Jak już wspominałam, Żółty i Feliks to młodziutkie kucyki, które jeszcze nie nosiły nikogo na swoich grzbietach. Aby korzystać z dobrodziejstwa niechodzenia na własnych nogach, Michał i Krzyś muszą nauczyć swoje wierzchowce podstawowych zasad współpracy. Niektórym może się wydawać, że to takie proste - złapać konia na łące, wsiąść i pojechać w siną dal.:) Ale to nie tak - żeby mieć dobrze ujeżdżonego, bezpiecznego konika, trzeba mu poświęcić dużo, dużo czasu i mnóstwo pracy. Od czego zatem zacząć?
Najważniejsze jest zgranie między koniem, a człowiekiem, który czegoś od tego konia chce. Mnie się udało zdobyć zaufanie kucyków już pierwszego dnia, w którym się spotkaliśmy, a dzień później zaczęły mnie traktować jak przewodnika stada. do etapu, kiedy będą za mną biegać jak psy, jeszcze trochę brakuje, ale za miesiąc, kto wie?
Później trzeba sobie odpowiedzieć, czego chcemy naszego konia nauczyć. Nam na wakacje wystarczy, żeby koniki, prowadzone w reku, chodziły grzecznie stępem i nosiły Michałka i Krzysia na spacery do lasu. Nie mamy potrzeby uczenia ich bardziej skomplikowanych rzeczy.
W sobotę, po leśnym spacerze na własnych łapach, otworzyłam szkołę dla koników. Zaczęliśmy lekcję od oswojenia ze sprzętem - czaprakami, siodłami i ogłowiami. Dla młodego konia szokiem jest samo zapięcie popręgu, który uniemożliwia swobodne dotychczas oddychanie, dlatego wszystko, czego chcemy nauczyć młodego konika, trzeba robić powoli i stopniowo.
Żółty i Feliks przyjęły siodła bez trudności. Bardziej przeszkadzały im wędzidła, więc mieliły jęzorami we wszystkich możliwych kierunkach i robiły prześmieszne miny. Pawełek wziął Żółtego (zdecydowanie spokojniejszy i bardziej spolegliwy), a ja Feliksa i zaczęliśmy sobie z nimi spacerować wokół boiska. Po chwili dopięłam popręgi - kucyki nadal bardzo grzecznie chodziły prowadzone w ręku - zatrzymywały się i ruszały z miejsca. Ponieważ taak świetnie poszedł kolejny etap szkolenia, postanowiłam spróbować wsadzić na konie Michałka i Krzycha.
Krzyś MUSI być zawsze pierwszy, więc i tym razem nie było inaczej - został najpierwszym ujeżdżaczem swojego kucyka - Żółtego, który popatrzył do tyłu, obwąchał nogę jeźdźca i poszedł grzecznie do przodu. Po paru minutach Krzychu zsiadł, a do roboty wziął się Michaś.
Z Feliksem (ma zdecydowanie żywszy temperament od Żółtego) sprawa okazała się nieco bardziej skomplikowana , ale kilka okrążeń boiska z jeźdźcem zrobił. Na początek to całkiem niezły wynik. Michaś wsiadł na Żółtego, a ja opracowywałam sposób najwygodniejszego prowadzenia dwóch kucyków równocześnie - w tygodniu będę sobie musiała poradzić ze wszystkim sama, bez pomocy Pawełka, który będzie w Krakowie.
Po skończonej lekcji Michałek samodzielnie zaprowadził konia do stajni, pomógł w rozsiadływaniu i rozdzielał marchewkowe nagrody. Jednym słowem, wywiązał się znakomicie z obietnicy, że będzie się swoim koniem zajmował. Co prawda objął opieką konia Krzychowego, ale za parę dni na pewno poradzi sobie również z Feliksem.:)
W niedzielę przystąpiliśmy do lekcji drugiej - zarówno kucyki jak i dzieci zostały rzucone na głęboką wodę - poszliśmy na spacerek po okolicznych łąkach w kierunku granicy. Początkowo prowadziłam koniki bez jeźdźców i dopiero, kiedy minęliśmy domy, samochody i szczekające psy, chłopcy dosiedli swoich rumaków. Po raz kolejny zostałam pozytywnie zaskoczona - kucyki szły zgodnie za mną trącając mnie tylko co jakiś czas pyskami w poszukiwaniu nagrody za dobre sprawowanie.:)
Myślałam, że przejdziemy się kawałek łąkami i wrócimy, ale wszystkim tak bardzo spodobał się spacer, że doszliśmy do granicy (Polska - Słowacja), przeszliśmy z pół kilometra wzdłuż niej i wróciliśmy trasą rowerową do Lipnicy.
Mogę z ręką na sercu stwierdzić, że mam genialnych uczniów - po dwóch lekcjach koniki osiągnęły tak wysoki poziom umiejętności, do jakiego dąży się czasem przez pół roku.:)
Czy te kucyki to nowy nabytek? :)
OdpowiedzUsuńPozdrwka - Brzęczymucha
Kucyki dołączyły do mojej menażerii tylko na wakacje - będą z nami wędrować przez najbliższe dwa miesiące po orawskich szlakach.:)
UsuńUff! Pełen podziwu dla umiejętności Dorotki i jej nowej Menażerii spokojnie wyruszę zaraz do Krakowa troszkę potyrać (lub poodpoczywać - zależnie od punktu patrzenia).
OdpowiedzUsuńStamtąd będę ich wspierał mentalnie. Trochę niepokoję się pogodą. Jest możliwość, że dziś wystąpią znaczne, przelotne opady.
Dziś mają w planie obejść "Grapę" a to jest trasa na której jest zdecydowanie bardziej "popod górkę" niż na "wczorajszych łąkach".
Trzymam kciuki!
Paweł zwany Pawełkiem