środa, 3 czerwca 2015

Na krzyżackim zamku

Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Wtorkowy poranek był cichy i spokojny – wód jeziora nie poruszały najmniejsze nawet podmuchy wiatru, a z każdą chwilą robiło się coraz cieplej. Po krótkim spacerze wśród pól w Starych Sadach odpaliliśmy silnik i ruszyliśmy do następnego celu, którym był Ryn.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Wspomaganie silnikowe sprawiało, że płynęło się bez przechyłów i można było spokojnie prowadzić obserwacje okolicznych szuwarów. Na jeziorze towarzyszyły nam tylko stada pierzastych, które, o dziwo, nie chciały skorzystać z proponowanego im poczęstunku oraz pojedynczy wędkarze.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Do Rynu dobiliśmy w godzinach południowych, wiało coraz mocniej. Zostawiliśmy łódkę w porcie i udaliśmy się w odwiedziny do znajomych miejsc.

    Pierwszym punktem planu był ryński młyn, ale na drodze do niego wyrosła budka z lodami i to ona stała się kluczowym punktem wizyty w Rynie. Do młyna chłopcy dotarli już mocno zalodzeni i wybrudzeni.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Jak już napatrzyliśmy się na łopaty młyńskiego koła, poszliśmy do wiatraka. Z przykrością musieliśmy stwierdzić, że w dalszym ciągu nie został odrestaurowany i nadal straszy miejscami po amputacji tego, co dla wiatraka najważniejsze – skrzydeł, dzięki którym może żyć.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Ostatnim punktem programu był ryński zamek. Zaraz po wkroczeniu na dziedziniec wykorzystaliśmy dyby, w których chłopcy prezentowali się uroczo. Trzeba pomyśleć o zamontowaniu takich konstrukcji na balkonie.:) Można by je było wykorzystać w celach wychowawczych w momentach, kiedy Michaś i Krzyś zaczynają startować do siebie jak młode, nieopierzone jeszcze koguty.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

     Później Krzyś wstąpił na działo, które przed recepcją stało, spojrzał na dół – okolica cała, otworem przed nim stała, a tu mama już wołała i Krzysia przed kolejnym guzem ratowała.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

    Po wejściu do wnętrza drogę zastąpili nam halabardnicy, z którymi Michaś gotów był podjąć walkę, a wojowniczy Krzyś wolał dla bezpieczeństwa przyssać się do mamowej nogi.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

     W sali balowej czekały na chętnych stoły, przy których mogliby się poczuć jak prawdziwi rycerze króla Artura. Tylko te sztuczne kwiatki zaprzepaściły całe dobre wrażenie i były w stanie wyhamować najbardziej nawet wybujałą wyobraźnię.

     Pod podłogą umieszczono ekspozycję broni pochodzącej z okolicznych wykopalisk. Tego miejsca Krzyś długo nie chciał opuścić, ale na wyprawę do lochów nie dał się namówić, bo to troszkę strach…
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

     Zrobiliśmy jeszcze zakupy i skierowaliśmy się do portu. Tam ponownie drogę zastąpiła nam budka z lodami i nie pozwoliła przejść obojętnie obok. Jezioro falowało coraz mocniej, a nas czekało przebycie dość długiego szlaku wodnego.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

      Pawełek sterował bardzo ostrożnie, żebyśmy się nie musieli niczego obawiać, ale długie pływanie wywołało u młodszej menażerii ataki nudy i sto tysięcy pomysłów na jej zabicie. Jednym z nich była rywalizacja na długość języków. Później nastąpiły mniej bezpieczne akrobacje, w wyniku których Krzyś tak przywalił brodą w kawałek „tworzywa sztucznego”, z którego wykonany jest pokład jachtu. Teraz ma brodę w kolorze śliwkowym i wygląda bardzo malowniczo.
Mazury, żeglowanie, żeglarstwo, jacht, Stare Sady, Ryn, zamek w Rynie, młyn ryński

     Wreszcie dopłynęliśmy do miejsca noclegowego w marinie „Nawigator”, gdzie zamiast plaży jest piękny plac zabaw. Hitem była tyrolka, o którą Michał z Krzychem cały czas się kłócili. Powinny być co najmniej dwie tyrolki na takim placu zabaw… Trafiło się tam oczywiście mnóstwo okazji do wzmocnienia efektu kolorowej brody i wieczorem stwierdziłam, że obydwaj chłopcy mają sporą powierzchnię swoich ciał pokrytą siniakami, zadrapaniami i różnymi obiciami. Po ponad dwóch godzinach tyrolkowania dzieci padły na koję i zasnęły w ciągu pięciu sekund. Tak lubię.:)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz