Kiedy Renia napomknęła, że marzy jej się jakaś grzybowa potrawka i aż się jej pysie rozpromieniły na samą myśl o zapachu rozchodzącym się z gara, zaistniał powód do wykombinowania chwili czasu na pozysk. Nie ma to - tamto - jak za kimś chodzą grzyby w garze, to trzeba jechać do lasu.:) Okazja nadarzyła się w piątek - trzeba było jechać za Kraków, żeby w miejsce docelowe dowieźć niezbyt lekkie elementy. Stwierdziłam szybko, że muszę się trochę oszczędzać i wezmę sobie Renię do pomocy w noszeniu tych ciężarów. Została już przeszkolona w pozysku uszaków, więc pora najwyższa, żeby zobaczyła jak się zbiera siedzunie vel szmaciaki. A wiadomo nie od dziś, że delegacja za Krakowem zawsze prowadzi do lasu. No bo cóż zrobić, jak las sam na drodze staje?
Załatwiłyśmy ekspresowo sprawy obowiązkowe i wbiłyśmy do lasu koło Świątnik Górnych. Sprawdzenie pierwszych miejscówek kaniowo - gołąbkowych miało wynik niepomyślny, ale pocieszałam Renię, ze do właściwych stanowisk tego, na co polujemy, musimy dopiero dotrzeć. A to wcale nie było takie łatwe, bo góry i stromizny w tym lesie są miejscami takie jak na Orawie. I trzeba się trochę pomęczyć, żeby na nie wejść. Warto było.:) Najpierw Renia znalazła pięknego i jedynego w tym dniu szlachetniaka.
A za chwilę mnie zaczęły się sypać siedzunie - większe, mniejsze, średnie, starsze i młodsze. Renia początkowo nie mogła żadnego wypatrzeć i zauważała te leśne kalafiory dopiero jak jej pokazałam.
Po wyćwiczeniu wzroku na tych pokazanych, znalazła pod koniec swojego własnego szmaciaka.:)
Oprócz siedzuni i jednego borowika szlachetnego, w lesie jest sucho i pusto. Rośnie trochę tęgoskórów, na których miałam nadzieję spotkać podgrzybki pasożytnicze, ale nie spotkałam, miejscami stoją gromadki zasuszonych mleczajów chrząstek i to właściwie wszystko. Jedyną ciekawostką jaką wypatrzyłam, są te żółte talerzyki, które wyrosły na kawałku kory leżącej na ściółce.
Godzinne przeszukanie lasu pozwoliło zapełnić trochę więcej niż jeden koszyk. Ja wzięłam sobie tylko jednego siedzunia, a resztą zaopiekowała się Renia.:) Czekam na relację z grzybowego obżarstwa.
Oj Reniu masz farta że mogłaś z Dorotą podrzeć do lasu. Siedzuń ie to Marzenie. Zupa orzechowa, z cebulką, z jajeczkim i pod każdą postacią. Jeden miałam w zeszłym roku, ktoś inny znalazł ale podarował dla mnie. Ciesz się i smakuj
OdpowiedzUsuńTo fakt, ten gatunek w każdym wydaniu dobrze smakuje.:) Pozdrawiamy krakowsko!
UsuńPiękny łup :)
OdpowiedzUsuńseBa
Mam nadzieję na podobny w niedzielę.:)
Usuń