Małopolskie ferie zimowe są w tym roku na szarym końcu i już od dobrego tygodnia dzieciaki nie mogły się doczekać aż się wreszcie zaczną. Michałek i Krzyś lubią chodzić do szkoły, ale byli już naprawdę zmęczeni ostatnim okresem nauki - niby już trochę na luzie ta nauka była, ale co parę dni jakiś sprawdzian semestralny, to jakiś test, wypracowanie i omawianie kolejnej lektury. Tak naprawdę to dzieciaki bardzo ciężko pracują w szkolnych ławach i potrzebują urlopu wypoczynkowego równie bardzo jak my, dorośli. Piątkowe popołudnie było pełne euforii i planów na najbliższe dwa tygodnie. Pozwoliłam chłopakom dłużej posiedzieć wieczorem i więcej niż zwykle pograć na tabletach, co równało się pełni szczęścia. Ale prawdziwa inauguracja ferii nastapiła w sobotę.
Standardowo sobota jest przeznaczona na koniowanie, ale w tym tygodniu zrobiliśmy wyjątek od reguły. Kopytniaczki miały w piątek zrobiony koński manicure, więc i tak na zmarznięte podłoże z obciążeniem by w sobotę nie poszły, żeby sobie nie narobić odgniotów na świeżo wystruganych kopytkach. Dostały wolne od sobotniej roboty, a my wybraliśmy się do Puszczy Niepołomickiej.
Na osiedlu leżało całkiem sporo śniegu i byłam przekonana, że w puszczy będzie go przynajmniej ze trzy razy tyle i da się zrobić porządną sannę. Jednak im bliżej puszczy byliśmy, tym na poboczach, polach i łąkach śniegu było mniej.
W lesie było biało, ale to białe ledwie przykrywało podłoże, a na drogach, po których chcieliśmy ciągnąć sanki, wystawało sporo kamyków i zamarzniętych błotnistych kolein. Płozy ciągle o nie zaczepiały i ciągnięcie sanek nie było w związku z tym komfortowe. Kiedy zobaczyłam jak wygląda pierwsza droga, miałam zaproponować, żebyśmy w ogóle sanek z bagażnika nie wyciągali, ale chłopcy byli tak nastawieni na saneczkowanie, że zdusiłam mój pomysł w zarodku.
Pawełek mężnie pochwycił za linkę i pociągnął chłopaków spory kawałek. Michaś i Krzyś układali się na sankach w rozmaitych konfiguracjach, bo przecież siedzenie nieruchomo w jednej pozycji jest rzeczą niewykonalną.;)
Takie kręcenie się na sankach wcale nie pomagało Pawełkowi w ciągnięciu i szybko doprowadziło do tego, że chłopcy musieli sami zaprząc się do swojego pojazdu.
Specjalnie z tego powodu nie cierpieli, bo przecież bieganie, przewracanie się na śnieg i kiprowanie brata z sanek jest równie atrakcyjne jak sama jazda.
Nawet Pawełek załapał się na krótką przejażdżkę.
Najwygodniej jednak ciągnęło się puste sanki.
Przy tej pierwszej drodze zauważyliśmy, że na drzewach pojawiło się bardzo dużo nowych budek dla ptaków. Zaskoczyła mnie niewielka wysokość, na jakiej zostały zawieszone. Nie widziałam nigdy, żeby ptasie budki znajdowały się na wysokości metra nad ziemią.
A tu, zobaczcie sami - wszystkie nowe budki znajdowały się na wysokości Krzysia. Może wiecie, dla jakiego gatunku ptaków taka wysokość na gniazdo jest odpowiednia? Bo ja nie mam pojęcia.
Chłopcy na zmianę ciągnęli się na sankach, a ja sobie poszłam kawałek do przodu, zostawiając za sobą ich radosne pokrzykiwania. Mogłam się zanurzyć w ciszę zimowego lasu. Ptaki, które jeszcze tydzień wcześniej śpiewały wiosennie, tym razem milczały. Chyba nowy śnieg i minusowe temperatury sprawiły, że doszły do wniosku, że to jeszcze nie ten czas właściwy na radosne trele.
Było cicho, spokojnie i tak trochę bez życia. Nawet woda w licznych rowach przecinających leśne oddziały, zamarzła i nie bulgotała ani trochę.
Droga nam się w pewnym momencie skończyła. Wzięłam od chłopaków sanki, bo po takim nierównym terenie jechały jeszcze oporniej, a ich wysłałam na czoło pochodu, żeby straszyli dziki i znaleźli dogodne przejście przez las, którym moglibyśmy dotrzeć do innej, równoległej drogi leśnej.
Pod nogami robiło się coraz miękcej - wchodziliśmy na mocno bagienny teren. Najwyższa była pora, żeby odbić między drzewa. Ruszyliśmy przez las.
Nieopatrznie powiedziałam chłopakom, że mam dla nich jeszcze czekoladę w plecaku. Natychmiast okazało się, że już nie mają sił, żeby zrobić choć parę kroków i bez czekoladowego ratunku na zawsze zostaną w lesie. Oczywiście podkreślili, że przecież zjedli już kanapki 9tym razem ich nie zapomniałam zabrać), to czekolada im się należy.
Padli nawet na kolana i błagali: "Mamo,mamo kochana, niech ta czekolada będzie nam dana!"
Czekał nas jeszcze spory kawałek do przejścia i chciałam słodkości jeszcze trochę przetrzymać, ale na takie dictum już nie było co rzec i czekolade trzeba było wydać. Dzieci zostały zaspokojone.:)
Doszliśmy przez las do równoległego w stosunku do początku naszej wycieczki duktu leśnego. Tym samym znaleźliśmy się już na kierunku powrotnym.
Pozwoliłam chłopakom rozsiąść się na sankach i zabrałam się za ciągnięcie. Zapowiedziałam przy tym, ze kiedy dojdziemy do Lipówki, porzucam ich na drodze i idę do mojego ulubionego fragmentu puszczańskiego lasu.
Trochę się zasapałam ciągnąc sanki, ale za to rozgrzałam się porządnie. Doszliśmy do Lipówki.Chłopcy poszli sobie dalej drogą, a ja zagłebiłam się w prastary kawałek lasu, gdzie rządzi natura.
Tu drzewa rosną i umierają nietknięte ludzką ręką. Po takim lesie można chodzić w nieskończoność i się nie znudzi.:)
Wypatrywałam oczywiście grzybków, ale większość z nich śpi głębokim snem grzybkowym. Przycupnęły gdzieś w mchu na spróchniałych kłodach i spokojnie sobie pochrapują czekając na odwilż. Oprócz paru pospoliciaków nic godnego uwagi nie rzuciło mi się w oczy. Niemniej, nawet te zwykłe nadrzewniaki cieszą w momencie, kiedy nie ma grzybkowego bogactwa.
Na wielu pniach widoczne są pozostałości po ubiegłorocznych żółciakach. Lipówka to prawdziwe królestwo tego gatunku. Muszę znaleźć w maju chwilę czasu, żeby wpaść tam na zdjęcia. Wiosną nie zabieram dzieci do Puszczy, bo co rok jest tak wtedy inwazja kleszczy. A czytałam w jakimś opracowaniu, że niemal sto procent puszczańskich kleszczy jest nosicielami paskudnych chorób. Specjalnie się z moimi dziećmi nie cackam, ale też staram się ich nie narażać zbytnio na nieprzyjemności, jeśli to nie jest konieczne. Od kilku lat jakoś się nie mogę na żółciaki z Lipówki wybrać, bo czasu wciąż mało, ale obiecałam sobie, że w tym roku na pewno je obfocę.
Wyszłam z Lipówki na drogę. W oddali majaczyły trzy sylwetki moich facetów. Pomaszerowałam w ich kierunku. Po drodze znalazłam Pawełkowe rękawice, które postanowiły żyć własnym życiem i położyły się na śniegu. Może one nie były zadowolone, że je znalazłam, ale Pawełek był.:)
Ostatni odcinek do parkingu musieliśmy znowu przejść przez las, żeby wrócić do naszej pierwotnej drogi. Krzychu był już nieco zmęczony i głodny (nadrabia jedzeniowo tygodniową głodówkę podczas choroby). Zaczął pojękiwać i marudzić. Wtedy wyratowały nas od jego ględzenia te nisko zawieszone ptasie budki. Szliśmy ich szlakiem; były ponumerowane i zawieszone w kolejności. Krzyś dostał zadanie - znajdowanie kolejnych budek z malejącymi numerami. Po dotarciu do numeru pierwszego, powinniśmy być przy drodze.
To zadanie sprawiło, że Krzyś zapomniał natychmiast o marudzeniu i głodzie. Biegał jak szalony miedzy drzewami i wyszukiwał kolejne budki. Kazał się przy nich fotografować, w celu udokumentowania jego dokonań na polu znajdowania ptasich domków.
Doszliśmy do budki oznaczonej jedynką. Stąd już tylko parę kroków zostało do samochodu. Ponad dziewięciokilometrowy spacer inaugurujący ferie 2018, został zakończony.
Po obiadku zrobiliśmy sobie filmowe popołudnie z popcornem.
Życzę chłopakom dużo śniegu,zjazdów saneczkowych i innych atrakcji na ferie.Zostajecie w Krakowie czy na tydzień gdzieś wybywacie,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChłopaki jadą jutro na zimowisko. Udało nam się spakować, a jutro muszą wstać wcześniej niż zwykle. Wrócą w sobotę i drugi tydzień już będziemy w Krakowie. W górach przynajmniej będą mieli śniegu pod dostatkiem. Pozdrawiamy feryjnie!
UsuńCzyli tydzień bez dzieci? ciekawe kto się bardziej stęskni :)Fajna wycieczka leśno-zimowa za Wami ale fakt ,trochę więcej śniegu by się wszystkim dzieciakom zwlaszcza na ferie przydało,bo myślę że ostatnimi laty to niektórzy nawet sanek nie wyciągali .Miejmy nadzieję ,że zaliczą prawdziwe szaleństwa na dużym śniegu.Pozdrawiam i niech luzik bez dzieci da odpoczynku trochę :))
OdpowiedzUsuńJuż mi mniej z tego wolnego zostało.;) Wieczorem chłopaków brakuje, jak cisza piszczy w uszach, ale odpoczywam sobie od nich, a oni ode mnie.
UsuńW Krakowie wczoraj zupełnie śnieg stopniał, dziś w nocy znowu poprószyło, a chłopaki mają mnóstwo śniegu w Czarnej Górze.:) Pozdrawiam cieplutko!
Na nastepne ferie polecam wysłac dzieciaki na zimowisko organizowane przez https://www.naferie.pl/. Córka była w tym roku i mimo krótkiego czasu nauczyła się jeździć na snowboardzie, nawet na wakacje chce jechać w góry :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia. W tym roku zapraszam do Wisły na narty! Jest to świetny sposób na rodzinnie aktywnie spędzanie czasu :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za zaproszenie! Wiem, że w Wiśle jest świetnie, nie tylko zimą.:) Na ten rok chłopaki mają ju z zarezerwowane zimowisko w Szczawnicy. Na nartach rodzinnie niestety nie pojeździmy, bo ja miałam poważną kontuzję kolana i niektóre sporty już nie dla mnie...
UsuńKoniecznie wybierzcie się kiedyś na narty!
OdpowiedzUsuńJak tylko spadnie śnieg, to zrobimy kolejne podejście do nart.:)
UsuńZapraszamy na doszkolenie techniki jazdy :) Nauka z instruktorem ma całkiem inny aspekt i jest dużo przyjemniejsza :)
UsuńW zimowe ferie wystarczy śnieg i niczego więcej nie potrzeb do szczęścia!
OdpowiedzUsuńO tak! Na szczęście w tym roku go nie brakuje w górach.:)
UsuńMy w tym roku jedziemy z całą rodziną w Bieszczady. Szykuje się daleka podróż, ale chyba będzie tego warta. Mamy już wszystko zarezerwowane, łącznie z noclegiem, który jest w domkach w Ustrzykach Dolnych.
OdpowiedzUsuńSuper! Bieszczady są cudne w każdej porze roku. Ale Wam dobrze, że dopiero przed Wami feryjne atrakcje. My już jesteśmy po feriach, a następne dopiero za rok. Udanego wypoczynku!
UsuńMy teraz postawiliśmy na squash niestety ale na feriach u nas było około 15 stopni ciepła także rozrywka na squash była najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że się dobrze bawiliście.:)
UsuńU mnie było niestety bardzo podobnie. W tym roku ferie były bardzo nieudane właśnie przez pogodę. Dzieciaki zamiast bawić się w śniegu to chodziły po dworze i się opalały :)
UsuńJak ferie to oczywiście sporty zimowe, jak narty i snowboard.
OdpowiedzUsuńJak ferie zimowe to koniecznie narty lub snowboard
OdpowiedzUsuń