Michałek uwielbia uszka. Takie domowe, dość duże, z barszczykiem kiszonym przez mamę. Już rok temu stał się namiętnym uszkożercą, więc kilkakrotnie robiłam mu te uszka w ilościach półhurtowych i mroziłam w porcjach, żeby w razie potrzeby wyjąć z zamrażarki i zaspokoić głód mojego synka. Dawno już się te zapasy skończyły i od czerwca Michaś nie jadł jednej ze swoich ulubionych potraw. A zaczęły te uszka chodzić za nim już w sierpniu. Tłumaczyłam, że podczas wakacji w Lipnicy nie ma szans na wygospodarowanie czasu na robienie uszek, więc odkładałam produkcję na czas, kiedy wrócimy do Krakowa. Na drogi dzień po powrocie Michałek już ponownie pytał, kiedy WRESZCIE będziemy robić te uszka. A tu trzeba się było szykować na wyjazd na mazurski zlot grzybiarski... I tak odkładałam i odkładałam to robienie uszek prawie w nieskończoność. Ale kiedy już nastawiłam buraki do kiszenia i Michałek zobaczył na kuchennym blacie kamienny gar, odwrotu nie było. Zapowiedziałam, ze będziemy kleić uszka w sobotnie popołudnie, po powrocie ze stajni.
Ku mojemu zaskoczeniu, Michałek oświadczył, ze będzie robił uszka ze mną. Michaś niezbyt chętnie pomaga w pracach domowych, twierdząc, że "nie jest do tego stworzony", więc jego deklaracja zdziwiła mnie i zaskoczyła, szczególnie, że Pawełek miał w tym czasie zabrać chłopaków na basen.
Powiedziałam Michałkowi, ze może spokojnie iść z tatą i Krzysiem na basen, a ja sobie z uszkami poradzę i w sam raz, jak wrócą, będą mieli gotowe pyszności do jedzenia. Jednak moje dziecko stwierdziło, że nie pójdzie na basen, bo przecież obiecało, że będzie robić uszka.
Po powrocie od koni szybciutko dałam chłopakom obiad i przygotowałam ciasto do lepienia uszek. Farsz dostosowany do gustu Michałka, przygotowałam dzień wcześniej. Zanim Pawełek zebrał się na basen, zaczęliśmy robotę kuchenną. Myślałam, że Michaś sklei dwa, trzy uszka i dojdzie do wniosku, że to strasznie nudne. Wtedy wykopałabym go na basen i mogłabym spokojnie te uszka kleić w samotności, wiedząc, że chłopcy dobrze się bawią.
Tymczasem, wbrew moim oczekiwaniom, Michaś doskonale się bawił sklejając kolejne uszka. Każde było nieco inne i śmialiśmy się, ze są między nimi uszy konia, psa czy osła. Kategorycznie odmówił pójścia na basen.
Krzyś, widząc, że brat świetnie się bawi przy robieniu uszek, też chciał spróbować. Pokazałam mu raz i drugi, jak te uszka sklejać, ale nie za bardzo mu szło, chociaż ogromnie się starał. Rok różnicy wieku i widać doskonale mniejszą sprawność manualną. Michałek rok temu też nie był w stanie sklejać uszek i pierogów, a teraz szło mu doskonale.
Poprosiłam Pawełka, żeby udokumentował nasze kuchenne poczynania, dzięki czemu macie możliwość obejrzenia nas przy pracy.;)
Krzysiowi szybciutko odechciało się męczenia przy kuchennym blacie, więc pogonił tatę na basen. A Michaś został ze mną w kuchni do końca roboty. Jak już reszta menażerii poszła sobie pływać, stwierdził: "Jak to cudownie z tobą mamo w kuchni sobie robić i patrzeć przez okno na całe miasto." Doszłam wtedy do wniosku, że bardziej od robienia uszek, Michaś chciał pobyć sobie ze mną sam na sam. W ciągu tygodnia więcej czasu poświęcam Krzysiowi, bo trzeba z nim siedzieć przy odrabianiu zadań (Michaś robi już wszystko samodzielnie i tylko od czasu do czasu potrzebuje pomocy) i przy różnych innych czynnościach codziennych, z którymi Krzychu nie do końca sobie radzi.
Oprócz uszek ukleiliśmy też pierogi, żeby nakarmić wygłodzonych pływaków po powrocie z treningu. Kiedy zabrałam się za gotowanie uszek i pierogów, Michałek mnie opuścił i rysował projekty statków w pokoju. Co chwilę przychodził i pokazywał swoje rysunki, tłumacząc mi założenia konstrukcyjne i technologiczne.
Za oknem zrobiło się ciemno, a ja ciągle stałam przy garach. Kiedy ugotowałam ostatnią partię, podgrzałam barszczyk i na stół wjechało Michałkowe marzenie - w końcu dopadły go uszka, które nachodziły się za nim przez dwa miesiące.
Zapytałam Michałka, czy uszka spełniają jego oczekiwania. Odpowiedź brzmiała: "Powiem tylko trzy słowa - najlepsze na świecie!" Michał pobił w sobotę swój rekord jedzeniowy - wchłonął 22 uszka z dwoma solidnymi porcjami barszczyku. Wspaniale było patrzeć jak zajada i rozkoszuje się smakiem.:)
Wkrótce wrócili Pawełek z Krzysiem. Krzychu też pobił swój rekord życiowy - przepłynął na basenie ponad kilometr, z czego był niezmiernie dumny. Konkretna porcja pierogów (Krzyś nie przepada za barszczem z uszkami) szybko odnowiła jego siły i zanim położył się do łóżka, musiał jeszcze trochę pobiegać i poskakać. To było wspaniałe popołudnie, po cudownym przedpołudniu spędzonym z końmi i stajennymi przyjaciółmi. I zapas uszek mam gotowy jeszcze na parę Michałkowych porcji.:)
A pomyśleć, że kiedyś było trzeba uciekać się do sposobów z "ga" czy też innymi lampami żeby Michałkowy brzuszek choć w części napełnić :) To również jedna z moich ulubionych zup. Z wielką czułością patrzę na zdjęcia z Chłopcami,zaś z Michałkiem naprawdę chwytają mnie za serce. Na buzi Miśka maluje się tyle emocji - skupienia, wrażliwości,delikatności, zacięcia. Fajnych macie tych Chłopaków :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście karmienie z użyciem wszelkich możliwych gadżetów przeszło do historii. Teraz Michaś potrafi całkiem sporo zjeść i to samodzielnie.:)
UsuńPrzy okazji nawiedzania Krakowa, wpadnij zobaczyć ich w realu.
Michałek jaki skupiony na robieniu uszek.On chyba jest duzo poważniejszy niż Krzyś,mniej szaleje? Czy ja mam takie wrażenie?Nie umiem lepić uszek i robić pierogów.Kiedyś robiła mama a potem na Wigilie siostra jedna lub druga.Super czas Michałka z mamunią,ściskam was mocno
OdpowiedzUsuńMichałek potrafi energię spożytkować na myślenie, więc jest spokojniejszy, bo do tego nie trzeba biegać.:) Krzychu wyładowuje się zewnętrznie i bez dwóch godzin popołudniowego treningu, wieczorem chce go rozerwać.
UsuńJA chłopaków trochę uczę robót kuchennych; na tyle, na ile jest to dla nich zabawa. Przyda im sie może w przyszłości.
Pozdrawiamy!