Po napełnieniu borowcami karty w aparacie, a maślakami koszyka, pojechaliśmy za Zibiego przewodem na podgrzybki. Dla grzybiarzy z centralnej i północnej Polski jest to gatunek mało atrakcyjny, bo podgrzybki rosną tam masowo, ale u nas nie ma ich za wiele. Co rok jeżdżę po nie właśnie na Ponidzie. Zibi, jak to Zibi, malował przed moimi oczami wizję tysięcy pięknych podgrzybasów, które stoją szeregami i tylko proszą:"Weź mnie! Weź mnie do koszyka!" A ze mnie już taki jest marzyciel, że natychmiast wierzę w każde grzybowe słowo, zamiast odwołać się do doświadczeń życiowych i wizję taką uszczuplić w zarodku.;)
Dojechaliśmy. Las był piękny. Słońce, coraz odważniej przebijające się przez mgłę tworzyło świetlne smugi między wysokimi pniami sosen.
Szłam tak przez ten cudny las i pytałam Zibiego, gdzie są moje podgrzybasy. A on uparcie twierdził, ze tu zawsze były, ze parę dni temu nazbierał cały koszyk...
Uwieczniałam las, przekomarzałam się z Zibim i wypatrywałam grzybów, które jakoś nie chciały się ujawnić.
Wreszcie, kiedy zagłębiliśmy się w las, trafił się jeden, później drugi i trzeci. Na pewno nie były to ilości, o jakich opowiadał zibi, ale od czasu do czasu każdy z nas znajdował dorodne podgrzybeczki.
Tylko dwa ze znalezionych przeze mnie egzemplarzy były podstarzałe z przemarzniętym hymenoforem. Pozostałe wyrosły już po przymrozkach, były młode, jędrne i grubiutkie. Takie, jak lubię najbardziej.
Najczęściej rosły pojedynczo, co podgrzybkozbieraczom z innych rejonów pewnie się w głowie nie mieści, bo przywykli do całych stad podgrzybkowych pchających się do koszyków. W tym lesie dwie sztuki w pobliżu to już był tłum, a trzy można było zaliczyć do masowego występowania. Takie standardy.:)
Zazwyczaj październikowe podgrzybki z Ponidzia były w stu procentach zdrowiutkie. Ale nie tym razem! Jest tak ciepło jak latem, więc robactwo zamiast udać się na zimowe spanie, nadal się mnoży i żre nasze grzyby.
Jakby tak połączyć znalezione przez całą czwórkę podgrzybki, zebrałby się koszyk średniej wielkości. To nie było za bogato, więc Zibi rzucił hasło: "Zmieniamy las!"
Oczywiście w tym następnym lesie miały czekać na nas nieprzebrane ilości jeszcze piękniejszych podgrzybków, a oprócz nich borowiki, czubajki i sto tysięcy innych atrakcji. Znowu słowa Zibiego namalowały wizję cudownego pazerniactwa. Zaczęliśmy zawracać w kierunku parkingu.
Po drodze trafiały się oczywiści kolejne grzybki. Te dwa, jako jedyne, rosły tak blisko siebie.
Jeszcze ostatnie fotki urokliwego lasu,
uśmiechnięty Zibi,
kosząca małe podgrzybki Renia
i ostatni znaleziony przeze mnie podgrzybasek z tego lasu.
Już byliśmy blisko samochodów zaparkowanych przed lasem, już żegnaliśmy się z grzybami, kiedy w oko wpadły mi kudłate purchawki. Pochyliłam się nad nimi chwilkę, a już Zibi nawoływał, żeby wreszcie jechać do lasu, gdzie będzie więcej, a nawet dużo więcej.
Pomknęliśmy do drugiego podgrzybkowego lasu. Kiedy zaparkowaliśmy, z kwatery po drugiej stronie asfaltówki wychynął gość z koszykiem. Zibi i Renia równocześnie oznajmili:"O! Burmistrz!" A burmistrz pomachał i zawołał:"O! Dorotka! Nie znam cię, ale wiem, że to ty!" No, takie powitanie to tylko na Ponidziu możliwe - Zibi wszystkich zna, a wszyscy znają Zibiego i wiedzą kogo spoza Buska gości.:)
Przeprowadziliśmy ogląd burmistrzowskiego koszyka, w którym było kilka ładnych podgrzybków i trzy dorodne borowiki szlachetne. Dowiedzieliśmy się też które rejony lasu penetrował i pożegnaliśmy się "darzborem". Zibi zarządził, gdzie idziemy. Oczywiście tam, gdzie grzybów miało być w bród.
Przez dłuższy czas nie było nic. Później trafiły się czubajki, które niestety w przeważającej większości były mocno nafaszerowane robalami. W dodatku Marcin gdzieś się zawieruszył i przez chwilę go nawoływaliśmy. Okazało się później, że trafił na pniaczek z młodymi, pięknymi opieńkami i w spokoju je sobie kosił. Zapełnił pół koszyka. Tym sposobem miał większy zbiór niż nasza trójka razem.
Ja trafiałam tylko na mocno podstarzałe opieńki, a bratu młode same się pchały do koszyka. W efekcie szybko dopełnił nimi swój zasobnik.
Z młodziaków trafił mi się za to przepiękny egzemplarz żylaka trzęsakowatego. Co prawda do koszyka się nie nadaje, ale wygląda za to pięknie.
Na konic w tym drugim podgrzybkowym lesie znalazłam dwie gąski zielonki. A jesli idzie o podgrzybki to cała nasza czwórka znalazła ich w tym lesie całe trzy sztuki.
Znowu padło hasło: "Zmieniamy las!" Dojechaliśmy, Zibi wysiadł ze swojego dżipa i mówi; po prawej podgrzybki, borowiki i gąski, po lewej - rydze. Ruszyliśmy. Ja poszłam w kierunku półki z rydzami i po paru krokach znalazłam dwa szlachetniaki. Wcale nie rosły na swoim miejscu znanym Zibiemu.;)
Na rydze, a właściwie na rydza też trafiłam. Był cały jeden. Podgrzybków nie było wcale.
Za to rosło coś znacznie ciekawszego i rzadziej spotykanego niż podgrzybki. Za sosnowym młodnikiem przycupnęło stadko gwiazdoszy frędzelkowanych w różnym wieku. Z przyjemnością je uwieczniłam.
To był ostatni las, po którym buszowaliśmy. Pojechaliśmy jeszcze zakupić najlepsze pomidory na świecie, hodowane w Busku, a następnie do Zibiego, który obdarował mnie jeszcze dyniami i orzechami. Z samochodem wypakowanym tymi dobrami po dach wróciliśmy do Krakowa. Dzięki Zibi za kolejny wspaniały dzień w Twoim królestwie.
Zibi pokazuje swoje kosze a jak tam jedziesz to mizeria,zaczarowuje te lasy albo bardziej polubił.Cudowny Renie hii Cudowny gwiazdosz.A te lasy takie bez krzaczorów ze chyba ja swoją karetą bym mogła jeździ.Ja znowu uziemiona teraz przez żebro lewe.Jednak moja osteoporoza jest gorsza jak myślałam. Pozdrowienia Menażerio
OdpowiedzUsuńTrochę wyrazy się poprzestawiały, ale chyba pojmiesz hii,mam blokadę klawiatury i jest kiepsko
UsuńWszystko Ewcia jasne.:) Zibi też tak bardzo nie kosi każdego dnia. Jak się trafi. Ja i tak zadowolona jestem, bo głównie o zdjęcia borowców mi chodziło. No i za Zibim się stęskniłam. A Renia jest teraz numerem jeden, bo Zibi ją szkoli. I wreszcie ma towarzystwo w lesie na co dzień. Pozdrawiam w sobotni poranek!
UsuńGwiazdosze cudne. No i Zibi mówi że nie może ze mną pisać bo dziewczyny więcej od Niego znajdą ������ cały Zibi
OdpowiedzUsuńZibi musi rywalizować.:) Gwiazdosze ucieszyły mnie bardziej niż jadalniaki.:)
UsuńAle jak to nie ma czarnych łebków (podgrzybków). Wróciłam z lasu niedawno. Siedzę i patrzę na dwa pełne kosze i rachuję w myśli jak długo ja to będę obrabiać. Ale rozumiem, w krainie mojego dzieciństwa (Mazowsze Płockie) podgrzybków nie było wcale. Pozdrawiam serdecznie i "czarnołebkowo", Inka
OdpowiedzUsuńCzarne łebki albo gdzieś rosną masowo, albo nie ma ich wcale lub prawie wcale. Gratuluję zbioru! Ja dzisiaj obrabiałam mleczaje jodłowe, pieprzniki trąbkowe i ostatnie orawskie borowiki. Właśnie udało mi się skończyć. Pozdrawiam grzybowo!
UsuńW okolicach Płocka pojawiały się bardzo rzadko i budziły wręcz sensację, nazywano je tam "borowiki", dopiero później je lepiej poznałam i przyswoiłam nazwę "czarny łebek". Za to tam "prawy" był pospolity. Osobny rozdział to "przydróżki", które jadło się masowo. Od kilku lat interesuje mnie nazywnictwo lokalne grzybów. Pozdrowienia, Inka
UsuńW rankingu nazw lokalnych chyba najwyższą lokatę ma maślak pstry - żaden inny grzyb nie ma tylu nazw miejscowych. A czarne łebki znałam w dzieciństwie jako sośniaki - tak na nie mówiono pod Krakowem. Były cenione na równi z borowikami.
UsuńZnaczy się chodzi o miodówki ? :)))
UsuńTak, tak, o miodówki tysiąca innych imion.:)
UsuńA czemu ta Renia tak się ode mnie odsuwa.
OdpowiedzUsuńA to już Renię musisz pytać.:)
Usuń