czwartek, 16 kwietnia 2015

Wybieramy szkołę dla sześciolatka

    Zaczniemy jak w bajce: dawno, dawno temu, kiedy ja miałam rozpocząć edukację w podstawówce, wszystko było jasne, proste i oczywiste. Wiadomo było, że pójdę do szkoły rejonowej, tak samo jak wszyscy koledzy i koleżanki z podwórka. Razem chodziliśmy do szkoły i z powrotem, przeżywając po drodze mnóstwo przygód. Konflikty rówieśnicze rozwiązywaliśmy sami, co niejednokrotnie kończyło się paroma siniakami czy jakimś guzem. I nikt nie uważał nas za agresywne dzieci. Nauczyciel cieszył się poważaniem i żadnemu uczniowi nie przyszło do głowy, żeby z nim dyskutować. Nie było dyslektyków ani żadnych innych "dys-cośtam", tylko osły, tumany, którym się nie chciało uczyć. Nikogo nie dziwiło, że pierwszaki same wędrują po osiedlu, często z kluczami do mieszkań dyndającymi na szyi. Tylko nieliczne dzieci spędzały czas przed lekcjami i po nich w świetlicy, bo byliśmy bardziej samodzielni, a rodzice mieli dla nas więcej czasu niż obecnie. I udało nam się jakoś przeżyć, a nawet czegoś nauczyć.:) I tu się bajka o prehistorii kończy - w tym roku my stanęliśmy przed koniecznością wyboru szkoły dla Michałka. I okazało się, że nic nie jest tak proste i oczywiste, jak ....dziesiąt lat temu.

     Na temat sześciolatków w szkole powiedziano już chyba wszystko, bo od kilku lat trwa debata społeczna, w wyniku której rodzice przyszłych uczniów mają większą świadomość w kwestii funkcjonowania dziecka w szkole, ale i decyzja o wyborze placówki staje się bardziej skomplikowana niż to bywało.

    W czasie styczniowego spotkania rodziców zerówkowiczów z panią psycholog dowiedziałam się, że dzieci, które w wieku sześciu lat rozpoczęły naukę, mają ogromne trudności szkolne, które uaktywniły się w klasie czwartej. Był to jeden z argumentów przemawiających za odroczeniem wyroku nauki w klasie pierwszej na rok. Wcale się nie dziwię rodzicom, którzy chcą jak najlepiej dla swoich dzieci, ale stuprocentowe poparcie specjalistycznych poradni dla rodzicielskich starań jest zastanawiające. Jednym słowem, kto chciał dostać odroczenie, ten dostał.

    Uważam, że problem nie tkwi w braku "gotowości szkolnej" sześciolatków, tylko w niedostosowaniu systemu szkolnego do potrzeb i możliwości. Zresztą dotyczy to również dzieci nieco starszych - siedmio- czy ośmioletnich.

     Michałek jak najbardziej nadaje się do szkoły i chce się zacząć uczyć więcej niż w zerówce. Ale w klasie 25 - osobowej, w której nauczyciel całą niemal energię będzie poświęcał na opanowanie towarzystwa wędrującego po klasie, a jej resztki na wtłoczenie w młode główki podstawy programowej, moje dziecko będzie miało ograniczone możliwości rozwoju. W realiach szkolnych nauczyciel ma znikome szanse na zindywidualizowanie procesu edukacyjnego i pochylenie się nad jednostką. Ponadto większa uwagę poświęca się dzieciom z rozmaitymi problemami niż dzieciom zdolnym, które jakoś sobie i tak poradzą. A że nie w pełni wykorzystują swoje możliwości, jest kwestią poboczną.

   Kolejna kwestia to godziny nauki. Ja sama chodziłam przez trzy lata do szkoły "na popołudnie" i obiecałam sobie, że nigdy nie zrobię moim dzieciom takiego "prezentu". A nasza rejonowa podstawówka, pękająca w szwach, pracuje na zmiany i ostatnie zajęcia kończą się bardzo późno. Poza tym świetlica jest przepełniona od rana do zmroku, ponieważ ktoś musi się jakoś zająć dziećmi, kiedy ich rodzice pracują. A kilkugodzinny pobyt w tłumie i zgiełku nie należy do zestawu, który tygryski lubią najbardziej.

   I jeszcze jedna, bardzo dla mnie istotna sprawa - nie chcę, żeby korytarze i sale w szkole mojego dziecka wyglądały jak przydrożna kapliczki przyozdobione różnorakimi światkami, świętymi obrazkami i różańcami z kasztanów i żołędzi. W takiej scenerii dzieci modlą się zamiast uczyć, a największe osiągnięcia mają w konkursach religijnych. (Sprawdzałam na stronach internetowych kilku interesujących mnie szkół i byłam po prostu przerażona.)

   Napisałam tylko to, co najbardziej mi leży na wątrobie. Dodać mogę jeszcze, że Michałek jest urodzonym pacyfistą i nie umie się bronić przed agresją - kiedy raz w przedszkolu dostał od kolegi w beretkę, powiedział, że zbuduje taką maszynę, która agresora eksportuje na Księżyc. Gdyby zatem trafił do klasy z kilkoma agarami, mógłby mieć poważne kłopoty i znienawidziłby szybko szkołę.

   Jaką zatem szkołę wybrać? Na co postawić, wiedząc, że ideału się nie znajdzie? Przez chwilę rozpatrywałam możliwość zorganizowania nauczania domowego, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, bo wiedza to nie wszystko. Ważniejsza od niej jest dla dziecka możliwość współpracy z rówieśnikami, dzielenia się swoimi pasjami i umiejętnościami. I tego odebrać mojemu dziecku nie chciałam.

    Chcę, żeby Michaś z radością i niecierpliwością szedł każdego ranka na zajęcia do szkoły, która będzie przecież jego drugim domem, bo w niej spędzi kawał swojego życia.Chcę też, żeby czuł się w niej bezpiecznie i nauczył się współpracy z innymi dziećmi, nie tracąc równocześnie swojej indywidualności. Chcę, żeby szkoła dała mu możliwość rozwijania jego licznych zainteresowań, bo zapewne w którymś z nich będzie się realizował jako dorosły człowiek. I jeszcze jedno - żeby system nie zabił w nim kreatywności. (Czytałam niedawno artykuł poparty badaniami o poziomie kreatywności na poszczególnych etapach edukacji. Podsumowanie było, delikatnie mówiąc, smutne - z 98% u pięciolatków, kreatywność spadała systematycznie do 5% u dwudziestopięciolatków. Wnioski każdy może wyciągnąć sam.)

    Nie chcę go trzymać pod kloszem, ale równocześnie zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa i nauczyć, że wrodzona otwartość do ludzi i świata jest wspaniała, ale może też stanowić niebezpieczeństwo. W realizacji tego planu powinna pomóc mi szkoła, szkoła przyjazna sześciolatkowi. Wydaje mi się, że udało nam się taką znaleźć. Czas zweryfikuje trafność naszego wyboru.:)

   Wszystkim rodzicom sześciolatków, które od września rozpoczną swoją szkolną karierę, życzę jak najmniej rozterek związanych z wyborem szkoły.:)

   Link do artykułu o jednej ze szkół na naszym osiedlu: http://fakty.interia.pl/prasa/news-dziennik-polski-ogromny-tlok-w-szkole-wzywaja-dzieci-przez-m,nId,1718249



2 komentarze:

  1. uff trzymam kciuki żeby wybór okazał się trafny - przerabiałam to i ...już więcej bym nie chciała :/ pamiętam choćby wybór gimnazjum dla Miska - szkoła miała opinie jako jedna z lepszych, bezpieczna itp; co się okazało? fala na całego plus dilerzy dookoła :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotychczas, kiedy kierowałam się intuicją i pierwszym wrażeniem, moje wybory okazywały się trafione (tak było np. z przedszkolem, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni). Tym razem powinno być tak samo.:)

    OdpowiedzUsuń