Nawet małe dziecko wie, że grzyby mają rosnąć po deszczu. Na ten deszcze czekaliśmy długo, aż w końcu przyszedł - najpierw popołudniowa ulewa, a po kilku dniach spokojny, drobny, dwudniowy deszczyk. Po tej ulewie sypnęło w niektórych miejscach, głównie pieprznikami i borowikami ceglastoporymi. W niektórych miejscówkach koźlarzowych pojawiły się pierwsze zdrowe w tym roku sztuki, ale wyrosły nie pod drzewami, a na obrzeżach, w trawie, gdzie więcej deszczu spadło. Były jednak lasy, w których kompletnie nic się nie ruszyło - jak grzybków nie było w czasie suszy, tak dalej ich nie było po tym ulewnym deszczu. Zatem trafienie w odpowiednie miejsce zależało od szczęścia, bo nieraz w odległości 2 - 3 kilometrów poziom zagrzybienia lasu był zupełnie inny. No dobrze, to było po tym krótkotrwałym deszczu. Kiedy więc po kilku dniach zaczęło padać tak porządnie, wydawało się, że będzie można kosze napełniać po brzegi pod każdym drzewem. Grzyby sa jednak nieprzewidywalne i niekoniecznie chcą współpracować z deszczem i grzybiarzami tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.;)
Większą ilość deszczu natychmiast wykorzystały maślaki ziarniste. Wyrosły gromadnie wtulając się w mech lub trawę. Miejscami można byłoby je kosić przysłowiową kosą, ale cóż z tego, skoro nadawały się bardziej na farsz mięsny niż grzybowy. Maślaki ziarniste świetnie wyglądają w marynacie, więc kiedy je zobaczyłam, bardzo się ucieszyłam, licząc na zrobienie kilku słoiczków. Po ścięciu kilkunastu sztuk, zrezygnowałam z dalszych prób pozyskania wsadu marynaciakowego.
Jeszcze bardziej ucieszyły nie młodziutkie klejówki świerkowe. Nie spotkałam ich jeszcze w tym roku, a pierwsze znalezione w sezonie, zawsze cieszą bardziej niż te kolejne. Poza tym ja bardzo lubię smak klejówek; uważam, że to jedne ze smaczniejszych i mocno niedocenianych grzybków.
Padał deszcz, więc klejówki, podobnie jak maślaki, były bardzo śliskie i trudno je było utrzymać w rękach. Szybko pozbierałam około 30 owocników, odcinając tylko po wykręceniu końcówki trzonów i wpakowałam je do koszyka. W domu okazało się, że są robaczywe. Nie było tych robali dobrze widać, bo miąższ klejówek nie przebarwia się i drobniutkie dziurki uwidoczniły się dopiero przy dokładnym oglądzie. Z całego zbioru klejówkowego zostały mi cztery sztuki. Nawet na dokładne poczucie smaku za mało.:(
A teraz koźlarze, które mnie zaskoczyły. Jak już wspominałam, po ulewnym deszczu wyskoczyły miejscami hurtowo i wreszcie w połowie były zdrowe. Takie widoki z dwudziestoma, trzydziestoma sztukami były ucztą dla oczu. Myślałam, ze po dłuższym deszczu zaszaleją na całego i sypną się nie tylko w trawie, ale i pod drzewami.
Tymczasem one poszły spać i prędzej można znaleźć pojedyncze sztuki koźlarzy świerkowych niż czerwonych. Pewnie dopiero czekają na swój czas i wyrosną naprawdę masowo we wrześniu, kiedy już nie będę ich mogła pilnować na co dzień.
Dłuższy deszcz wywołał za to do raportu nadziemnego całe zastepy pięknorogów i galaretków kolczastych. Te gatunki wyrosły dosłownie w oczach, kiedy tylko miały możliwość napić się trochę deszczu. Zdobią każdy las.
A teraz to, co grzybiarzy interesuje najbardziej - borowiki. Najliczniej rosną ceglasie, ale tylko w wybranych miejscach. Są punkty, w których można znaleźć po kilkanaście sztuk, a w kilku następnych nie ma ani sladu grzybków. Jest ich jednak na tyle, że można nimi zapełnić koszyk.
Szlachetniaki nadal wystepują sporadycznie, ale już nie sa robaczywe w 100 %. Mniej więcej co piąte znalezisko w całości nadaje się do użytku.
Miejscami wyrosły też pojedyncze borowiki górskie. Standardowo są faszerowane.
Deszcz ułatwił mi znalezienie drugiego w tym roku podziemniaka - piestraka jadalnego. Zazwyczaj latem znajdowałam kilka sztuk piestraków, a w tym roku tylko dwa. Albo aż dwa. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma.
Na koniec tej grzybowej analizy deszczowo - podeszczowej, zapraszam na kilka widoczków z orawskiego poranka. To już ostatnie dni, kiedy mogę oglądać te cuda na żywo, więc sobie parę obrazków uwieczniłam, żeby mieć na co spojrzeć podczas długich jesiennych i zimowych wieczorów.
Jaka szkoda ze tyle grzybów jest z robalami.Czy za sucho czy za mokro robale maja co jeść. Gdyby były zdrowe to koszyczki nasze wyglądałyby inaczej prawda.Dobrze ze ceglasie jeszcze dopisują ,one są śliczne i smaczne. Życzę wam powodzenia w ostatnich wakacyjnych dniach.Szkoda ze to już koniec lata,uściski
OdpowiedzUsuńNoce są ciepłe, wyjątkowo jak na góry i stąd tyle robactwa. Jeszcze parę lat temu od połowy sierpnia nocami często temperatura spadała do zera. Były przymrozki, które grzybom nie szkodziły, ale robalom owszem. Przez ostatnie lata takie chłodne noce nastają dopiero we wrześniu. Wtedy grzybki sa zdrowe. Dzisiaj nakosiłam okrutnie. Jeszcze nie skończyłam obrabiać. Mam pracowite urodzinki.:) Uściski!
Usuń