czwartek, 23 czerwca 2016

Tego się nie spodziewałam!

żółciak siarkowy Laetiporus sulphureus
      To jest ostatni tydzień przed wakacjami nie tylko dla Michałka i Krzysia, ale i dla mnie. Oni się już tylko bawią i czekają na piątkowe zakończenie roku, a ja usiłuję pozałatwiać szereg krakowskich spraw, spakować się pomiędzy tysiącem różnych zajęć i zapiąć na ostatni guzik "operację wyjazd", żeby móc razem z chłopcami spędzić dwa miesiące pod Babią. Nie sądziłam, że w wirze tych wszystkich zajęć uda mi się jeszcze wpaść do jakiegoś krakowskiego lasu, ale się udało w przelocie.:) 

    Ponieważ musiałam wpaść w kilka miejsc w centrum Krakowa, wsiadłam na rower, który jest najszybszym środkiem transportu w mieście i ruszyłam do pracy. Udało mi się szybciutko wszystko pozałatwiać i stwierdziłam, że zdążę jeszcze przed odbieraniem dzieciaków ze szkoły wpaść na cmentarz do mojej mamy. A droga prowadzi przez lasek...
żółciak siarkowy Laetiporus sulphureus
      Jechałam dość szybko, bo ścigał mnie czas, ale rozglądałam się na boki. W oczy rzucił mi się pieniek obrośnięty pięknie kolonią maślanek wiązkowych. Wyglądały pięknie! A po drugiej stronie pieńka czekała niespodzianka - piękny, młodziutki i mięciutki żółciaczek. Nie spodziewałam się takiego znaleziska, bo żółciakowy czas już w krakowskich laskach i parkach przeminął i od połowy maja świeżych żółciaków siarkowych nie spotkałam.
Maślanka wiązkowa Hypholoma fasciculare
      Zatrzymałam się. Zanim wyjęłam z sakwy aparat, zaczął się nalot - momentalnie wokół mnie zgromadziło się stadko krwiożerczych komarzyc, które przystapiły do zmasowanego ataku. W czasie jazdy rowerem nie zauważyłam ani jednego krwiopijcy, a wystarczyło się na moment zatrzymać, aby rozpoczęły ucztę z mojej krwi.
Maślanka wiązkowa Hypholoma fasciculare
      Zaczęłam w pośpiechu cykać fotki, oganiając się drugą ręką od wygłodzonych natrętów. Odpuściłam sobie dokładniejsze oględziny grzybka, który wyrósł wśród maślanek i przystąpiłam do poszukiwań jakiejś "anużki" w przepastnych czeluściach rowerowych sakw. Zanim pozbierałam żółciakowe wachlarze, zostałam zjedzona przez komarzyce, które miały w głębokim poważaniu moje wymachiwania rękami. Na pocieszenie ubiłam kilka z nich, ale i tak zdążyły mnie wcześniej pokąsać.Zebrałam żółciaka, wpakowałam do sakw i ruszyłam z kopyta dalej, drapiąc jedną ręką miejsca ukąszeń.
żółciak siarkowy Laetiporus sulphureus
      Zatrzymałam się jeszcze tylko przy uroczych czernidłaczkach gromadnych. Grzybki te, choć niejadalne, są tak urokliwe, że chyba żaden miłośnik lasu i grzybów nie przejdzie obok nich obojętnie. Zrobiłam parę fotek, narażając się na kolejne ataki komarzyc, których było w krakowskim lasku zdecydowanie wiecej niż nad mazurskimi jeziorami.
Czernidłak gromadny Coprinellus disseminatus
Czernidłak gromadny Coprinellus disseminatus
Czernidłak gromadny Coprinellus disseminatus
Czernidłak gromadny Coprinellus disseminatus
     Żółciak z tego pozysku został obgotowany i zamrożony. Mamy zatem w zapasie solidną porcję na grzybowe kotlety.:)

1 komentarz: