piątek, 24 kwietnia 2015

"A kaciach"

Kaczka, smardze
    Ta historyjka przypomniała mi się podczas przyrządzania dla Pawełka ostatniego kawałka ubiegłorocznej lipnickiej kaczki z ostatnimi ubiegłorocznymi smardzami (najwyższa pora na pozyskanie smardzowej swieżyzny...). Właściwie to mam w zanadrzu dwie powiastki z kaczkami w tle.


   Michałek dopiero zaczynał mówić (rany, kiedyż to było...) Usiłuję coś zrobić w kuchni, kilkumiesięczny  Krzyś jojczy jak zwykle, a Michałek startuje do mnie z prośbą w głosie: "Mama, a kaciach!!!" Myślę intensywnie, o co chodzi, a w uszach świdruje mi coraz bardziej płaczliwy głos dziecka "A kaciach, mama, a kaciach". Staram się wyjaśnić Michasiowi, że go nie rozumiem, że musi mi wyjaśnić inaczej, czego chce. Podsuwam mu picie, jakieś chrupki, ulubione zabawki, ale wszystko na nic - rozryczał się na dobre, więc mam duet wyjców (Krzyś natychmiast dołączył swój podgłośniony na potrzeby chwili lament) i nadal nie wiem, co mam zrobić, żeby usatysfakcjonować wyjącą menażerię.

  W końcu, przekrzykując rozpaczliwe płacze huknęłam: "Michaś, pokaż mamie, co ma zrobić!!!" I moje dziecko, nadal szlochając, podeszło do półki z książeczkami i podało mi "A kaciach":
Jan Brzechwa Kaczki
    Odetchnęłam z ulgą (jeden przestał płakać), utuliłam Krzycha i zaczęliśmy czytanie - pierwsze, drugie... dwudzieste. Książeczka "A kaciach" stała się w naszym domu hitem czytelniczym na najbliższe dwa - trzy tygodnie.:) Nie mogłam już na te "kacie" patrzeć.

   To był jeden z nielicznych przypadków, kiedy nie zrozumiałam o co chodzi mojemu dziecku. Zazwyczaj intuicyjnie wpadam na właściwy trop.

   A teraz opowiastka druga; tym razem zabawna i wesoła.
   Jesteśmy na Mazurach, w Krzyżach. Krzysiu siedzi na kei i karmi kaczki rzucając im kawałki chleba do wody. Karmienie jest bardzo sprawiedliwe - jeden kawałek dla kaczek, jeden kawałek dla Krzysia. 
   Po chwili Krzysiowi zrobiło się żal chlebka, który miały zjeść kaczki, więc wskoczył wprost z pomostu do wody, przegonił ptactwo i odłowił wszystkie okruszynki, jakich nie zdążyły jeszcze połknąć. Zdobycz, okraszoną przybrzeżnymi  wodorostami i rozmoczoną w niezbyt czystej wodzie, wpakował szybko do buzi. Chyba bał się, że wygłodzone kaczki powrócą i będą walczyć o żer, który został im w brutalny sposób wydarty sprzed dziobów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz