W grzybowym szaleństwie ostatnich dwóch tygodni wakacji trzeba było jeszcze znaleźć czas na wizyty w parku linowym "Wypasiona Dolina". Obiecałam chłopakom, że na koniec pobytu w Lipnicy jeszcze tam pójdziemy, a obietnic zawsze dotrzymuję. W Wypasionej Dolinie jest tylko jedna trasa dostosowana do wzrostu Michałka i Krzysia - trasa bacy. Chłopcy chodzili po niej już tyle razy, że przemykali po kolejnych etapach biegiem. I marudzili, że nie mogą pójść na trudniejsze trasy. Poszłam więc do sympatycznej pani instruktorki i zapytałam czy chłopcy nie poradziliby sobie na "poważniejszej" trasie linowej. Ponieważ Michał i Krzyś byli już kilkakrotnie w tym parku linowym, instruktorzy ich rozpoznawali i widzieli, że chłopaki są sprawne i niczego się nie boją.:) Pani odpowiedziała mi, że z przejściem nie powinni mieć problemu, ale są na trasie takie trzy miejsca, w których nie dosięgną do liny, żeby zapiąć zabezpieczenia. Dodała też, że jeżeli byłaby wystarczająca ilość instruktorów, to można im wykupić przejście z instruktorem. Jak to Michałek usłyszał, nie było już uproś... Dopytałam więc w jaki dzień tygodnia i w jakich godzinach jest na tyle mały ruch, żeby któryś instruktor był wolny i poszedł z chłopakami na trasę leśną. W ten sposób wybraliśmy wtorek w ostatnim tygodniu wakacji.
W tym dniu pognałam samotnie na grzyby jeszcze przed świtem, a chłopcy mieli dzień lenia połączony z dniem samodzielności - wstać bez mamy, zrobić sobie śniadanie i jeszcze posprzątać w pokoju. Z lasu wróciłam z pełnym koszem grzybów, szybko je obrobiłam i już przed jedenastą wystartowaliśmy do Zubrzycy. Na miejscu okazało się, że pani, z którą rozmawiałam, nie widać nigdzie na horyzoncie, a żaden inny pan instruktor nie chce się podjąć przejścia z Michałkiem i Krzysiem po trasie leśnej...
Ale słabo! - skomentował Michał i zwiesił nos na kwintę. Krzyś miał łzy w oczach. Zaczęłam dyskutować z dwoma panami instruktorami i zapewniać, że ich koleżanka zapewniała, że chłopcy dadzą radę na tej trasie. Panowie w końcu doszli do wniosku, że w takim razie, skoro ona tak mówiła, to niech idzie! Znaleźli na terenie "naszą" panią, która miała na razie wolne od pracy, ale jak nas zobaczyła, to założyła instruktorską koszulkę i poszła z chłopakami.
Michał wystartował jako pierwszy i pierwsze trzy przeszkody pokonał w mgnieniu oka, bez jakiejkolwiek pomocy.
Krzyś miał natomiast problem na pierwszej przeszkodzie - siatce. Już myślałam, że zawróci i zrezygnuje z próby pokonania dalszej części trasy. Pani jednak tak go zdopingowała, że dał radę.:) Po przejściu całej trasy leśnej, stwierdził, że dla niego ta pierwsza przeszkoda była najtrudniejsza.
A z pozostałymi trudnościami chłopcy radzili sobie różnie - raz Michał pokonywał jakąś przeszkodę bez zawahania, innym razem Krzyś.
W niektórych miejscach faktycznie brakowało im wzrostu i byli zmuszeni iść na palcach, żeby trzymać zabezpieczenie we właściwym miejscu.
Były też punkty, w których niezbędna okazała się pomoc pani instruktorki.
Chodziłam twardo po ziemi i zadzierałam głowę do góry, żeby widzieć, co chłopcy robią i uwiecznić ich wyczyny. W efekcie szyja odmówiła mi posłuszeństwa i zaczęła boleć. Michał i Krzyś nie odnieśli uszczerbku na zdrowiu przechodząc trasę leśną, a ja będąc na ziemi, cierpiałam.
Ostatni etap trasy leśnej to zjazdy na tyrolkach. To się Michałkowi i Krzysiowi podoba najbardziej. A kiedy dojechali do końca trasy, oświadczyli, że pani im powiedziała, ze mogą iść również na najdłuższą, trzystu metrową tyrolkę. Oczywiście z instruktorem.
Machnęłam już ręką na kolejne wakacyjne koszta i powiedziałam, żeby poszli, skoro mogą, a wrażeń im jeszcze za mało. Zjazd systemem tyrolek wywołał efekt "wow".
Na koniec zafundowałam im jeszcze loty na big swingu, żeby już byli tak umęczeni, że już sami prosiliby o możliwość zakończenia tego pobytu w Wypasionej Dolinie. Ale to i tak było za mało! Kiedy zakończyli huśtanie, Krzyś z maślanymi oczami złożył wniosek o jeszcze jedną atrakcję. A naprawdę myślałam, że będą już mieli dość... Pokazałam Krzysiowi pusty portfel i zapytałam, czy pozostałych w nim miedziaków starczy na jakąkolwiek atrakcję. Rezolutnie odparł, ze przecież ma kartę, a na koncie na pewno miliony. Na moje szczęście w Wypasionej Dolinie przyjmują tylko gotówkę.;)
Od samego patrzenia mam dreszcze że strachu. Brawo chłopaki, wysportowani że wow. Tylko co będą robili za rok jak teraz wszystko zaliczyli. Chyba że są jeszcze inne trasy. Gratuluję chłopakom
OdpowiedzUsuńJa też bym się nie zdecydowała na przejście taką trasą. Za rok chłopakom się pozapomina i będą się cieszyć od nowa z tych samych atrakcji.:)
UsuńCzyli za rok jedziemy razem. Postaramy się tym razem przyjechać do Lipnicy na dłużej niż na tydzień i ciotka też pójdzie na trasę
OdpowiedzUsuńTo już plan jest. Teraz tylko wystarczy zrealizować we właściwym czasie.:)
Usuń