czwartek, 26 marca 2015

Stylizacja podwórkowa

    Ubiegłoroczne lato było deszczowe i błota o właściwej konsystencji nie brakowało w bliższej i dalszej okolicy. Dzieci korzystały z tych dobrodziejstw natury bez ograniczeń i wymyślały kolejne zabawy z błotnistą mazią w roli głównej. Oj, tęskno nam już za letnimi szaleństwami, które chłopaki wspominają ostatnio coraz częściej. Dzisiaj garsteczka zatrzymanych w kadrze chwil w krótkiej historyjce obrazkowej z podsumowaniem (nie mylić z morałem).
     Kiedy przez trzy dni nie było deszczu i okolica delikatnie podeschła, chłopcy zaczęli odczuwać brak materiału do codziennej maseczki na ciałko i ubranko.Od czegóż jednak ma się pomyślunek - jak nie ma surowca naturalnego, można go w sprzyjających okolicznościach wytworzyć.
    Zaczęło się niewinnie - matka, nie wiedząc jeszcze, co czyni, przyniosła (na Michałkową prośbę) wiadro wody w pobliże piaskownicy. Zaczął od produkcji "ciapy" w małych pojemnikach, korzystając z narzędzi, których pod ręką miał pełen wybór.
    Michałek, w pełnym skupieniu mieszał mikstury w kolorowych wiaderkach. Nie bardzo jeszcze wiedział do czego je wykorzysta, ale sam proces tworzenia był na tyle zajmujący, że pochłonął go całkowicie.
    Krzychu przyglądał się bratu trochę ze zdziwieniem, trochę z dezaprobatą. I myślał, jakby tu wykorzystać taką piękną błotnistą maź.
    Myślał, myślał, aż wymyślił - zakasał rękawy i swoje, czyste jeszcze, małe łapki wsadził do największego
wiaderka, w którym uformował pierwszą bombę. Z okrzykiem: "do wojny" rozwalił błotną kulę na buzi Michałka, który po pierwszym szoku odparował cios. I tak to się zaczęło...

  Wojna zajmowała coraz większy obszar i przyciągała kolejnych uczestników.   

    Trzeba też było zwiększyć produkcję amunicji. Małe wiaderka okazały się niewystarczające, więc proces wytwórczy został przeniesiony do piaskownicy. Głównym dostawcą broni został Michał, który w szybkim czasie zaczął wdrażać nowe typy materiałów zaczepno - obronnych.
   Najnowocześniejsze na naszym lipnickim podwórku błotne bomby, wraz z ręcznymi wyrzutniami stanowiły broń nie do końca skuteczną w bezpośrednim starciu, ale były poważnym zagrożeniem dla zaparkowanych samochodów i okien. Trzeba było towarzystwo nieco wyhamować, żeby nie zrobili szkód większych niż ustawa przewiduje. Mimo wprowadzenia szeregu ograniczeń w zakresie korzystania z dobrodziejstw błotka, zabawa trwała w najlepsze aż do wyczerpania zapasów, czyli do momentu, kiedy w piaskownicy nie było już surowca do tworzenia kolejnych pocisków. W ten sposób młodzi wojownicy przegrali z własną rozrzutnością. Oprócz samych uczestników walk blotnych, ucierpiało nieco suszące się pranie. Większych strat nie odnotowano.
    W tytule użyłam sobie modnego ostatnimi czasy słowa "stylizacja". Zrobiłam to z przekory, bo jakoś wyjątkowo to określenie ubierania mi nie pasuje. Na każdym kroku słyszy/czyta się: "ktoś tam założył/stworzył/zaprezentował stylizację" ubierając się w jakieś, często pierońsko niewygodne fatałaszki. Wychodząc na ulicę, nie wypada już założyć na siebie ubranie, bo trzeba się "wystylizować". Dla mnie słowo mocno na wyrost, nawet w odniesieniu do najmodniejszej kreacji. Może mam zbyt głęboko zakorzenione rozumienie "stylizacji" w odniesieniu do literatury, może jestem staroświecka, a może mam rację. Przecież pojęcie stylizowania zawiera w sobie znaczenie naśladowania, upodabniania się do kogoś czy czegoś, a prezentowane przez rozmaite portale "stylizacje" mają być podobno oryginalne, wyjątkowe, niepowtarzalne itd.
    Nie chcemy płynąć na fali tego trendu, dlatego każdego dnia ubieramy się w wygodne ciuchy, a nie stylizujemy, upodabniając do kogoś, kim w rzeczywistości nie jesteśmy.:)

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie piszesz, dobrze się czyta. Pozdrowienia dla całej Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za docenienie moich starań.:) Wzajemne pozdrowienia od naszej czwórki.:)

    OdpowiedzUsuń