środa, 11 sierpnia 2021

Grzybobranie z gościem z Poznania

 

      Dwa poprzednie tygodnie w orawskich lasach były cudowne pod względem grzybowym - grzybów było nie do wyniesienia i można było jeździć do lasu z przyczepką. Teraz już tak bogato nie jest, ale koszyk można napełnić. Przekonał się  tym Piotr, który przyjechał do nas z Poznania, żeby popazerniaczyć w górskich lasach. Jechał całą noc, żeby ran ruszyć na pozysk, ale musiał chwilę poczekać, bo Michał z Krzychem jeszcze spali. Na poszukiwania grzybów ruszyliśmy o ósmej, wybierając las, w którym tydzień temu mieliśmy rekordowy, tegoroczny zbiór.

    Gwiazdą grzybobrania miał być Piotr, ale gwiazda może być tylko jedna... I nie został nią nasz gość, tylko Zołza, która od razu polubiła Piotra i na jego kolanach dojechała do lasu. A tu pokazała mu jak się szuka grzybów.:)
    Jak już Piotrek zobaczył, że grzyby są ruszył na ich spotkanie z otwartymi ramionami.
A później kosił i focił, focił i kosił.:) Radości było co niemiara.
    Koszyki zapełniały się wolno, ale regularnie, a w nasze ręce wpadły trofea "towarzyszące" - pojedyncze poroże oraz dwie obrączki ptaków słowackich.
Krzychu musiał sprawdzić jak będzie wyglądał z porożem zamontowanym na głowie.:)
     Po penetracji połowy zaplanowanego terenu nasza gwiazdeczka miała dość chodzenia, więc została na popasie z Michałkiem. Pilnowali samochodu i prawie pełnych koszyków zostawionych pod ich opieką. Piotr miał jeden koszyk, wiec musiał cały czas dźwigać swoje skarby. Ja i Krzyś wzięliśmy puste koszyki.
    Poszliśmy po kolejne sztuki. Krzyś był jednak tak znudzony, że po chwili wrócił do brata i Zołzy, a ja i Piotr kontynuowaliśmy poszukiwania.
    Z ciekawostek orawskich Piotrowi udało się zobaczyć szyszkowca łuskowatego, siedzunia jodłowego i grzybolubkę lepką.Borowiki orawskie, które chciałam mu pokazać, już odeszły o własnych siłach, a jodłownicy górskiej ktoś pomógł opuścić las. Nie mogłam uwierzyć, że nie ma jej na miejscu, w którym rosła. Nie było jej również koło drzewa, więc ktoś, kto ją zerwał, musiał ją zabrać z sobą. Tylko po co?
   Kiedy wróciliśmy do samochodu, Zołza spała pod nim w kałuży z błotkiem, a chłopcy nie byli jej w stanie stamtąd wywabić. Po chwili się udało i wróciliśmy z lasu, żeby zająć się obróbką. Wśród zebranych grzybów najwięcej było borowików ceglastoporych, ale trafiło się również sporo szlachetniaków, borowików górskich i muchomorów czerwieniejących.


2 komentarze:

  1. Ewa Juchniewicz11 sierpnia 2021 17:48

    Super ze wam sie wiedzie grzybowo.Piotr sporo kilometrów jechał na gorskie grzybki.Oj żeby tak pociąg jechał z Mazur na Orawe to bym jechała przez 24 godziny zeby posiedzieć i popatrzyc na gory.I siedziec na powietrzu i obierac Twoje grzybki bo zbierac to nie.Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pociągiem to Ewcia kiepsko, ale jakby Ci się udało transport załatwić, to ja będę donosić z lasu, a Ty obrabiaj od świtu do nocy.:) Serdeczne uściski!

      Usuń