niedziela, 5 kwietnia 2015

Smardzówki rosną

smardzówka czeska Ptychoverpa bohemica
     Kwiecień tak nam poprzeplatał, że zamiast jechać w góry, podziwiać krokusowe polany, szukać pierwszych smardzów, zostaliśmy w Krakowie. Ciemne chmury chwilami odsłaniały słoneczko, by za moment sypnąć wielkimi płatami śniegu. W takich warunkach pogodowych ruszyliśmy po śniadaniu na obowiązkowy spacer. Dołączyli do nas Marcin z Natalką.

smardzówka czeska Ptychoverpa bohemica
     Odwiedziliśmy oczywiście "nasze" smardzówki, które powolutku pną się do góry. Conocne przymrozki i niezbyt ciepłe dni robią swoje - grzybki rosną powoli i są w tym roku jakieś takie delikatne i rachityczne. A dwa tygodnie temu zapowiadało się coś zgoła odmiennego.
smardzówka czeska Ptychoverpa bohemica

     Kilka owocników, rosnących w pobliżu uczęszczanej ścieżki spacerowej, zostało rozdeptanych, kilka kolejnych ujadły leśne stwory, co widać na załączonym obrazku. Pazerne ślimaki, które pobudziły się z zimowego uśpienia zaczęły wykazywać aktywność pokarmową, a smardzówki są jednym z ulubionych przez nie rarytasów. 
smardzówka czeska Ptychoverpa bohemica
     Po oględzinach smardzówkowych ruszyliśmy dalej w las. Michał z Krzychem i Natalka poganiali nas okrutnie, bo mieli obiecane, że w lesie będą ukryte czekoladowe jajka. A wiadomo, co młodsza menażeria lubi najbardziej - dobrą zabawę i słodycze. 

    Szybko poukrywałam jajeczka w ściółce i na drzewach. Dzieci, z okrzykami bojowymi ruszyły na poszukiwania. Wyznaczony teren przekopali dokładniej od stada dzików i znaleźli wszystkie schowane słodkości. Mistrzem w znajdowaniu i pozysku był oczywiście Krzychu. Jemu nic i nikt nie odbierze pierwszeństwa w jakiejkolwiek rywalizacji.:)
trzęsak pomarańczowożółty Tremella mesenterica
 kisielnica trzoneczkowata Exidia truncata
    W czasie, kiedy dzieci pożerały leśne zdobycze, Pawełek wypatrzył na jednej gałęzi dwa grzybki - trzęsaka pomarańczowożółtego (Tremella mesenterica) i kisielnicę trzoneczkowatą (Exidia truncata). Uwieczniłam je z braku innych, bardziej pożądanych gatunków grzybowych.
    Niedaleko tego miejsca rozpędzony do granic możliwości Krzyś, zaliczył bliskie spotkanie z asfaltową alejką, którą przeorał dokładnie nosem i brodą. Wygląda, po tym pożałowania godnym incydencie, po prostu rewelacyjnie. Poćwiczyliśmy jeszcze wspinanie się na skałki i na drzewa. Pokaz musiała oczywiście zrobić najpierw mama, której nie trzeba było zbytnio zachęcać.:)
    Kiedy zawiało po raz kolejny śniegiem, skierowaliśmy się w stronę cieplutkiego domku. Po drodze była jaskinia, do której zawsze zaglądamy. Zajrzeliśmy i dzisiaj. I okazało się, że jest zamieszkana! Nie przez nietoperze, lecz prawdziwego jaskiniowca. Jaskiniowy człowiek miał materac i miejsce na ognisko, i latarkę na czole, dzięki której go zobaczyliśmy. Szykował się właśnie do świątecznego śniadania, więc opuściliśmy jego sadybę i wróciliśmy do naszego, nie - jaskiniowego domku.

 

2 komentarze:

  1. Przefajne świąteczne atrakcje Dorotko ))) mój kwiecień też się dokładnie pomajgał ))) a miałam Zubrzycę nawiedzić ((( a w dodatku doświadczyłam, że po schodach się schodzi, a nie spada ((( pozdrawiam i czekam na cd .. menażeryjnych przygód )))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zubrzyca poczeka.:) A schody bywają zdradliwymi bestiami i potrafią człowieka zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. :(
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń