W niedzielę, zamiast do lasu na poszukiwania grzybów, pojechaliśmy do Niepołomic na wojnę. W ten weekend odbywała się tam cykliczna impreza - "Pola Chwały". W tym roku już po raz dziesiąty do niepołomickiego zamku i jego przyległości ściągnęli rycerze, żołnierze, Ateńczycy, Rzymianie, a nawet paru barbarzyńców z historycznych grup rekonstrukcyjnych z Polski i nie tylko.
Niedzielna aura była na szczęście zdecydowanie przyjaźniejsza od sobotniej - deszcz nie padał, a na niebie chwilami nawet świeciło słońce. Wyruszyliśmy po śniadaniu.
Chłopcy przygotowali się na wojnę doskonale - pomysłodawcą przywdziania strojów i zabrania własnej broni był oczywiście Krzyś, ale i Michałek przystał z ochotą na takie zaprezentowanie swojej osoby. My z Pawełkiem byliśmy znacznie słabiej wyposażeni, bo uzbroiliśmy się tylko w aparaty i trochę gotówki niezbędnej do zakupu suwenirów wypatrzonych przez dzieci na straganach, których na takich imprezach nigdy nie brakuje.:)
Udało nam się zająć ostatnie wolne miejsce parkingowe w pobliżu rozbitego obozowiska i chłopcy wkroczyli do akcji. Mój Krzyś wojownik stracił cały rezon, kiedy tylko zobaczył pierwsze grupki żołnierzy i najbezpieczniej czuł się schowany za mamową nogą. Przez całą imprezę na jego buzi malowało się takie napięcie, ze tylko żywo reagujące oczy były potwierdzeniem prawdziwości Krzysiowego stwierdzenia, że podoba mu się bardzo. Tak się ten mój Krzyś okrutnie przejął realnością otoczenia, które z każdej strony atakowało go kolorami i gwarem.
Pierwszą zorganizowaną atrakcją była defilada "dwóch tysięcy lat historii". Wzdłuż trasy przemarszu wojsk ustawiły się tłumy. Częściowo dzięki przemyślanemu działaniu, a częściowo przez przypadek (na trasie defilady nie zablokowano ruchu i utknęły na niej samochody, które nie zdążyły się już ewakuować), mieliśmy doskonałe miejsca obserwacyjne i staliśmy na pierwszej linii.
Zanim jeszcze rozpoczęła się defilada, poszłam z Krzychem między kramy, gdzie moje dziecko wybrało sobie kolejny element wyposażenia rycerskiego - polską tarczę z orłem. Jak to zobaczył Michałek, który z tatą i wujkiem Adim pilnowali naszych miejsc obserwacyjnych, zawył okrutnie zbolałym głosem i jasnym się stało, że będziemy musieli między kramy pójść raz jeszcze.
Ale uwaga! zaczęło się! Pochód otwierały rzymskie legiony i zastępy Greków.
Po nich wkroczyli przed nas barbarzyńcy, a tuż za nimi polska szlachta i reprezentanci wojsk najemnych.
Jak na mój gust, to te dwa tysiące lat historii nieco się przemieszało i kolejność występów niekoniecznie pasowała do biegu tychże historycznych lat. Z mojego punktu widzenia zabrakło jasnej i prostej informacji, jaki okres historii prezentują poszczególne oddziały, bo chociaż o wydarzeniach historycznych jako takie pojęcie posiadam, to już dopasowanie mundurów czy strojów do danego okresu historycznego takie oczywiste dla mnie nie jest. Przypuszczam, że nie tylko dla mnie...
Za nimi maszerowali kosynierzy z powstania kościuszkowskigo - tych rozpoznałam bez problemu.:)
Licznie reprezentowane były oddziały napoleońskie.
Później wstąpiły na trasę bardziej już współczesne wojska z okresu wojen światowych. Do czynnika ludzkiego dołączyły bardziej zmechanizowane środki transportu i wyposażenia bojowego dwudziestowiecznych oddziałów.
I przyszła kolej na całkiem współczesne wojsko, które wśród gapiów wzbudziło nie mniejsze emocje.
Niektóre grupy do przemarszu włączyły elementy pokazów swojej sprawności bojowej, dzięki czemu dłużej można było na nich oko zawiesić.
Krzyś patrzył na pokaz z szeroko rozdziawioną buzią i wzrokiem nieruchomo wbijanym w kolejne postacie, a Michałek, po próbach odstrzelenia kilku defiladujących żołnierzy, dołączył do nich, przyjmując podpatrzoną pozycję.
Pochód zamykali jadący konno rycerze i ułani. Przypuszczam, że zostali umieszczeni na końcu ze względu na bezpieczeństwo, zarówno innych uczestników defilady, jak i obserwatorów. Jeden ułan musiał się nawet wycofać ze swoim rumakiem, na którym nadmiar kolorów, ludzi i dźwięków zrobił zbyt mocne wrażenie.
Wśród wojaków na koniach znalazły się nie wiedzieć czemu trzy amazonki, które nijak nie pasowały do tej bajki. Ja rozumiem, że niemal każdy klub jeździecki cierpi na deficyt męskiego pierwiastka, bo to dziewczyny znacznie częściej pałają miłością do koni, ale wystarczyłoby mniej koni na pokazie, do którego świetnie radzące sobie z wierzchowcami dziewczyny we współczesnych strojach jeździeckich po prostu nie pasowały.
Pospieszyłam się nieco z tym zamknięciem pochodu przez konnych - za nim była jeszcze nasza policja, która z bezpiecznego radiowozu strzegła, aby nikomu nie stała się żadna krzywda.
Kiedy przemarsz wojsk wszelakich przed naszym punktem obserwacyjnym się zakończył, poszliśmy zakupić coś na pamiątkę dla Michałka. Krzychu po drodze zobaczył chłopca ubranego w strój rycerski i w tym momencie zasada zakupu jednej rzeczy dla każdego dziecka legła w gruzach - aby ukoić rozpacz i marudzenie naszego małego rycerza, byliśmy zmuszeni nabyć kolejny element stroju dla Krzysia. Michałek wykazał się tym razem bardzo praktycznym podejściem do sprawy i zamiast kolejnego badziewnego pistoletu lub karabinu, nabył ładną koszulkę z czołgiem.
Po zakupach udaliśmy się do żołnierskiego obozu, gdzie oprócz oglądania rozmaitych broni, można było zobaczyć pokazy walk. Ale o tym już następnym razem.:)
Cały czas się zastanawiam, czy pochód zamykał policyjny radiowóz, czy była to "grupa rekonstrukcyjna" Policji. Takiej całkiem współczesnej. :)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie: wspaniała impreza! Wśród rycerzy, wojaków, rozbitych obozowisk i rekonstrukcji walk, złapałem się na tym, że moje "odczucia patriotyczne" (cokolwiek by to nie znaczyło), znacznie zakurzone w ostatnim okresie, zaczęły świecić właściwym sobie blaskiem.
Ogromny szacun dla organizatorów!!!
Paweł zwany Pawełkiem