wtorek, 9 stycznia 2018

Co się zmieniło w krakowskim zoo?

ogród zoologiczny Kraków
     Główkowałam od soboty nad terenem niedzielnego spaceru i wymyśliłam! Kiedy w niedzielny poranek Michaś zapytał, gdzie pójdziemy, odpowiedziałam, ze wystartujemy sprzed klasztoru na Bielanach i Laskiem Wolskim pójdziemy sobie w kierunku zoo. Michaś natychmiast zadał pytanie, czy możemy iść do zoo, a nie tylko w jego kierunku, a Krzyś wykrzyknął:"Tam są te delfiny, które jedzą ryby!!!" Trochę mnie przytkało - Jakie delfiny??? "No, te, co wyskakują i pan im daje ryby." Przypomniałam sobie, ze kiedyś tam obserwowaliśmy karmienie uchatek; Krzyś przerobił je na delfiny... Najwyższa pora była, aby odświeżyć wiadomości. Zapytałam więc cała trójkę, czy chcą iść do zoo i po potwierdzeniu szybko przerobiłam plan - odstawiłam koszyk przeznaczony na zimowe grzybki, a do plecaka włożyłam dodatkową siatkę "na wszelki wypadek." Doszliśmy też do wniosku, ze trzeba będzie podjechać na inny parking niż ten zaplanowany, żeby do ogrodu zoologicznego było nieco bliżej. Pogoda nie była rewelacyjna, a miała się jeszcze pogorszyć - prognozy przewidywały nadejście mżawki. Długi spacer przez Lasek Wolski i zwiedzanie zoo mogłyby być zbyt męczące dla dzieciaków. Wszak samo oglądanie zwierząt jest wystarczająco emocjonujące.:)
ogród zoologiczny Kraków
     Dojechaliśmy, zaparkowaliśmy na prawie pustym parkingu i ruszyliśmy błotnistym szlakiem w kierunku zoo. Po dotarciu na miejsce okazało się, że wejście wygląda zupełnie inaczej niż zachowało się w naszej pamięci, a właściwie to tego wejścia nie ma - budynek z kasą zniknął z powierzchni ziemi, a tam, gdzie była brama, znajdują się obecnie głębokie wykopy, w których można podziwiać szczerzącego łyżkę koparkusa zwyczajnego. Byliśmy nieco zdezorientowani, ale po chwili zlokalizowaliśmy kasę zastępczą mieszczącą się w blaszaku. Zakupiliśmy bilety i można było zacząć zwiedzanie. Krzyś zobaczył kolorowe papugi i ciągnął w ich stronę, Michaś chciał iść do lwa, a Pawełek do Egzotarium. Najmocniejsze argumenty przedstawił tata - bo teraz tam nie będzie ludzi, a później zrobi się tłum - więc poszliśmy najpierw do gadów. 

    Już przy pierwszym terrarium zaskoczyło nas, że nie trzeba chłopaków podnosić na rękach, żeby coś zobaczyli; wyrośli na tyle, ze bez trudu sięgali wzrokiem, gdzie trzeba. Naprawdę dawno nie byliśmy w zoo... Podczas poprzedniej bytności w tym miejscu Pawełek nosił Michałka, a ja Krzysia, bo ich oczy znajdowały się na wysokości ściany. A teraz - proszę bardzo! Chłopaki same idą i patrzą. Ale żeby nie było aż tak różowo, że tacy niby samodzielni się zrobili, to po paru minutach pozdejmowali kurtki i czapki, i wyciągając ręce obarczone ubraniami w moją stronę wypowiedzieli magiczne słowo "mama", jakby było oczywistą oczywistością, że to ja mam być nosicielem ich kurtek, podczas gdy oni będą oglądać węże, żółwie, żaby, jaszczurki i rybki. A mnie też było cieplutko, a w dodatku zaparowały mi okulary i obiektyw aparatu. 

     Mieliśmy za to z Pawełkiem luz w zakresie czytania informacji o zwierzakach. Nie było pytań co to jest, gdzie mieszka w naturze i tym podobnych - Michaś i Krzyś samodzielnie zapoznawali się z informacjami umieszczonymi na terrariach i akwariach. Najdłużej obserwowaliśmy morskie akwaria z koralowcami, ukwiałami i kolorowymi rybkami. Nie udało się natomiast wypatrzeć żabki, na której bardzo zależało Michałkowi. Już jakiś czas temu czytał w książce o rzekotce czerwonookiej i chciał ją zobaczyć "na prawdziwo", a ona tak się schowała w swoim mieszkanku, ze mimo podglądania ze wszystkich dostępnych stron, nie udało jej się odszukać wśród roślin rosnących w jej terrarium.
ogród zoologiczny Kraków
     Z Egzotarium wyszliśmy mocno nagrzani. Dość szybko obejrzeliśmy woliery z bażantami i papugami, a na dłużej stanęliśmy przy flamingach, których "kolana" wyginają się w drugą stronę. Michałek i Krzyś podjęli próby dorównania różowym pierzastym, ale okazało się, ze ich stawy kolanowe za żadne skarby nie chcą się zgnac tak, jak u flamingów.:)
ogród zoologiczny Kraków
     Drugim ptaszkowym hitem były pelikany.
ogród zoologiczny Kraków
     Jak do nich dochodziliśmy, Michaś wykrzyknął:"Ja cię! Ale one mają pojemne paszcze!"
ogród zoologiczny Kraków
     A pelikany, jakby na zawołanie, zaczęły prezentację swojej pojemności. Sadzawka na ich wybiegu była pozbawiona wody, zapewne dlatego, żeby nie zamarzła i ptaki skupiły się na brzegu kałuży pod kranikiem.
ogród zoologiczny Kraków
    Płukały dzioby w tej błotnistej wodzie, wykręcając przy tym szyje i pokazując szerokość dziobów i przełyków.
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     Od pelikanów poszliśmy do uchatek. W basenie świrowała najmłodsza członkini stada, która pływała, bawiła się piłką i wyskakiwała w górę na wysokość naszych głów. Przy pierwszym takim skoku Krzyś odskoczył do tyłu ze dwa metry.;) Oczywiście uchatka była za szyba, ale po kolejnym wyskoku woda polała się na nas ponad szybą. Młoda dawała czadu dobra chwilę i skończyła dopiero wtedy, kiedy tata przywołał ją do porządku solidnym klapsem i kłapnięciem paszczy. 

    Wielu zwierząt nie udało się zobaczyć, bo były pochowane w swoich "domkach" i miały w głębokim poważaniu tych wszystkich, którzy chcieli je zobaczyć. A było tych chętnych coraz więcej na zoologicznych alejkach.
ogród zoologiczny Kraków
     Za to pingwinki się nie chowały, bo im aura pasowała. To nowy gatunek w krakowskim zoo; widzieliśmy je po raz pierwszy. Mają piękny, duży wybieg i basen, w którym mogą pływać i nurkować.
ogród zoologiczny Kraków
     Mogliśmy je oglądać zarówno podczas odpoczynku i suszenia piór na kamieniach,
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     a także podczas baraszkowania w wodzie. Dokładną obserwację umożliwia trzywarstwowa szyba dająca możliwość oglądania pingwinów również pod wodą.
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     Później odwiedziliśmy rodzinę w mini zoo.;) Zawsze, kiedy idziemy do osiołków, śmieję się, ze mamy spotkanie rodzinne, a Pawełek ochoczo pozuje do rodzinnych fotek.:)
ogród zoologiczny Kraków
     W mini zoo można pogłaska zwierzęta, a w cieplejsze dni również karmić; na miejscu można kupić marchewki i inne smakołyki dla krewniaków.:)
ogród zoologiczny Kraków
     Nowym mieszkańcem mini zoo jest źrebaczek kuca szetlandzkiego. Takiego konika to spokojnie dałoby się trzymać w mieszkaniu; jest wielkości sporego psa.
ogród zoologiczny Kraków
     Po wyjściu z mini zoo Krzysiowi przypomniało się, że przed wejściem do ogrodu zoologicznego jest "restauracja", w której sprzedają frytki. Te wspomnienia bardzo przypadły do gustu Pawełkowi, który natychmiast podchwycił temat. W związku z tym dalsze zwiedzanie zoo nabrało szybszego tempa.
ogród zoologiczny Kraków
     Odwiedziliśmy duże koty. Teraz już wszystkie lwy, tygrysy i pantery mają duże, nowoczesne wybiegi. Na pewno jest im na nich przyjemniej niż w małych pomieszczeniach, w których mieszkały przez długie lata. 

    Michałek czytał informacje o różnych gatunkach wielkich kotów, a tygrys krążył za szyba tam i z powrotem, mając najwyraźniej ochotę na schrupanie takiego Michałka. Krzyś poganiał brata, żeby jak najszybciej do tych frytek dojść.
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     Po drodze do wyjścia był jeszcze pawilon zwierząt nocnych, wybiegi dla antylop i rozmaitych kopytnych z różnych zakątków świata, a na końcu słonice, które mimo zimna zostały wypuszczone na wybieg i wcale nie wyglądały na zmarznięte.
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     Mimo stycznia, w zoo też już powiało wiosną. Krokusy są prawie gotowe do zakwitnięcia, a różaneczniki mają już wielkie pąki.
ogród zoologiczny Kraków
     Pięknie kwitnie kalina wonna.
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
ogród zoologiczny Kraków
     Wyszliśmy z zoo. Poburczałam na chłopaków, że frytki są niezdrowe i nie powinni ich jeść, ale widząc ich wzrok błagalny, dałam im kasę i wydałam zgodę na frytkową rozpustę. Poszli sobie na frytki, a ja do lasu, żeby poszukać grzybków.:)

4 komentarze:

  1. Bardzo serdecznie dziękuję za spacer po krakowskim ZOO cudowne zwierzaki a słonice najbardziej z tych co widziałam i lew i tygrys wow.To ja ewa z Mazur,mam awarię kompa,w zapasie tablet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się zaczynałam martwić, czemu się nie odzywasz. Dobrze, że to tylko awaria sprzętu. Oby jak najszybciej udało się zreperować komputer, bo bez niego jak bez rąk. Ja strasznie nie lubię pisać z tabletu, a jeszcze bardziej z telefonu.
      Pozdrawiam cieplutko.:)

      Usuń
  2. Przepraszam p. Doroto ale na fotkach są pelikany a nie marabuty . Pozdrawiam i podziwiam pani bloga , znajomość grzybów a i fotki też .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za sprostowanie błędu. Oczywiście, ze pelikany! Zaraz poprawię.:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń