wtorek, 6 listopada 2018

Początek końskiego weekendu w Bosutowskim Lesie

konie, kucyki, jazda konna w lesie
     Żółtemu i Feliksowi ciągle się udaje wykpić od roboty, bo czas mnie goni nieustannie. W związku z tym kucory robią za moje maskotki do wyczyszczenia, dopieszczenia i nakarmienia smakołykami. Im to oczywiście w niczym nie wadzi, bo życie bez jakichkolwiek obowiązków z zawsze pełnym brzuchem to jest to, co kucyki kochają najbardziej. Stwierdziłam jednak, że trzeba przerwać to nieróbstwo i słodkie lenistwo, bo się im we łbach totalnie poprzewraca. Okazja do podjęcia działań mających zmusić kucunie do wysiłku, nadarzyła się w drugim dniu listopada. Chłopcy nie szli do szkoły, a Pawełek miał pracować dopiero po obiedzie. Pogoda była zachęcająca, bardziej letnia niż listopadowa, więc wymyśliłam, że zabierzemy Żółtego i Feliksa na spacer do lasu w Bosutowie. Krzyś zdecydował się na odbycie spaceru na grzbiecie swojego rumaka, a Michałek, zgodnie z moimi przewidywaniami, wolał chodzić na własnych nogach, które są "najbezpieczniejszym środkiem transportu."

konie, kucyki, jazda konna w lesie
    Żółty z Feliksem przybiegły do mnie radośnie na padoku i ochoczo pomaszerowały na stanowisko do czyszczenia. Jak już były wypucowane i dopieszczone, a ja zamiast wyprowadzić je z powrotem na wybieg, przyniosłam siodło i ogłowia, popatrzyły na mnie z lekkim zdumieniem.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
     Wytłumaczyłam im w paru zdaniach, że życie kucyka nie może polegać tylko i wyłącznie na ciągłym nic-nie-robieniu. Pokiwały ze zrozumieniem swoimi łbami i pomaszerowały. Żółty z Krzysiem na grzbiecie prowadził, a Feliksiak z Pawełkiem albo, jak kto woli, Pawełek z Feliksem maszerowali za nami.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
     Po drodze do lasu rosło sporo zielonej, soczystej trawy, więc co parę kroków kucyki miały możliwość regeneracji swoich sił. Nie spieszyło nam się, więc pozwalaliśmy im na skubanie zieleniny. W lesie już obydwa kucunie chodziły bez obciążenia, bo Krzyś, widząc możliwość wspaniałej zabawy na zwalonych drzewach, natychmiast zrezygnował z siedzenia w siodle.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
    W ramach uatrakcyjniania spaceru dawałam chłopakom i koniom różne zadania, które mieli wykonywać. Michałkowi i Krzysiowi bardzo podobało się zdobywanie szczytu, z którego skaczą rowerzyści. Każdy z nich robił to na swój sposób - Michał z delikatnego rozbiegu i tak, żeby utrzymać się na nogach, a Krzyś z maksymalnego rozpędu i z pomocą pazurów i zębów na ostatnim odcinku.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
    Chłopaków do wykonania tego zadania nie trzeba było namawiać, natomiast Żółtego i Feliksa trzeba było sporą chwilę zachęcać do pokonania pnia zwalonej brzozy.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
     W wyniku perswazji kucyczki przeszkodę pokonały; też każdy swoim sposobem - Feliks wykonał piękny skok, a Żółty przełożył kolejno wszystkie cztery nogi. On zawsze wychodzi z założenia, ze nie warto się wysilać więcej niż jest to konieczne.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
     Kiedy zajęłam się końmi i nie zwracałam specjalnie uwagi na to, co robią dzieciaki, Krzychu sam znalazł sobie wyzwanie. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że na wpół zwalone drzewo dość słabo było zahaczone konarami o inne drzewa. Jak zobaczyłam Krzysia na znacznej już wysokości, miałam wrażenie, że brzoza, na którą się wdrapał, za chwilę runie. A on chciał koniecznie iść jeszcze dalej w kierunku korony. I nie bardzo rozumiał, czemu kazałam mu się spokojnie wycofywać. Kiedy wycofał się do wysokości umożliwiającej złapanie go za rękę, kazałam mu zeskoczyć. Tym razem nic się nie stało i mogłam odetchnąć z ulgą.
konie, kucyki, jazda konna w lesie
    Ostatnie leśne przeszkody nie były trudne do pokonania i wszyscy zaliczyli je na szóstkę.:)
konie, kucyki, jazda konna w lesie
konie, kucyki, jazda konna w lesie
    Spacer po lesie był bardzo, bardzo przyjemny, ale nie znalazłam ani jednego grzybka, którego chciałabym wziąć do koszyka. Były tylko wyrośnięte opieńki, które nie przekonały mnie do siebie. Wychodziliśmy z lasu, a ja niosłam pusty koszyk. Powrót ze spaceru bez żadnego pozysku nie bardzo mi pasował, więc w drodze powrotnej nazbieraliśmy jabłek, gruszek i orzechów spod przydrożnych drzew.:) 

     Piątkowy spacerek z kucykami był wstępem do końskiego weekendu. Nadszedł czas Hubertusa.:)

2 komentarze:

  1. "Feliksiak z Pawełkiem czy Pawełek z Feliksem" - nie wiem. Ale wiem jedno: "śnurek" pomiędzy mną a Feliksem był cały czas naprężony. Nie muszę chyba dodawać, że Feliks był z tyłu a ja z przodu. Łapy od ciągnięcia mnie nie bolą ale lenistwo tego kucora jest powalające!

    Paweł zwany Pawełkiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty Pawełku. On się tylko dostosował do Twojego tempa. Inteligentny zwierz.:)

      Usuń