Na Orawie większość sierpniowych poranków zaczynała się od mgieł, które spowijały świat, powolutku ustępując słonecznym promieniom i zasilając wilgocią ściółkę leśną i trawę na końskim pastwisku. W tym roku susza wypaliła resztki wilgoci z ziemi i zamglony poranek trafił się raz - dzień wcześniej gdzieś nad Tatrami przechodziła burza, której powiew przyniósł nam odrobinę popołudniowego chłodu i wystarczająco dużo wilgoci, aby poranek uczynić magicznym.
Przez wszystkie upalne dni (czyli przez większość wakacji) wypuszczałam konie na pastwisko jeszcze przed świtem, żeby w chłodzie i bez insektów zdążyły poskubać nieco trawy. Mglisty poranek zastał je na wybiegu.
Kiedy się rozwidniło, poszłam pofocić moje kopytniaczki w tych urokliwych okolicznościach przyrody. Latona odmówiła jednak współpracy i kiedy tylko mnie zobaczyła, ruszyła w moją stronę i już mnie nie opuściła. A z takiej odległości mogłam co najwyżej zrobić ujęcie ucha, oka czy kawałka kopyta.
Ramzes podążył za Latoną, ale widząc, że nic od niego nie chcę, szybko zajął się skubaniem trawy.
Latona odprowadziła mnie do wyjścia z pastwiska i zgarniając po drodze Ramzesa rozpoczęła proces wyjadania najlepszej trawy, czyli tej rosnącej po drugiej stronie płotu.
Zanim opadła mgła, razem z Latoną i Julka ruszyłyśmy do pracy. Efektem porannego wyjazdu był nie tylko udany trening, ale i kilka fotek.
Kiedy kończyłyśmy jazdę, po mgłach pozostało już tylko wspomnienie. Może jeszcze przed końcem wakacji trafi się taki uroczy poranek.
Cudowne zdjęcia zrobiłaś dla dziewczyny a ostatnie najlepsze chyba jeśli chodzi o konia,piękne,pozdrawiam twoje zwierzaki i kurę Magdalenę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie w imieniu całej menażerii + wszystkich zwierzaków podwórkowych ze szczególnym uwzględnieniem Magdaleny.:)
UsuńJula będzie miała fajną zdjęciową pamiątkę z Lipnicy.:)