Tegoroczne ferie wypadły u nas tuż po przerwie świątecznej, więc jesteśmy na półmetku wolnego, a Michał i Krzyś wrócili już z zimowiska w Szczawnicy na łono rodziny i od wczorajszego wieczora nadrabiają zaległości w przytulaniu do mamy.:) A ja postaram się zebrać i ubrać w słowa ich wrażenia "okołozimowiskowe". Wstawiam zdjęcia,jakie zrobił w czasie wyjazdu Krzyś; tylko dwa ostatnie są moje, cyknięte już po powrocie do domu.
Na pierwszym zdjęciu widzicie nowy nabytek Krzysia - maskotkę kupę. Ona ma niezwykle długą historię. Krzychu wypatrzył ją na jednym ze straganów z pamiątkami już podczas naszego świątecznego pobytu w Szczawnicy. Nie zgodziłam się wtedy na zakup, bo po pierwsze, maskotka - kupa jest, jak dla mnie, co najmniej niesmacznym żartem, a po drugie Krzyś już na wcześniejszym stoisku dokonał wyboru pamiątki. A zawsze umawiam się z chłopakami, że kupujemy tylko jedną rzecz "na pamiątkę". (głównie dlatego, żeby nie gromadzić tych wszystkich gadżetów, które są badziewne i zazwyczaj szpetne). I ta kupa stała się punktem przetargowym w przekonaniu Krzysia do wyjazdu na zimowisko. Bo okazało się, że na dwa tygodnie przed zaplanowanym wyjazdem Krzyś oświadczył, że się boi i chce, żeby go z zimowiska wypisać...
To nie był pierwszy wyjazd chłopaków bez rodziców. Na zimowiskach byli już dwukrotnie (to było trzecie), a po drodze trafiła się też zielona szkoła i dwu-, trzydniowe wycieczki. I zawsze to właśnie Krzyś bardziej chciał jechać niż starszy brat. Kiedy więc Krzyś przez kilka kolejnych wieczorów popłakiwał, prosząc o "wypisanie" go z wyjazdu, szukałam argumentów, którymi można go było przekonać, że jednak warto jechać. Najlepszym okazała się maskotka kupa. Powiedziałam Krzysiowi, że jak dostanie kieszonkowe, to będzie sobie mógł kupić, co zechce, na przykład tę wypatrzoną podczas spaceru w Szczawnicy kupę. I to go przekonało! Oczywiście nie tylko ja szukałam argumentów przekonujących do wyjazdu; równie dobre przedstawiał Krzychu. Najbardziej podobał mi się ten: "Bo to będzie sześć zmarnowanych dni życia bez mamy!" No i trzeba było chłopakom obiecać, ze te zmarnowane dni nadrobią po powrocie, że tata zgodzi się, żeby spali z mamą, zamówimy pizzę, a cały drugi tydzień ferii mama poświęci na zajmowanie się swoimi skarbami. W efekcie wsadziłam chłopaków do autokaru, Krzyś najwidoczniej nie chciał się rozkleić, więc od razu powiedział mi: "To już idź!" Pomachałam im na pożegnanie i pojechali.
To był pierwszy wyjazd, w czasie którego chłopcy mieli telefon. Właściwie to Krzyś miał, bo zażyczył sobie właśnie taki prezent urodzinowy. Wybraliśmy bardzo dziecioodporny model i jak na razie służy od dwóch miesięcy i jeszcze jest w jednym kawałku.:) Dzięki temu miałam relację na bieżąco i niestety, musiałam tez wysłuchać płaczu Krzysiowego, który trochę tęsknił, a trochę wyszukiwał sobie problemy, żeby się nimi stresować. Chłopcy mieli podczas całego wyjazdu cudowną, śnieżną zimę, więc codziennie chodzili na stok, gdzie szaleli na sankach i jabłuszkach. To im się zdecydowanie podobało.
Drugą, istotną atrakcją była możliwość zakupu pamiątek wszelakich, nie tylko maskotki kupy. Chłopcy dostali na wyjazd po 110 złotych. Michał od razu dychę odłożył do skarbonki i zabrał na wyjazd tylko stówę. Krzyś natomiast dołożył sobie do otrzymanego kieszonkowego całe swoje oszczędności - 37 złotych. Poczuł się bogaczem.:)
Zaczął wydawanie kasy już pierwszego dnia zakupując kuleczki z automatu i jeszcze jakieś paskudne, chińskie glutki przyczepiające się do ściany. Swoje zakupy skrupulatnie dokumentował. Nie żałował sobie też słodyczy i czipsów, na które na co dzień nie ma przyzwolenia. Jak wynikało z relacji, dał też 10 złotych koledze, bo "chciał być dobry". W efekcie już w czwartek nie miał ani grosza przy duszy. Powiedział mi przez telefon, ze to żaden problem, bo przecież pożyczy od pani Reni, żeby mieć na wydatki podczas piątkowej wycieczki do Zakopanego. No faktycznie, żaden problem - on pożyczy, matka odda... Michał mało ze mną rozmawiał przez telefon, ale tym razem, podczas dyskusji finansowych, poprosiłam do telefonu również jego.
Zapytałam, ile ma jeszcze kasy. Odpowiedział, że zostało mu 76 złotych i ma zapas smakołyków już do końca pobytu. Pomyślałam, że straszny z niego centuś, ale następnego dnia przekonałam się, że to był tylko wstęp do oszczędności.
Zadzwoniłam do pani Reni i poprosiłam, żeby pożyczyła Krzysiowi 50 złotych na wycieczkowe wydatki. Nie chciałam, żeby było mu przykro, że inne dzieci kupują, a on nie może. I po tej wycieczce rozmawiając z chłopakami, zapytałam o zasoby finansowe jakie posiadają. Krzychu wydał wszystko do zera. Na plus trzeba mu zaliczyć, że kupił upominki dla mamy i taty. Na początku rozmowy zastrzegł, że to tajemnica, co nam kupił, ale już po minucie nie wytrzymał i tajemnicę zdradził - dla taty kupił kubek z widokiem Tatr, a dla mamy poduszkę - owieczkę. A co kupił Michałek? Relacja: "Wiesz mamo, nic nie wydałem, bo pamiątki były badziewne. A od pani Reni dostałem jeszcze 6 złotych, bo nie jadłem w Mac Donaldzie, więc miałbym 82 złote, ale wysypało mi się w autobusie i 2 złote zgubiłem, więc mam tylko 80. Ale jak wrócimy, to dasz mi 50 złotych, które musisz oddać pani Reni za Krzyśka, bo jakbym ich nie dostał, to nie byłoby sprawiedliwe, skoro Krzyś miał." Taki z tego Michałka materialista się zrobił, że normalnie jestem zdziwiona. No, ale cóż... Sprawiedliwości musi stać się zadość, więc musiałam w moim budżecie kolejne pięć dych spisać na zatracenie.
Tu muszę o tym Mac Donaldzie napisać słów parę. Ja nigdy chłopaków do takiego miejsca nie zabrałam i od zarania dziejów uświadamiam ich, że jedzenie stamtąd jest bezwartościowe. Na wyjazdach zorganizowanych wizyty w Mac Donaldzie są dla dzieciaków niezwykle atrakcyjne. Michałek i Krzyś po raz trzeci w życiu znaleźli się w takim przybytku. Jeszcze przed wyjazdem Krzyś zapytał, czy może coś zjeść w tym Mac-u, stwierdzając, że jeden taki posiłek w roku mu nie zaszkodzi. Dostał przyzwolenie. Michaś natomiast konsekwentnie odmawia konsumpcji śmieciowego jedzenia i pani Renia, zamiast hamburgera, kupiła mu w sklepie pączka i jakiś soczek, co kosztowało 6 złotych. A na każde dziecko było przeznaczone złotych 12, więc Michałek upomniał się o resztę z tych 12 złotych i tym sposobem zyskał na wyjściu do Mac Donalda złotych 6, z czego dwa zgubił.:)
Oprócz wyjść na śnieg, chłopcy mieli całe mnóstwo innych atrakcji -
wyjście do term i na basen, zajęcia z twórcami ludowymi, kulig z
ogniskiem, zwiedzanie Muzeum Pienińskiego i Tatrzańskiego. To właśnie w muzeum Krzyś zrobił najwięcej fotek, żeby nam pokazać, co tam było.
Mogłoby się wydawać, że podczas wyjazdów to starszy brat opiekuje się młodszym, pilnuje rzeczy i pomaga. Nic bardziej mylnego. To Krzyś jest strażnikiem starszego brata i wszystkich posiadanych rzeczy. Powoduje to okrutny stres i ciągłe zmartwienie. Nie pomogą tłumaczenia, że nic wielkiego się nie stanie, jeżeli coś zaginie i nie wróci z chłopakami z zimowiska. Krzyś od zawsze stawia sobie za punkt honoru dopilnowanie, by nic nie zginęło. Tysiąc razy każdego dnia zapewniałam go, że na pewno niczego nie zgubią. Ze trzy razy przez telefon pytał ile i jakie spodnie i koszulki mieli spakowane, sprawdzał w szafie i dopiero po stwierdzeniu, ze wszystko jest na miejscu, mógł przez jakiś czas beztrosko się bawić. Ale i tak za chwilę się zamartwiał.
Dzwoni raz zanosząc się okrutnym płaczem. Dopytuję się, co takiego się wydarzyło. Po dobrej chwili udało mi się zrozumieć, że zginęły spodnie termiczne Michała. Powiedziałam Krzysiowi, żeby spokojnie przeszukali pokój, a jeżeli nie znajdą ich przed wyjściem, to Michał może ubrać pod spodnie ortalionowe zwykłe spodnie dresowe. Ponieważ Krzyś dalej płakał, powiedziałam mu, żeby dał do telefonu Michała. A Michaś stwierdził, ze on swoich spodni nie szuka, bo kazał Krzyśkowi przygotować dla siebie ubranie na wyjście... Michał do takich prozaicznych czynności widocznie nie jest stworzony... Spodnie oczywiście się znalazły. Krzyś nie odpuścił, dopóki ich nie odszukał wśród bałaganu.
W inny dzień Krzyś dzwoni rano, opowiada o planach na cały dzień i nagle znika. Trzymam telefon, co chwilę powtarzam kontrole "halo". Po chwili Krzyś zjawił się ponownie i oświadczył, ze musiał znaleźć Michałowi szczoteczkę do zębów.
Kiedy chwilowo Krzyś nie martwił sie zgubieniem rzeczy, dopytywał czy mama na pewno będzie spała na poduszce - owieczce i czy tata będzie pił herbatę z kubeczka, który dostanie. I jeszcze, czy mama na pewno trafi na stację benzynową, na której ma odebrać swoje dzieci, czy się nie spóźni i tak dalej.
Chłopcy bezpiecznie wrócili do Krakowa. Niczego nie zgubili i nawet pozbierali rzeczy, których zapomniał zabrać kolega, z którym mieszkali w pokoju (tata odebrał go z zimowiska po śniadaniu, a cała reszta wyjeżdżała dopiero po obiedzie). Tata wypił już trzy herbaty z nowego kubeczka, ja weszłam w posiadanie dwufunkcyjnej owieczki, która może być poduszką lub maskotką, a Krzyś może się przytulać do kupy... Takie zimowisko, to mnóstwo przeżyć i wrażeń, nie tylko dla uczestników, ale i dla rodziców.:)
Naśmiałam się z tych telefonów Krzysia. Niesamowity. Szczoteczki szuka dla Michała hii A starszy brat oszczędny i słusznie upomniał się o 50zl, dlaczego miałby mieć mniej.Super chłopaki
OdpowiedzUsuńEwcia, z nimi tak na co dzień jest wesoło. Nie ma godziny, żeby jakiejś mądrości nie wymyślili. Teraz mamy tydzień dla siebie i na realizację planu feryjnego w Krakowie. Trochę nam duży mróz i ogromny smog dokuczają, ale damy im radę.:) Poranne uściski!
UsuńPrzeczytałam i padłam... Młodzi panowie zadziwiają w każdej sytuacji. Zastanawiam się, jakby to było, gdyby każdy pojechał gdzie indziej? Pozdrawiam zimowo- Ewa.
OdpowiedzUsuńMichaś raz był bez Krzysia na wycieczce w Warszawie, na trzy dni. Musiał się zmobilizować i samodzielnie pilnować swoich rzeczy. Po powrocie przyznał, że z młodszym bratem wyjazd jest zdecydowanie łatwiejszy i przyjemniejszy. Krzyś na razie nie chciał nigdzie jechać bez Michała, chociaż to on jest bardziej "ogarnięty" w codziennych, życiowych sprawach. Chyba potrzebuje jeszcze obecności kogoś dobrze znanego. Kiedyś pewnie da się namówić na jakiś obóz piłkarski,na który Michał na pewno nie pojedzie, ale musi do tego dojrzeć. Pozdrawiam z krakowskiego mrozu i smogu!
Usuń