środa, 4 listopada 2020

Pierwszolistopadowe grzybki


     Podczas pierwszolistopadowego puszczańskiego wypadu, w czasie którego Michałek, Krzyś, Miki i Niki walczyli skutecznie z ostrym cieniem mgły, nie zabrakło również tego, co w jesiennym lesie najcenniejsze. Udało nam się całkiem sporo pozyskać, a jeszcze więcej uwiecznić na fotkach. Zobaczcie zresztą sami.

     Początki spaceru pod względem grzybów nie były zbyt zachęcające, bo jakoś tak wyszło, że przez dłuższy czas w oczy wpadły nam tylko jakieś starocie, które niezbyt nadawały się do czegokolwiek. Nawet podziwiać nie było za bardzo czego w tych, chylących się ku upadkowi owocnikach z przebrzmiałym już okresem świetności.
     Dobrze, że wkrótce zaczęły nam wskakiwać pod nogi zdecydowanie bardziej fotogeniczne egzemplarze gatunku, na którym praktycznie zawsze można polegać - maślanki wiązkowej.
     Chyba każdy grzybiarz chciałby, żeby jego ulubione do pazerniaczenia gatunki rosły tak jak maślanki - wiosną, latem, jesienią, a nawet zimą. I to w dodatku w takich ogromnych gromadach. No, bo wyobraźcie sobie na przykład tyle borowików szlachetnych w jednym miejscu... To byłby widok, od którego jedne serca zabiłyby mocniej, a inne by stanęły.:)
    Niestety trujące maślanki wiązkowe nie chciały być żadnym innym gatunkiem. I tak cieszyły oczy i warto je było zapisać na karcie. Na kolejnym pniaku leżącym na ściółce nie miały się już gdzie te maślanki wcisnąć, bo całe podłoże zajęły wrośniaki różnobarwne, które już nie dopuściły żadnego innego gatunku do rywalizacji o przestrzeń życiową.
    Uśmiechały się do zdjęcia swoimi różnobarwnymi paździapami.
    Trochę się tym pięknościom niejadalnym napatrzyliśmy zanim na naszej drodze zaczęły stawać czubajki. Spodziewałam się po puszczy, ze nas obsypie przede wszystkim czubajkami gwiaździstymi, bo ich bywało tu zawsze najwięcej. Tymczasem gwiazdeczek prawie w ogóle nie było. Najliczniejsze były czubajki czerwieniejące, ale do zabrania nadawały się tylko najmłodsze sztuki. Wszystkie większe owocniki zostały zaatakowane przez robale, czyli dla nas zupełnie niezdatne.
    Czekały na nas również czubajki kanie - piękne , dorodne, z rozłożonymi kapeluchami. Znaleźliśmy z dziesięć solidnych kotletów. Obiad mieliśmy zapewniony.:)
    Z czubajkowych znalezisk najbardziej cieszyli się najmłodsi uczestnicy spaceru - Mikołaj i Nikodem. Z wielkim zajęciem oglądali znalezione grzyby i pozowali do uroczych zdjęć. Patrząc na nich, wspominałam, kiedy to moi chłopcy tacy młodzi i pełni zachwytu dla grzybków byli...
    Do koszyków pakowaliśmy też gąsówki fioletowawe, na które trafiliśmy w głębi lasu. Rosły w kilkunastu czarcich kręgach. Tu już mieli uciechę wszyscy, nie tylko najmłodsi. Panowie i panie zasiadali na liściach w kręgu, a  Miki i Niki donosili do oczyszczenia kolejne grzybki. Przy okazji parę gąsówek padło pod spieszącymi się stopami zbieraczy, ale przy takiej ilości grzybów i biegających wokół dzieciaków, drobne straty są nieuniknione. Michał i Krzyś kompletnie nie byli zainteresowani zbieraniem gąsówek i raczej skupili się na bieganiu i zabawie ze Stefką - psem cioci Moniki.
     Skończyliśmy właśnie wycinkę kolejnego gąsówkowego kręgu, kiedy Pawełek uradowanym głosem oznajmił, ze opieńki znalazł. Byłam pewna, że trafił na skapciałe staruszki, jakie dotychczas widzieliśmy, więc dopiero po zachęcie poszłam zobaczyć jego odkrycie.

     Okazało się, ze w tym jednym jedynym miejscu wyrosły świeżynki - młodziutkie maluszki opieńkowe.
    Wspólnymi siłami zajęliśmy się nimi - Pawełek znalazł, ja obfociłam, a Renia pozbierała.:)
    Z jadalniaków to na razie tyle, ale w ściółce i na różnych patyczkach i pniakach sporo było rozmaitych ciekawostek. Jedną z nich wypatrzył Mikołaj. Blisko ma do ziemi, to i łatwiej mu było zobaczyć cieniutkie grzybki, które idealnie dopasowały się kolorem do podłoża i było je niezwykle trudno dostrzec.
     Dopiero po wskazaniu przez dzieciaka i przypatrzeniu się wskazanemu przez niego miejscu, odkryłam całe gromadki buławek rurkowatych. Jeszcze nigdy nie widziałam ich w takich ilościach. I tym razem też bym nie zobaczyła, gdyby nie znalazca pierwszej.
     Przestrzeń na kłodach leżących w ściółce została dobrze zagospodarowana przez całe rzesze grzybówek, które wtulały się w mech i przystrajały pajęczymi nićmi.
    Drugie miejsce pod względem ilościowym zajęły czernidłaki gatunków wszelakich.
    Te rosnące na pniakach były zdecydowanie młodsze od krewnych, którzy za siedlisko wybrali ściółkę. W listopadowym słoneczku, które po opadnięciu mgieł  umilało nasz spacer, nawet takie staruszki prezentowały się pięknie.
    Pomiędzy grzybówkami i czernidłakami zasiedlającymi porośnięte mchem pniaki można było dostrzec maleńkie spinki  pomarańczowe. To  przepiękne grzybki,  które najczęściej są pomijane, bo ze względu na swój niewielki wzrost, nie rzucają się w oczy. nie jest tez łatwo uwieczniać je na zdjęciach, nie tylko w związku z wielkością (czy raczej małością), alei dlatego, ze są niezwykle kruche i delikatne. Chcąc odsunąć mech, żeby na fotce dobrze było widać grzybka, łatwo zniszczyć sobie obiekt.
    W puszczy zaczęły się pojawiać masowo gatunki typowe dla późnej jesieni i zimy. W skupiskach wyrosły kisielnice trzoneczkowate, kędzierzawe i dwubarwne,
a także galaretnice mięsiste i pucharkowate
i żylaki trzęsakowate i promieniste.
    To wszystko gatunki, które uwielbiają,kiedy w lesie jest bardzo mokro, a teraz tak właśnie jest. Nie przeszkadzają im chłodne noce ani nawet przygruntowe przymrozki. Niedługo to one będą podstawą radości dla oczu podczas leśnych wędrówek.
     Oglądając tak kolejne "galaretkowe" grzybki, natrafiłam na pniak zasypany liśćmi. Nie było na nim widać ani śladu grzyba, ale kształt liściowej górki był na tyle intrygujący i nietypowy, ze rozgarnęłam wierzchnią warstwę. Przeczucie mnie nie myliło - pod listkami ukryła się gromadka łuszczaków zmiennych. Były już na tyle dorosłe, że nie zabrałam ich do koszyka, tylko zostawiłam ma miejscu. nie zasypałam ich z powrotem liśćmi.
    Wychodziliśmy już z lasu. Dzieci już były wygłodzone i straciły większość animuszu. Całe towarzystwo maszerowało w kierunku parkingu leśnym duktem, a ja jeszcze trochę buszowałam po lesie. I to jedne z ostatnich grzybków złapanych w tym dniu na kartę - próchnilce gałęziste, które pięknie obsiadły pniaczek i oczekiwały na narodziny kolejnych członków rodziny.
     Jeszcze parę kroków i zrobiło się całkiem zimowo - przy jednym z drzew rozsiadła się kępa płomiennicy zimowej,
a na leżącej obok kłodzie wyrosły młodziutkie łyczniki późne. Nieubłaganie nadchodzi czas gatunków zimowych.
    Grzybowy efekt spaceru nie był powalający, ale i tak byliśmy wszyscy bardzo zadowoleni. Z puszczy zrobiliśmy najazd na rodziców Mikołaja i Nikodema, gdzie zostaliśmy po królewsku przyjęci i nakarmieni pierogami z mięsem i ruskimi, kopytkami oraz kaniowymi kotletami . Dziękujemy za wspaniale spędzony dzień i wpraszamy się jeszcze kiedyś w przyszłości.:)


8 komentarzy:

  1. Jakie te próchnilce są cydowne,zdjecie lux. I te grzybki na siedząco, widze na fotkach u ludzi że w tym roku wysyp tej gąsówki fioletowawej.Nie znam ,nie widziałam ,poznałam na grupie. Piękne młodziyrkue opieńki,smakowire.Juz wiem ze zima nadchodzi,ze koniec grzybobrań i tak mi smutno ze nie będzie mi dane pojechać i cos znalesc w lesie.Dzis miałam miec wypad i tak sie cieszylam a wczoraj telefon ze opiekunka na kwarantannie bo hedna z podopiecznych ma covid i lezy w szpitalu. Mam nadzieje ze ona nie chora i my z Iwonka tez bezpieczni. Ale las przepadł i płakać sie chce.Dobrze ze chociaz waszą puszczę obejrzałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rok jest zdecydowanie rokiem gąsówki fioletowawej. Rośnie wszędzie i to w ilościach ogromnych. Widać zresztą na grupach, ze ludziska dopytują o oznaczenie i zbierają. Teraz z tymi kwarantannami to jest przerąbane. Sanepid kompletnie tego nie ogarnia i tak naprawdę nikt już nad tym nie panuje. Korona to powinna wytłuc tych z nierządu, co nas chcą pognębić do cna, a nie nas , zwykłych pazerniaków dnia codziennego. Może jeszcze będą ładne dni i uda Ci się pojechać do lasu. Z całego serca tego życzę.

      Usuń
  2. Super 👌 Też się muszę wybrać na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Jest pięknie, kolorowo i grzybowo.:)

      Usuń
  3. Tydzień temu pojechałam specjalnie na miejscówkę opieńkową, gdzie w zeszłym roku kosiłam ogromne ilości a tu nic, no kompletne zero, a ja mam taki fajny przepis na opieńki :( Z tej "złości" nakosiłam podgrzybków (u nas "czarne łebki"). No a parę dni temu naszłam kilka gniazd opieńkowych, więc podgrzybkom darowałam. No a gąsówka rzeczywiście w tym roku obrodziła. W lesie tak gdzieś około południa stada ludzi i samochodów. Serdecznie pozdrawiam, Inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie zostawiła podgrzybków na rzecz opieniek, bo u mnie czarnych łebków niewiele rośnie. A opieńki w tym roku dość nietypowo rosną - pokazały się i zaraz znikły, a teraz miejscami znowu pokazują się stadka młodych. Niech rosną jak najdłużej, nawet do wiosny.:) Pozdrawiamy jesiennie!

      Usuń
  4. Taka piękna płomiennica nie wylądowała w koszyku? W ogóle w pierwszej chwili dałem się nabrać myśląc, że to łuszczak.
    Dopiero po chwili przyjrzałem się nodze ;)
    Gąsóweczki do marynatki?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiła się już na koniec, kiedy całe towarzystwo przebierało nogami, żeby jechać na obiad, wiec jej odpuściłam.:) Wszystkie grzyby (oprócz czubajek, które zjedliśmy od razu wspólnie), zostawiłam do przerabiania Monice. Miał być z nich sos i farsz do pierogów.:) Pozdrawiam listopadowo i znów przedweekendowo.:)

      Usuń