poniedziałek, 18 maja 2015

To kto mnie jeszcze nie zna?

       Od tamtego popołudnia minęło już półtora roku, ale doskonale pamiętam wszystkie słowa, jakie wtedy padły oraz ich długofalowe skutki. Był słoneczny, jesienny dzień. Poszłam po chłopców do przedszkola i kiedy wracaliśmy spacerkiem w stronę domu, Michałek zapytał: "Mamo, to kto na świecie mnie jeszcze nie zna?" Każdy, kto miał dziecko w wieku przedszkolnym, wie, że odpowiedź powinna być trafna i natychmiastowa. Niewiele myśląc, powiedziałam nieopatrznie, że Michałka nie znają ci ludzie, którym się jeszcze nie przedstawił. Nie zdążyłam już zapytać dlaczego chce, żeby go wszyscy znali, bo się zaczęło...
    Michałek podchodził do każdego człowieka, który szedł nam naprzeciw lub znalazł się w zasięgu bystrego, dziecięcego wzroku i się przedstawiał. Pal licho, gdyby mówił tylko jak ma na imię i nazwisko, ale to według Michałka nie były wystarczające dane na temat jego osoby, więc rozbudowywał swoje przedstawianie o szereg, moim zdaniem, zupełnie niepotrzebnych informacji.

    I tak, zupełnie obcy ludzie dowiadywali się, gdzie mieszkamy, co mamy w domu, gdzie chodzi do przedszkola, jakich ma kolegów, że kocha Julkę, jak się nazywają rodzice, ile mają lat... I wiele, wiele innych informacji, które ślina na język Michałkowy niosła z siłą wodospadu. Jednym słowem, chwilami dla mnie był to wielki obciach. 

    Tego dnia wracaliśmy do domu prawie dwie godziny, bo Michałkowego słowotoku nie było w stanie nic zatrzymać. Jak czas pokazał, nie były to jednodniowe występy. Moje dziecko, naprawdę chciało być znane przez wszystkich, bo rozpoczęte pamiętnego popołudnia  przedstawianie przeciągnęło się na najbliższe trzy miesiące. Dzięki temu każde wyjście, jazda tramwajem czy autobusem, obfitowały w niezapomniane doznania.:)

   Próbowałam Michałkowi tłumaczyć, że nie powinien wszystkim ludziom opowiadać o sobie i rodzinie tylu szczegółów, bo nie wszyscy ludzie są dobrzy i ktoś mógłby wykorzystać zdobyte informacje na naszą szkodę. Każda taka rozmowa była oczywiście komplikowana tysiącami pytań o to dlaczego nie są ci ludzie dobrzy, jak poznać niedobrego człowieka, jak nam mogą zrobić krzywdę i tak dalej, bez końca. Niewiele moje pogadanki pomagały i moje dziecko nadal przedstawiało się komu popadnie. Jedynym wyjściem, jak się okazało, skutecznym, było przeczekanie etapu "parcia na szkło".

   W czasie, kiedy Michałek opowiadał napotkanym ludziom o sobie i swoich najbliższych, Krzyś, który do wszystkich nieznajomych zachowuje duuuży dystans, stał wczepiony w "mamową" nogę i udawał, że go tam w ogóle nie ma. Kiedy ktoś wysłuchujący tyrady Michałka zapytał o Krzysia, ten chował się jeszcze bardziej, a starszy brat, korzystając z okazji do kontynuacji rozmowy, opowiadał również o nim i tłumaczył, że Krzyś jest jeszcze malutki, ale z pewnością już niedługo będzie opowiadał tak samo pięknie, jak on, Michałek.

  W czasie tych Michałkowych "przedstawiań" obserwowałam nie tylko moje dzieci, ale również ludzi, którzy mieli przyjemność stanąć na naszej drodze. I szczerze mówiąc, ich reakcje mnie zbudowały. Wśród wielu, wielu osób, z którymi Michałek nawiązał kontakt werbalny, tylko jeden pan był tak zdziwiony, że dziecko go zaczepia i mówi do niego, że tylko coś mruknął i najzwyczajaniej w świecie zdezerterował. Inni zatrzymywali się, słuchali, zadawali dodatkowe pytania, uśmiechali się, a często nawet kucali, aby znaleźć się na wysokości swojego rozmówcy. Doszłam do wniosku, że to wcale nie jest tak, że każdy pędzi z klapkami na oczach do swoich i tylko swoich obowiązków i nie zwraca uwagi na innych. Ludziom po prostu wystarczy stworzyć sytuacje, w których będą mieli możliwość pochylenia się nad swoim bliźnim, zauważenia go i wysłuchania. Gdyby takich sytuacji było więcej, gdyby po swiecie chodziło więcej Michałków, wszyscy bylibyśmy lepsi i nie balibyśmy się aż tak bardzo innych ludzi, upatrując w nich ciągłe zagrożenie?

   Michałek nadal chce, żeby go znali wszyscy ludzie na świecie, ale już wie, że nie dokona tego w taki sposób, jaki wypróbował. Ma za to sporo planów na przyszłość, aby to uczynić. Jedne są całkiem fantastyczne, inne zupełnie realne. Zobaczymy, czego dokona za parę lat.:)

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz