Tłum gapiów oglądających defiladę rozpierzchł się po terenie zamku, parku i rynku w Niepołomicach, a rycerze, legioniści. gladiatorzy, żołnierze i paru barbarzyńców podążyli w stronę obozowiska. Wszak pokaz siły, jakiego byli wykonawcami, wymagał wiele wysiłku i teraz należało nieco odpocząć.
Wkrótce jednak do obozowiska wtargnęli również oglądacze, którzy nie pozwolili na spokojny odpoczynek utrudzonym wojakom. My też rozpoczęliśmy wędrówkę między rozbitymi wokół zamku namiotami i zaglądaliśmy w najbardziej nawet niedostępne zakamarki, aby zobaczyć jak najwięcej z obozowego życia. Zapraszam na tę wędrówkę również Was.:)
W drodze powrotnej z defilady, wśród wojaków dało się zauważyć pewne, a nawet pełne rozluźnienie - można było odpalić całkiem współczesnego fajka i zdjąć za ciepłą czapę z bujnej czupryny. Adrenalina wyzwolona tłumem gapiów powoli opadała...
Nie na długo jednak - niektórzy niemal tuż po przemarszu przez miasto rozpoczęli przygotowania do występów rekonstrukcyjnych. Walk Rzymian i Greków nie zobaczyliśmy, gdyż Michałka i Krzycha znudził przydługi dla nich wstęp dotyczący wyglądu, stroju i uzbrojenia poszczególnych grup wojowników. Pociągnęli nas do namiotów, gdzie cały czas działo się coś ciekawego.
Kiedy mężczyźni szykowali się do walki, kobiety pokazywały odwiedzającym obozowisko, jakimi rozrywkami zajmowali się starożytni, kiedy akurat nie musieli walczyć czy tez po walce odpoczywać. Każdy chętny mógł spróbować swoich sił w starciu na planszach będących pierwowzorami znanych współcześnie gier.
Wiadomo nie od dziś, że głodne wojsko wiele nie zdziała, więc przed każdym niemal namiotem płonęło ognisko, na którym w kociołkach warzyła się strawa rozsiewająca wokół zapachy pobudzające żołądki do wołania o dostawę energii.
Niektórych wojowników zmogły całkowicie trudy paradowania i musieli nieco odpocząć, aby do późniejszych działań zdatnymi być jeszcze.
Tymczasem przy broni zastąpiły ich ochoczo kobiety, które z uśmiechem na twarzy prezentowały mistrzowskie umiejętności w posługiwaniu się łukami.
Krzyś, istny mały rycerz, zwracał uwagę swoją osóbką i był co rusz pozdrawiany przez innych rycerzy, zapraszany do namiotów... I biduś z niczego nie skorzystał, bo wewnętrzna siła nie pozwoliła mu na krok mamowej nogi odstąpić, więc przez cały spacer po obozowisku byłam zmuszona robić za "zachronkę" skrywającą Krzysia przed wszystkimi, którzy chcieli się z nim zapoznać. Może za rok będzie mu łatwiej...
Michałek zachowywał się zgoła inaczej - wszędzie właził i zaglądał, zagadywał, dopytywał i sprawdzał. Zanim opuściliśmy obóz z Krzysiowej rycerskiej bajki. posilił się wystarczająco, aby zademonstrować swoje wojskowe umiejętności w części obozowiska, w której stacjonowały bardziej współczesne oddziały.
A tam rzucił się do okopu, pooglądał i wypróbował broń, którą udało mu się podnieść, przedyskutował sprawę wystrzeliwania i transportowania pocisków z rozłożonymi lub złożonymi "śmigiełkami" i pooglądał wszelki sprzęt bojowy, jaki był prezentowany na poszczególnych stanowiskach. Michałka zdecydowanie zainteresowała mechanika działania poszczególnych machin służących do strzelania.
Zauważyłam, że Krzysia karabiny, armaty i pociski nie interesują tak bardzo jak elementy uzbrojenia rycerskiego. Wzdłuż większości stanowisk przeszedł bez zatrzymywania się i pociągnął mnie w stronę grupy kolorowo ubranych szlachciców, z którymi nie odważył się jednak pogadać o rycerskich sprawach.
Z obozowiska przeszliśmy na miejsce pokazów rekonstrukcyjnych, które zgromadziły tłumy oglądaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz