Po sobotnim spacerku, wieczornym grillu i nocnym wydłużeniu doby, niedzielny poranek wstał tak zamglony, że na parę metrów nic nie było widać. Zupełnie jakby się chmury z nieba urwały i rozsiadły na ziemi, a w czasie tegoż siadania wycisnęły z siebie sporo wilgotności. Ze względu na zmianę czasu na zimowy pobudziliśmy się wcześnie, ale jak chłopaki wyjrzały przez okno, to z powrotem do łóżek się wpakowali i odmówili jakiejkolwiek współpracy. Coraz częściej im się nie chce tyłków ruszać na spacer i szukają pretekstów pod postacią niewłaściwej pogody. Ani trochę mi się to nie podoba, ale nie zamierzam ani nadmiernie ich namawiać do działania, ani tym bardziej kisić się z nimi, bo na polu mgła. Wydałam im posiłek poranny, wzięłam koszyk, ubrałam gumowce i ruszyłam do granicznego lasu.
Mgła była taka, że lasu w ogóle z łąk nie było widać. Przedzierałam się więc przez tę gęstą zasłonę w jedynie słusznym kierunku, nie widząc jednak celu. Łąki są obecnie poprzecinane wieloma drogami wyjeżdżonymi przez traktory wywożące drzewo z lasu, więc łatwo w takiej mgle nie trafić na tę właściwą. W efekcie dotarłam do lasu z 50 metrów powyżej miejsca, w którym zawsze zaczynam penetrację tego lasu. Mgła otulała mnie szczelnie i sprawiała, że ubranie, koszyk i aparat zrobiły się wilgotne. Pomyślałam nawet przez sekundę: "Co ja tutaj robię?" zamiast wylegiwać się w cieplutkim łóżeczku. Ale to było tylko sekundowe zwątpienie. Weszłam w las.
A tam na każdym kroku stada pieprzników trąbkowych. I podobnie jak w lesie, w którym byliśmy dzień wcześniej, większość trąbeczek to młode, małe owocniki. Oby miały szansę rosnąć sobie tak spokojnie do grudnia, stycznia, a nawet do wiosny. Jak dla mnie zima mogłaby sobie zostać na biegunie północnym, a do nas wcale nie przychodzić. Wtedy pieprzne trąbki mogłyby się panoszyć po lesie aż do wiosny.
To są oczywiście moje prywatne chciejstwa, bo już dzieciaki za zimą tęsknią i chcą śniegu, mrozu, sanek i całej tej zimowej otoczki. Jeszcze trochę zanim z tego lubienia zimy wyrosną.;)
Zabrałam się za pozyskiwanie pieprzników trąbkowych, bo tak sobie zaplanowałam, ze uzbieram ich na solidna porcję sosu. Wybierałam te największe owocniki, ale i tak w koszyku powoli ich przybywało. Powoli, ale systematycznie.:)
Pieprznikom trąbkowym towarzyszyły w lesie inne jadalniaki. Znajdowałam pojedyncze borowiki szlachetne, które nadal wyglądają perfekcyjnie - są jędrne i zdrowe, podgrzybki brunatne, które niestety albo za bardzo namokły od deszczu i zrobiły się skapciałe, albo stały się posiłkiem dla robactwa i borowiki ceglastopore,które wessały taką ilość wody, ze zmieniły barwę i konsystencję. Tylko jeden był zdatny do zabrania.
Wilgoć załatwiła też muchomory czerwieniejące, których tydzień wcześniej można było jeszcze sporo uzbierać. Te, które zostały w lesie, osiwiały i zarosły.
Za to w kilku miejscach pojawiły się pojedyncze opieńki. Z tym gatunkiem na Orawie w tym roku było dziwnie - w jednym tygodniu pokazały się zaledwie w kilku miejscach maleńkie owocniki, jeszcze nie nadające się do zbioru, a na następny weekend już wszędzie były wyrośnięte i stare sztuki. Chyba wysoka temperatura sprawiła, ze przeminęły jak mgnienie oka. Zawsze rosły przez 2-3 tygodnie i można było zebrać trochę malutkich, trochę średniaków i trochę takich większych. No, ale wiemy nie od dziś, ze ten rok jest inny niż wszystkie wcześniej znane.
W lesie mgła była nieco mniejsza niż na łąkach, bo nie przedarła się w całości przez korony drzew. Zamglony las prezentował się urokliwie.
Tak sobie szłam przez tę mgłę, od czasu do czasu zrywając kolejną garstkę pieprzników trąbkowych, aż tu widzę takie podłużne, białe, włochate coś na ściółce. Na pierwszy rzut oka wyglądało to coś jak ogromna, owłosiona gąsienica. Schyliłam się i dopiero z bliskości udało mi się zidentyfikować obiekt, który okazał się być podłużną kupą, którą zasiedliły grzybki. Jak się już do nich schyliłam, to je uwieczniłam.:)
Fotka należała się też maślance rosnącej w towarzystwie rulika. Wyglądały razem pięknie.
Niedaleko od nich trafiłam na ogromny czarci krąg gąsówek fioletowawych. Jeszcze nigdy nie widziałam ich tylu w jednym miejscu i nigdy nie spotkałam ich tylu na Orawie. Wszystkie były młode i grubiutkie. Oczywiście zaopiekowałam się nimi i zabrałam je do koszyka.
Byłam już w drugiej części lasu, blisko granicy. Tu pieprzników trąbkowych nie było, więc nie miałam co zbierać, a tym samym przemieszczałam się znacznie szybciej zatrzymując tylko przy wartych uwiecznienia grzybkach. Zabrałam na kartę gołąbka,
i gąski mydlane, których rośnie w orawskich lasach bardzo dużo.
Dotarłam do granicy. Został mi do przeszukania słowacki zagajniczek i seria koźlarzowych miejscówek. Nic godnego uwagi tam nie znalazłam, a kiedy wyszłam na bardziej otwartą przestrzeń, wpadłam znowu w gęstą mgłę.
Z granicy ledwie było widać czubek Babiej Góry, która cała się schowała we mgle.
W tych okolicznościach przyrody uwieczniłam moje zbiory i zaczęłam schodzić w dół, do wsi.
W ciągu dziesięciu minut mgła zaczęła znikać z gór i odsłaniać widoki. Teraz bez problemu można było trafić tam, dokąd chciało się dotrzeć. Nie miałam więc problemu z odszukaniem właściwej chałupy i moich chłopaków.:)
Jesteś niezłomna w tych wyjsciach do lasu.Ja w taką pogodę też bym nie wyszła z łóżka. Ale udało Ci sie cos nabierać i zrobić fajne zdjecia.Czubek Babiej fantastyczny.I inne tez.U nas wczoraj piękna pogoda, opiekunka mnie zawiozła do pobliskiego lasu lisciastego ale tak pozarastany ze moje nogi nie dają rady po nim sie przemieszczać.Kawałek lasu do pochodzenia ale pusto,absolutnie nic,zadnego grzybka.Tylko śmieci dookoła.Zrobiła mi opiekunka pare fotek.Popatrzyłam sobie na jesienne drzewa i liscie.Piękne. Wieści dochodzą ze Mazury bez podgrzybków w tym roku.Pozdrawiam Menażerio
OdpowiedzUsuńWidziałam fotki Ewciu! Wiem, ze się wyrwałaś do lasu. Szkoda, ze nie udało ci się nic znaleźć, ale samo wydostanie się z domu na pewno było atrakcyjne. Uściski serdeczne! :)
UsuńMgła robi klimat :D
OdpowiedzUsuńJesień bez mgły to nie jesień.:)
Usuń