piątek, 10 kwietnia 2020

Ponidziańskie stepy

       W czasie jednego służbowego wyjazdu udało mi się kilka spraw załatwić, nie tylko zawodowych, ale i prywatnych. Delegację wypisałam sobie na dzień,kiedy Michał i Krzyś nie mieli już żadnych lekcji on line. Wcześniej zmobilizowałam Zibiego, żeby zakupił dla mnie i grupy naszych wspólnych znajomych najlepsze na świecie pomidory i ogórki z Ponidzia. Po pierwsze e pomidory są smaczniejsze od jakichkolwiek innych, a po drugie, teraz wyjątkowo trzeba wspierać naszych, polskich przedsiębiorców. 

    Wczesnym rankiem pojechaliśmy z Michałem i Krzysiem w kierunku Buska. Najpierw załatwiłam sprawy służbowe, a później był już czas wyłącznie na przyjemności. Z przyjacielem Zibim umówiliśmy się w terenie, żeby w dobie koronawirusa nie nawiedzać go w domu. Mogłam z odległości dwóch metrów wyściskać Zibiego z okazji urodzin. Następnie przełożyliśmy skrzynki z pomidorami i worki z ogórkami z jednego auta do drugiego. Zibi trochę się obawiał, ze nie uda mi się zmieścić tyle dobra w moim Robalu, ale jakoś się udało. Po wykonaniu tych czynności, poszliśmy wyprowadzić psa na ponidziańskie stepy.

      Obecnie psy mają w Polsce więcej praw niż na przykład dzieci - psa można wyprowadzać na spacery, co niektórzy właściciele czynią obecnie przez kilka godzin dziennie (obserwacje z osiedla). Gromadzą się też w spore grupy ludzko-psie i czują się bezkarni z powodu posiadania zwierzęcia pies. Osobiście zupełnie mi  to nie wadzi, tylko czemu ja nie mogę na legalu wyprowadzić dzieci, podczas gdy psy i ich właściciele spacerują sobie po parę godzin dziennie i to tam, gdzie tylko mają ochotę.
     Ale na Ponidziu mieliśmy nawet psa.:)
     Uwielbiam te krajobrazy z Ponidzia, z pofalowanym terenem, podłużystymi polami, garbami i falującymi na wietrze trawami. A wieje tam standardowo, jak to w kieleckim.
      Sucho tam jest w tym roku okrutnie. Suche, ubiegłoroczne trawy kruszą się pod naporem porywów wiatru, które potrafią nawet cząsteczki ziemi unosić.
     W tej suszy udało się zakwitnąć niektórym roslinom przywykłym do stepowych warunków.
      Trafiają się też stepowe grzybki. Najwięcej było wyschniętych purchawek, fruwających na wietrze, ale trafiły się też berłóweczki dobrze podsuszone
 i całkiem świeże czarki, które mnie totalnie zaskoczyły - rosły nad strumieniem wypływającym ze źródła, w dole wąwozu.
     Najpiękniejsze były miłki wiosenne, które mają na Ponidziu swoje królestwo. I niech one Wam dadzą dzisiaj trochę radości, o którą tak teraz trudno.
     Michał miał doskonałe warunki do wytestowania nowego spadochronu. Ze dwa razy wiatr prawie go porwał, a ze trzy razy przewrócił. Dla nauki i wynalazków trzeba się poświęcać.:)

6 komentarzy:

  1. Hm... psy na naszym osiedlu mają podejrzanie dużo właścicieli. Ciekawe czy w pradolinie Wisły już kwitną miłki? trzeba to sprawdzić w święta. Pozdrawiam Inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdź koniecznie! Pewnie też już są. Pięknego spacerku życzę i pozdrawiam świątecznie!

      Usuń
  2. Michał oczywiście się nie poddaje.Super chłopak.A miłki są cudowne,czy one rosną gdzieś jeszcze bo nigdy w życiu ich nie widziałam tylko u Zibiego. Zyczę wam miło spędzonych dni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co wiem, to w kilku miejscach w centralnej Polsce jeszcze można je spotkać, ale w takich ilościach to chyba tylko na Ponidziu. Tam są specyficzne, stepowe warunki i na pewno rosłyby tam smardze stepowe, gdyby nie było co rok tak strasznie sucho. Spokoju Ewciu i braku złych wieści w te święta!

      Usuń
  3. Dorotka jesteś mistrzynią świata w tych relacjach

    OdpowiedzUsuń