Po wakacjach Michaś i Krzyś zmienią szkołę, a właściwie to dotychczasowa szkoła zmieni lokalizację i nazwę. Jakby na to nie patrzeć, będzie to zmiana znacząca, która od ponad miesiąca stała się jednym z najważniejszych tematów dyskusji między dzieciakami i rodzicami. Ponieważ dzieci bardzo lubią szkołę, do której chodzą, a jeszcze bardziej szkolne podwórko, na którym spędzają dużo czasu, bawią się, mają swoje bazy i leszczyny spod których jesienią zbierają orzeszki, pozostawienie tego wszystkiego, do niedawna było w ich odczuciu ogromną stratą. Michałek i Krzyś opowiadali mi o swoich rozmowach z kolegami i koleżankami, z których jasno wynikało, że nie chcą chodzić do nowej szkoły, bo ona na pewno będzie "gorsza" od tej dotychczasowej. Oczywiście rodzice też mają swoje rozterki związane ze zmianą miejsca, do którego oddają swoje dzieciaki na większą część dnia.
W celu ułatwienia powakacyjnego przejścia do nowego miejsca, dyrekcja zorganizowała w nowej szkole rodzinny piknik, żeby dzieciaki zobaczyły, że tu też będą miały cudowne warunki do nauki i zabawy; przede wszystkim zabawy, bo przecież "zabawa jest najważniejsza".;)
Po lekcjach zabraliśmy chłopaków i pojechaliśmy na piknikowe podwórko przed nową szkołą. Przyjechali również inni rodzice ze swoimi dzieciakami. Zanim zaczęła się impreza, dzieci zdążyły zadeptać małymi stópkami całe podwórko, zwiedzić teren przed szkołą i zajrzeć w każdy dostępny zakamarek. Buzie stawały się coraz bardziej uśmiechnięte - podobało się! A przy ogrodzeniu rośnie kilka leszczyn, które natychmiast pokazałam Michałkowi, który bardzo żałował, że w nowej szkole nie będzie orzeszków spod drzew.
Kiedy już wszyscy byli na miejscu, poszliśmy oglądać szkołę od środka. Budynek po raz pierwszy w swojej historii rozbrzmiał dziecięcymi głosikami, w których słychać było wzrastający zachwyt nowymi salami, korytarzami, łazienkami... Gwar zrobił się okrutny - akustyka budynku da się chyba we znaki paniom i panom pracującym w szkole.:)
Wyszliśmy z powrotem na podwórko, gdzie rozpoczęły się zawody sportowe w parach - rodzic + dziecko. Ja byłam z Krzychem, a Pawełek z Michałkiem. Zanim przystąpiliśmy do rywalizacji w poszczególnych konkurencjach, była wesoła rozgrzewka.
Tym razem to Pawełek robił zdecydowanie więcej zdjęć niż ja, więc na większości z nich jestem ja i dzieciaki. Pierwszą konkurencją był skok w dal. Krzyś, który uwielbia każdą rywalizacje, pod warunkiem, ze w niej wygrywa, przeszedł sam siebie i skoczył dalej niż Michałek.
Ja też musiałam skakać, ale muszę się przyznać, że nie poszło mi tak dobrze, jak chłopakom.
Drugą konkurencją był slalom z piłką. Z naszej czwórki największe doświadczenie w kopaniu piłki ma oczywiście Krzyś i jemu udało się najszybciej pokonać slalom.
Michałek i Pawełek też sobie poradzili całkiem dobrze.
Mnie też się udało wykonać ćwiczenie, ale bez rewelacji czasowych.
Przy następnym stanowisku zostaliśmy związani i w takim stanie musieliśmy pokonać kilkumetrową trasę. Michał i Pawełek przed startem ustalali strategię, które to ustalenia, po wprowadzeniu w czyn, byłyby ich położyły na ziemię. W mgnieniu oka zastosowali jednak plan awaryjny i Pawełek szedł niosąc Michałka uwieszonego na swojej ręce.
Ja z Krzychem nie spieszyliśmy się nadmiernie, uważając przede wszystkim na to, żeby nie odnieść kontuzji.
Później były rzuty do celu. Ta konkurencja poszła nam całkiem nieźle.
Kolejne zadanie polegało na jak najszybszym pokonaniu trasy z piłką w chuście. Trzeba było nie tylko biec jak najszybciej, ale jeszcze uważać, żeby nie zgubić piłki. Michaś z Pawełkiem byli bezkonkurencyjni - mieli najlepszy czas ze wszystkich uczestników.
My z Krzysiem też daliśmy z siebie wszystko i całkiem dobrze nam poszło.
Ostatnia konkurencja polegała na skokach przez linę kręconą przez dwie panie.
Skoki na skakance nie są naszą najmocniejszą stroną, ale bardzo się staraliśmy.
Pawełek uwiecznił moje wyczyny - robiłam, co mogłam, ale i tak byliśmy w skokach na szarym końcu.
Już w czasie konkursów Pawełek zerkał w stronę stołów jedzeniowych i zastanawiał się, czym smacznym napełni brzuszek. W końcu skończyliśmy "sportowanie" i mógł zająć się jedzonkiem. Bigos i chleb ze smalcem wywołały błogość na jego twarzy.
Na podwórku, równocześnie z konkurencjami sportowymi, prowadzone były przez panie z UJ zajęcia dla naukowców. Michałek wykonywał po raz kolejny znane doświadczenia i zupełnie zapomniał o tym, ze wypadałoby coś przekąsić.
Krzyś z kolegami zaczęli rozgrywki piłkarskie i mimo, że pora już była najwyższa na powrót do domu, nie można ich było oderwać od zabawy. Kiedy w końcu jechaliśmy do domu, padło pytanie, czy nie można byłoby do tej nowej szkoły chodzić od jutra.
Wszyscy świetnie bawiliśmy się na pikniku, a chłopcy nie mają już obaw przed nową szkołą - wiedzą, że będzie w niej równie ciekawie jak w "starej" i planują już zakładanie baz na całkiem nowym podwórku.
Nieźle rodzice dostaliście w kość,skakanie i bieganie wow.Ale pomysł szkoły na taki piknik okazał się rewelacyjny,ktoś dobrze kręcił główka w tej szkole.A jedno zdjęcie Dorota jak skaczesz rozśmieszyło mnie do łez,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZabawa była przednia, a dzieciaki "oswoiły" nowe miejsce - cel osiągnięty. Sama się uśmiałam z niektórych zdjęć.
UsuńPozdrawiamy Ewo cieplutko!