czwartek, 21 maja 2015

Odeszła dzisiaj

      Mandi, Mendą zwana, przywieźliśmy do "naszej" stajni w połowie lutego 2014 roku. Trafiła do nas, bo już, ze względu na podeszły wiek, nie radziła sobie w stadzie żyjącym na pastwisku przez cały rok. U nas dostała ciepły boks i spokojną emeryturę. Szybko stała się stajenną maskotka, którą wszyscy dopieszczali.

    Wkrótce okazało się, że cierpi na przewlekłą chorobę, dotykającą głównie stare kuce. Aby dobrze funkcjonować, musiała dostawać codzienną porcję lekarstwa, które nie dość, że drogie, w Polsce jest nie dostępne. Dzięki pomocy naszych przyjaciół z Anglii, szybko sprowadziliśmy lekarstwo i Menda z dnia na dzień czuła się lepiej. 

   Dni spędzała na włóczeniu się w pobliżu stajni i skubaniu trawki, a noce we własnym boksie, w którym codziennie czekała na nią porcja ulubionej paszy. Kiedy padał deszcz, chodziła w derce zrobionej z nieprzemakalnej kurtki; o staruszkę trzeba przecież dbać... Woziła tylko lekkie dzieci dwa - trzy razy w tygodniu. Każdy koń mógłby jej pozazdrościć takiej emerytury.

   Od chwili, kiedy do nas przyszła, wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że jest starym, chorym koniem i jej żywot może niedługo dobiec końca. Ale ostatnio czuła się wyjątkowo dobrze - chętnie chodziła i galopowała pod dziećmi, nawet jak nie chciały. Parę razy nawet bryknęła sobie jak źrebak.

   Kiedy dzisiaj przyjechałam do stajni, skubała sobie trawę koło bramki. Na moje powitanie: "cześć Menda", ledwie raczyła mnie zaszczycić jednym spojrzeniem i podreptała do lepszej trawy. Pojechałam na spacer z Ramziatym, a kiedy wróciłam, z Mendą było już kiepsko. Ula (stajenna szefowa), chodziła z nią po podwórku. Wcześniej dała jej porcję leku przeciwbólowego. Obydwie wiedziałyśmy, że to są ostatnie chwile kucynki.

   Wprowadziłyśmy Mendę do stajni, gdzie od razu się położyła. dostała kolejną porcję lekarstwa. Wreszcie dojechała pani weterynarz, która pomogła Mendzie odejść. Tylko tyle, a może aż tyle można było dla niej zrobić. Trzymałam rękę na jej głowie do końca. Pocieszam się, że wszystko poszło tak szybko, że nie zdążyła się nacierpieć przed śmiercią. 

   Nie była z nami długo, ale to wystarczyło, żeby się do niej przywiązać. Na miejscu się powstrzymałam, ale w domu sobie zdrowo poryczałam. Jest mi już lepiej.

   Życie jest krótkie i ulotne. Kochani, nie rozmieniajcie go na drobne, nie przejmujcie się pierdołami, tylko cieszcie się każdym dniem, godziną i minutą. Czasem warto się zatrzymać i zastanowić, co jest naprawdę ważne.

   Muszę jeszcze o wszystkim powiedzieć Pawełkowi i dzieciom....

1 komentarz:

  1. Powiedziałaś mi. Długo nie mogłem uwierzyć. Jeszcze w sobotę tak ochoczo wiozła Krzysia i Michałka...
    Miała z Tobą dobrą, spokojną emeryturę. Godną i szybką śmierć.
    Życie....
    Pewnie już gdzieś jest młody kucyk, który godnie ją zastąpi.
    Zastąpi i jednocześnie wygra szóstkę w "życiowego totolotka". Wszak w Twoich rękach krzywda mu się nie stanie!

    Paweł zwany Pawełkiem

    OdpowiedzUsuń