podstawie stwierdziłam, że do majówki nie ma szans na pojawienie się znaczącej ilości smardzów albo nawet nie będzie ich wcale. Dlatego też na niedzielne przeszukania kolejnych miejscówek szłam z niemal stuprocentową pewnością, że smardza orawskiego nie zobaczę.
    Nocka z soboty na niedzielę była ciepła, czyli bez mrozu. Po śniadaniu Pawełek z Michałem poszli na południowy stok w ramach robienia projektu solarnego do pozyskiwania energii słonecznej, a ja z Krzychem zrobiliśmy objazd najwcześniejszych orawskich miejscówek smardzowych.
    Typ numer jeden okazał się strzałem w dziesiątkę. na dobrze nasłonecznionym kawałku korowiska Krzysiek wypatrzył maleńkiego smardzyka, mającego nie więcej niż centymetr wzrostu. Nie zważając na to, że ziemia jest strasznie mokra, padłam przed nim na kolana i wtedy zobaczyłam drugiego smardzyka. Był tej samej wielkości, tylko bardziej wydłużony i przekrzywiony.
    Niedaleko od nich rósł trzeci, jeszcze mniejszy smardzyk. Miał lekko przymrożony czubek kapelusza, ale takie delikatne zmrożenie nie powinno zaważyć znacząco na dalszym rozwoju.
   Zatem na jednym z kilku odwiedzonych smardzowisk udało się wytropić trzy sztuki. W żadnym innym miejscu smardzyków nie było. Jest więc szansa, ze na majówkę parę sztuk się ujawni, ale na pewno nie można liczyć na bogactwo obiektów do focenia, bo będzie za wcześnie. Ten rok jest wyjątkowo późny w rozwoju roślin i grzybów. Plusem jest natomiast duża wilgotność, która nieszybko wyparuje z gleby.
    Wędrując od jednego do drugiego miejsca smardzowego rozglądaliśmy się za wszelkimi innymi grzybami. Szczególną uwagę zwracałam na świerkowe szyszki, na których powinny być baziówki szyszkowe. Warunki dla tych grzybów są obecnie idealne, a nie udało mi się ich wypatrzeć. Nie brakowało za to na szyszkach szyszkówek świerkowych.
    Gdyby było trochę cieplej, pozbierałabym ich trochę. Niestety, miałam tak zmarznięte ręce, ze nie było szans na skubanie maluszków. Zostały sobie w lesie i spokojnie rosną czekając na następny weekend.:)
Wilgoci z topniejącego śniegu z pewnością im nie braknie.
    Na jednym ze smardzowisk pojawiła się malutka krążkownica. Będziemy obserwować jak się rozwija. Jeżeli nie pożre jej jakiś pazerny ślimak.
    Niedaleko krążkownicy Krzyś wypatrzył spory konar porośnięty przepięknymi czarkami. Miały wyjątkowo intensywny kolor i kwiatowe kształty.
    Mam nadzieję, ze wreszcie zrobi się nieco cieplej i orawska przyroda wystartuje nieco żywiej. Smardzowiska będziemy regularnie kontrolować.:)


2 komentarze:

  1. U nas juz trzy dni cieplej i duzo dzieci wrzeszczących na podwórku pod oknem. U Was w gorach prawie pełna zima. Jakie to dziwne zjawiska prawda? W mieście pewnie tez juz masz wiosnę, moze nie pełną gębą ale taka ciut ciut hii. Trzy smardzyki, maluskie ale były. Czarki piękności, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Krakowie ze trzy tygodnie na bidę do przodu w porównaniu do Orawy. Taki urok gór, że zima długo trwa. Uściski z ciepłego dziś Krakowa!

      Usuń