piątek, 7 sierpnia 2020

Znaleziska z początku sierpnia


      Coś w te wakacje mam totalnego lenia do pisania doniesień z orawskich lasów. Chyba ta zdalna praca i nauka przez tak długi czas spowodowała komputerowstręt i to, co było przyjemnością, przestało nią być. Szkoda, że dzieci nie mają poczucia przesytu urządzeniami elektronicznymi. A do tego wszystkiego internet strasznie kiepsko chodzi w tym roku na wsi i wstawienie fotek zajmuje czasem trzy dni... To tak tytułem wytłumaczenia, dlaczego tak mało donosów w tym roku. Wiem, ze parę osób na nie czeka i mam poczucie niespełnionego obowiązku. Niemniej wolę poczekać chwilę na wenę niż robić na blogu coś na siłę. 
     Do dzisiejszego wpisu natchnęły mnie piękne kolczakówki znalezione przedwczoraj w Małej Lipnicy, po nocnym deszczu. Stwierdziłam, że muszę się ich widokiem podzielić z Wami. Chodźmy zatem na leśny spacering, na którym oprócz kolczakówek z kropelkami parę innych grzybków się trafi na pewno.:)
     Miłosz i Eryk, którzy towarzyszyli nam w leśnych włóczęgach przez ponad dwa tygodnie, pojechali już do domów, ale zaraz, na następny dzień, do Lipnicy przyjechały koleżanki Michała i Krzysia. Wskoczyły natychmiast na wolne miejscówki do towarzystwa i przez ostatni tydzień chodzą do lasu z nami.
    Dla Michałka i Krzysia towarzystwo rówieśników powoli staje się ważniejsze niż moje, więc jestem bardzo zadowolona, kiedy idą z nami do lasu jacyś koledzy lub koleżanki chłopaków. Oni się bawią i gadają o swoich sprawach i planach na popołudniowe zabawy, a ja mogę sobie spokojnie szukać grzybów i nikt nie zadaje zbędnych pytań, kiedy wreszcie kończymy grzybobranie i wracamy na podwórko. Chłopcy bowiem doskonale się bawią podczas pozysków, kiedy jest dużo grzybów, ale kiedy trzeba się nachodzić, żeby ich uzbierać, robi się nudno...
    Przy dziewczynach chłopcy przechodzą samych siebie i popisują się tak, że słowami trudno to opisać. Obrazki mówią za siebie same.;)

    Kiedy oni skaczą po drzewach, ja czasem trafiam na takie cudowne widoki. Gdyby tak cały las był tak wykurkowany, nie wyszłabym z niego chyba nigdy. Może zatem dobrze, że tylko miejscami takie wspaniałe obrazki można zobaczyć.;)

    Przez ostatnie dni kurki są jedynymi grzybami, których można nazbierać więcej, jeśli oczywiście idzie się do lasu, w którym rosną. Bo nie we wszystkich orawskich lasach można je znaleźć. Co prawda nie brakuje też borowików szlachetnych, ale są tak robaczywe, ze do zabrania nadaje się jeden na dwadzieścia. To jest jakiś koszmar - widzisz dorodnego prawdziwka w mchu albo w borowinach, wyciągasz po niego pazerniacze łapsko, a ona rozsypuje się w proch, bo tylko zewnętrzna otoczka pozostała piękną osłoną białkowego wnętrza. Trudno się pogodzić z takim stanem rzeczy, ale niestety,mimo wielu obietnic, Michałek jeszcze nie zbudował urządzenia odstraszającego robale z lasu.
   Z innych gatunków jadalniaków trafiają się pojedyncze borowiki ceglastopore, które również w niemal stu procentach są robaczywe, koźlarze czerwone i świerkowe - ani jeden nie nadaje się do wzięcia, a po deszczu wyskoczyło kilka maślaków żółtych. Zupełnie przestały rosnąć muchomory czerwieniejące, które przez długi czas ratowały koszyk przed pustką, ale można za to trafić na przepiękne muchomory mglejarki.
    Można jeszcze spotkać i podziwiać siatkoblaszki maczugowate, ale teraz już zdecydowanie nie mają takich pięknych kolorków jak te pierwsze, z początku lipca. Liliowe fiolety przechodzą z wiekiem w nieciekawe szarości. Zawsze jednak pozostaje forma, które siatkoblaszkom można pozazdrościć - jest niepowtarzalna.:)
    Miejscami las przypomina dno oceanu i rafę koralową. Tu rośnie mnóstwo rozmaitych koralówek i zazwyczaj przechodzi się obok nich bez szczególnego zwracania na nie uwagi. Ta mnie zatrzymała za względu na oświetlenie, które sprawiało wrażenie, ze wydobywa się z morskich głębin.
    Podobnie jak koralówki, zazwyczaj pomijam naziemki zielonawe, których w orawskich lasach jest zazwyczaj na bogato. (Pamiętam tylko jeden rok, kiedy były problemy ze znalezieniem tego gatunku.) Parę dni temu zaczęły się pojawiać pierwsze i już zasiedlają licznie swoje miejscówki. Również tym razem miałam przejść obok nich obojętnie, ale upomniałam się  - u innych miłośników grzybów one nie rosną, weź zrób zdjęcie i pokaż ten gatunek! Po tym wewnętrznym upomnieniu się jak sobie nakazałam, tak zrobiłam.:)
    Nie przechodzi się za to obojętnie obok znacznie rzadziej spotykanych gatunków. Ten rok jest dla nich wybitnie łaskawy i spotkania z kolczakówkami są stosunkowo częste. Dotychczas, przez wiele lat miałam dwa stanowiska kolczakówki pomarańczowej, a w tym roku trafiłam na kolejne dwa, w tym jedno nadzwyczaj bogate. Rośnie na nim kilkadziesiąt owocników pozrastanych z sobą, tworzących ciągi.
     Obojętnym nie da się być również wobec kolczakówek piekących, będących w fazie płakania krwawymi łzami. To jeden z tych gatunków,  który niezmiennie przyciąga wzrok i zmusza do wyjęcia aparatu. Po deszczowym poranku trafiliśmy w Małej Lipnicy na spore ilości owocników kolczakówki piekącej.

    W Małej Lipnicy trafił się rarytasik lepszy od kolczakówek - dwupierścieniak cesarski. Musiało ich być więcej, bo na skarpie znajdowały się ślady po czterech owocnikach, które ktoś lub coś zdewastowało. Nie były to ślimaki, bo żadnego w pobliżu nie było. Nie zauważyliśmy też, żeby na ziemi lub szczątkach grzybów znajdował się śluz, jaki zawsze zostaje po pazernych ślimakach. Musiał to być zatem człowiek lub jakiś większy zwierzak, na przykład sarna, która zjadła dorodneowocniki, a najmniejszego nie zauważyła i strąciła przez przypadek na drogę.
    Ten jedyny owocnik nie był połączony ze ściółką. Leżał na drodze poniżej skarpy. Z jednej strony był jeszcze zamknięty, z drugiej zaczął się otwierać. Wspaniale pachniał. W ubiegłym roku nie spotkałam ani jednego egzemplarza dwupierścieniaka, więc to znalezisko bardzo mnie ucieszyło.:)
     Podczas ostatnich wyjść do lasu spotkaliśmy salamandrę, która zaatakowała Krzysiowego gumowca, młodą ropuszkę, a nawet motylka, który nie miał ADHD i dał się sfocić.
Teraz czekamy na efekty deszczu, który przez dwa dni nieco popadał na wysuszona ziemię. Oby to wystarczyło grzybkom.:)

2 komentarze:

  1. Ja bardzo czekałam na Twoje wiadomości i na zdjęcia. Już myślałam że jesteś w Krakowie. Cieszę się że takie ciekawostki spotykasz a ja to oglądam na super zdjęciach. A ciasteczko z sokiem wiśniowym jest najpiękniejsze.Ja w dalszym ciągu strasznie cierpię, nic nie lepiej, moja psychika cierpi. Uściski dla wszystkich Dorotko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Krakowie też na chwilę Ewciu byłam. Te wakacje mam bardzo intensywne, nie tylko ze względu na grzyby. Ewciu! Trzymaj się mocno, bo jeszcze będzie dobrze. Nie można się załamywać. Twarda sztuka z Ciebie, więc nie możesz się dać zwątpieniu. Uściski serdeczne!

      Usuń