Podczas dwumiesięcznych wakacji lipnickich Krzychu przede wszystkim doskonalił się w fachu grzybiarskim, ale nie tylko. Co prawda, poza chodzeniem do lasu, zbieraniem grzybów i obróbką, najważniejsza była zabawa, ale oprócz niej Krzyś wyszkolił się w paru typowo męskich czynnościach. Wykonywał prace, którymi Michaś nie był kompletnie zainteresowany, bo wymagały zbyt dużego wysiłku fizycznego. A Michałek, jak wiadomo, woli pracować swoją ponadprzeciętną mózgownicą niż rączkami czy nóżkami.
Krzycha już rok temu fascynowało rąbanie drzewa. Wtedy tata Pawełek kupił mu dopasowaną do jego gabarytów wielkością i ciężarem siekierę, która została podpisana: "RĄBIORA KRZYSIA". Tak, tak - na ten sprzęt do rąbania Krzychu nie mówił siekiera, tylko właśnie rąbiora.
Rok temu Krzyś podjął pierwsze próby rąbania pniaków, ale nie szło mu to najlepiej. Z obawy o jego palce, głowę, ręce i nogi, tata podtrzymywał mu rąbany kawałek drewna za pomocą długiego patyka. W tym roku taka pomoc okazała się juz zupełnie zbędna, a rabanie drzewa stało się jednym z ulubionych zajęć Krzysiowych. Potrafił tak pracować przez dobre dwie - trzy godziny podczas grillowania.
Szybko nabierał wprawy i pod koniec sierpnia doszedł do takiej perfekcji, że za pomocą swojej rąbiory odłupywał drzazgi grubości długopisu.
Nie da się ukryć, że taka praca fizyczna wpływa na rozwój muskulatury.:) Krzychowi wyrobiły się mięśnie szczęki, którą z zaciętością wypychał w przód podczas rąbania, a także bicepsy. Już po powrocie do Krakowa oglądał się całościowo w lustrze i widać było, ze jest zachwycony posiadaniem całkiem przyzwoitej muskulatury.
Tyle potrafił narąbać podczas jednego popołudnia.:)
Często, oprócz grzybów, Krzychu przynosił z lasu różne skarby - a to jakiś wyjątkowo piękny patyk, a to pniaczek, a nawet całkiem starannie obrobioną deskę (nie mam pojęcia skąd wzięła się w środku lasu). Raz trafił się nawet kawał wyrwanego mchu, którym trzeba było się zaopiekować.
Z tych przyniesionych z lasu akcesoriów powstał cały arsenał mieczy, maczug i innego sprzętu wojskowego oraz dwa krzesełka, które zostały mi podarowane. Przy ich robieniu okazało się, że zamiast gwoździ, przy użyciu odpowiedniej siły, można w pniaczek spokojnie wbić młotkiem śruby. Efekt końcowy jest taki sam jak w przypadku użycia gwoździ.
Pracując nad stworzeniem tych stołeczków, Krzyś stwierdził, że podoba mu się taka robota i on będzie stolarzem.:) Zapytałam więc, czy już nie chce być zawodowym grzybiarzem, bo dotychczas mówił, że to jego wymarzony fach. A Krzyś mi na to:"A za co ja będę żył jak grzyby nie będą rosły?" No w sumie rację ma.
Michaś co prawda nie rąbał drzewa i nie robił mebli, ale też doskonalił swoje umiejętności. Skupił się głównie na przygotowaniu posiłków i trzeba mu przyznać, ze już potrafi zadbać o swój brzuszek.
Kiedy już drzewo było porąbane, a Michałkowe szaszłyki skwierczały na grillu, chłopcy oddawali się bardziej umysłowej rozrywce i rozgrywali partie szachów.:)
No i proszę nie samymi grzybami chłopaki żyją. Po każdych wakacjach inne umiejętności zostają. Ale żeby tak w szkole zrobili konkurs o lesie i grzybach nie mieliby sobie równych. Pozdrowienia dla chłopaków z Mazur Garbatych.
OdpowiedzUsuńSame grzyby to nawet mnie nie starczają. Za koniskami stęskniłam się okrutnie. Szkoła jest niestety nastawiona głównie na wiedzę książkową. Życia muszą się nauczyć gdzie indziej i mam nadzieję, że kiedyś okaże się, że w tym konkursie będą zwycięzcami. Pozdrawiamy z chłodnego dzisiaj Krakowa!
UsuńOj, przydałby się taki Krzyś u mnie! Drzazgi grubości długopisu potrzebne są do pieczenia sękacza- cały worek, taki po nawozie, do jednego ciasta. U nas w domu zawsze rębacz robi to, bo musi. Krzysiu, zapraszamy na Podlasie, wyszalejesz się przy rąbaniu! Pozdrawiam- Ewa.
OdpowiedzUsuńTo w przyszłym roku będziemy zbierać te drzazgi do sękacza i spróbujemy dostarczyć. Oby tylko Krzychowi chęć rąbania nie minęła. Pozdrawiamy serdecznie!
Usuń