Wyjście było głównie spacerowe i grzybów za wiele nam w oczy nie wpadło, ale tradycyjnie parę sztuk na Sylwestra trzeba było przynajmniej obfocić.
Nie podarowałam przepięknym rozszczepkom pospolitym, które wyrosły na drobnym patyczku i łatwo je można było poodwracać we wszystkie strony, żeby wybrać tę stronę najładniejszą.:)
Z jadalniaków tylko boczniaki nam się trafiły. Były już niestety stare i na pewno kilkakrotnie zamarzały i rozmarzały, co spowodowała, że ich konsystencja dyskwalifikowała je w drodze na talerz.
Na jednej z kłód leżących na ściółce wyrosły setki próchnilców maczugowatych. Pięknie takie skupisko wygląda i nie zdarza się za często.
Zgromadzenia zrobiły też ruliki nadrzewne,które tak się pchały na siebie, że paru towarzyszy rozgniotły.
Dzieci długo zajęte były tylko rozmową, co było dla nas lekkim szokiem, bo ten zestaw do spokojnych zdecydowanie nie należy. Nawet stwierdziliśmy, że się zwyczajnie zestarzeli. Ale przyszła ta chwila, w której dzieciaki zaczęły być sobą i dokazywać na całego. Pobiegali solidnie.A na parkingu czekała nagroda w butelce. Krzychu oświadczył, ze będzie otwierał: "Tak będę trzepał, trzepał, a później wystrzeli!" Zapytałam go więc, czy chce zawartość butelki wypić, czy wylać. Chęć napojenia się słodkim, gazowanym płynem okazała się mocniejsza niż chęć strzelania.:)
Tym słodkim akcentem zakończyliśmy sylwestrowy spacer i rozjechaliśmy się do domów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz