Wiosenny wyjazd na Orawę wiąże się nierozerwalnie z wizytą na "naszej" słowackiej łączce krokusowej. W tym roku pogoda była idealna na podziwianie krokusów - temperatura zrobiła się bardziej letnia niż wiosenna, a słoneczko świeciło i grzało. W takich warunkach krokusy otwierają się i prezentują światu całą swoją delikatność i piękno. Krokusowa łączka ma kształt prostokąta, którego długie boki wyznaczone są przez krzaczory, w których stadami rosną czarki. Tam są zawsze w ilościach znacznych. Jak nie mogę dopaść tych czerwonych grzybków w innych miejscówkach, to wiem, ze w słowackich krzakach napatrzę się na nie do bólu. A w połączeniu z krokusami, są zjawiskiem unikatowym. Zobaczcie zresztą sami.
Pierwszy wypadł na łąkę Krzyś, który natychmiast zaczął lokalizować najliczniejsze kępki krokusowe i wołać nas, żebyśmy się pochylili z aparatami nad jego znaleziskami. Podążyłam za Krzysiem, wzdłuż dolnej ściany łączki. Pawełek poszedł sobie w drugą stronę, bo miał PLAN. Bardziej od krokusów interesowało go łapanie pszczółek w locie nad kwiatkami. A do takiego polowania trzeba się skupić i najlepiej nie mieć żadnego towarzystwa.
Michaś biegał po całości terenu, meandrując między kwitnącymi krokusami.
Chodziłam za Krzychem i uwieczniałam kolejne krokusy, które wskazywał. Jakoś w tym roku za bogato nie zakwitły i większe skupiska były nieliczne. Najczęściej rosły pojedynczo, po dwa lub trzy.
Były jednak tak piękne, że w zupełności mi wystarczały. Do każdego mogłam podejść, pochylić się nad nim, zrobić zdjęcie, pogłaskać i iść do następnego. Zupełnie inaczej niż na tatrzańskich szlakach, gdzie "strażnicy krokusów" rozciągali taśmy odgradzające kwiatki od bandy turystów.
Zwróciłam uwagę, że na krokusach nie było żadnych bzykających pszczół ani trzmieli. Co prawda nie nastawiałam się na ich uwiecznianie, ale zawsze na krokusach tłumnie pozyskiwały nektar i pyłek. A tym razem nie zauważyłam ani jednego owada.
Taka sama sytuacja panowała po drugiej stronie łąki, gdzie na bzykaczy poszedł polować Pawełek. Zdecydowanie nie był usatysfakcjonowany, bo jego plany wykonania artystycznych fotek spaliły na panewce z powodu braku modeli.
Na nieco przymglonym horyzoncie majaczyła ośnieżona Babia Góra.
Podziwiając krokusy doszliśmy z Krzysiem do dolnych zarośli. Zaraz za pierwszym krzakiem zaatakowały nas stada czerwieniutkich czarek. Krzyś wydawała okrzyki zachwytu i wyszukiwał coraz to większe egzemplarze.
Ja rozglądałam się raczej za ciekawymi, nietypowymi kształtami i grupettami czareczkowymi.
Najbardziej podobała mi się czarka kulista, z otworem o zdecydowanie mniejszej średnicy niż cały owocnik.
Wiem, ze w tym roku czarki w wielu miejscach wyrosły masowo i może niektórzy mają już przesyt czerwieni na fotkach, ale pomyślcie sobie, że na następne młode przedstawicielki tego gatunku trzeba będzie czekać do przyszłej wiosny. Dlatego cieszmy się nimi, póki jeszcze są.:)
Podczas wyszukiwania czarek i oglądania krokusów Krzyś tak pięknie pozował, że co chwilę przerzucałam się z ustawień grzybowo-kwiatkowych na portretowe. Mam całą serię pamiątkowych zdjęć Krzysiaczka.
Patrzcie jaki słodziak.:)
Wyszliśmy z dolnych krzaków i ruszyliśmy w górę łąki, do zarośli równoległych. Ja sobie szłam powoli pochylając się znowu nad kolejnymi krokusami, ale kudłaty Krzyś już miał dość człapania i biegał tam i z powrotem, jeżdżąc po trawie na tylnej części ciała.
Napotkaliśmy po drodze Michałka, który wymyślił nowy sposób przemieszczania się po pochyłej łące.
Ponieważ narobiłam portretów Krzysiowi, chciałam też pstryknąć parę ujęć Michałkowi, żeby później, przy oglądaniu zdjęć, nie zarzucał mi, że Krzysia bardziej kocham, bo mu częściej zdjęcia robię.;) Poprosiłam więc Michałka, żeby się na chwilę zatrzymał w biegu i zrobił jakąś "normalną" minę. Wyszło jak wyszło z tymi minami.:)
Zdecydowanie lepiej pozowały krokusy z czarkami w górnej linii krzaków. Trochę im pomogłam w ustawianiu się do zdjęć, ale dzięki temu można teraz nasycić oczy.
Schodziłam niespiesznie w dół łąki, w kierunku parkingu. Zatrzymywałam się jeszcze przy kwiatuszkach, bo już więcej wyjazdów krokusowych tej wiosny nie będzie.
Chłopcy czekali już na mnie trochę się niecierpliwiąc, że jeszcze nie jedziemy do następnego punktu wycieczkowego. Doszłam do nich i pojechaliśmy. Następne miejsca z pięknej słowackiej Orawy będą w kolejnym wpisie.:)
Aż nie mogę się napatrzyć.Krokusy w zestawieniu z cudownymi czarkami wyglądają jak z bajki. Dziękuję za spacerek,czekam na następny,ze smardzami
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię zestawienie czarek z krokusami.:) Następny spacerek będzie na smardzowych terenach, ale jeszcze bez smardzów. Jak się wyrobię, to dzisiaj skrobnę. Poranne uściski!
Usuń