niedziela, 3 stycznia 2021

Nowy Rok powitaliśmy godnie

 

     Z przytupem pożegnaliśmy rok 2020 i tak samo wkroczyliśmy w kolejny. Nowy Rok powitaliśmy na nowym dla nas szlaku górsko-leśno-grzybowym. Inspiracją była ciocia Inga, która mówiła, że kiedyś tu była i trasa ja urzekła. Nie pamiętała jednak jak dojechać i gdzie zaparkować, więc w ruch poszły dostępne narzędzia i wkrótce mieliśmy opracowany plan wycieczki na Kudłacze, z uwzględnieniem miejsca do zaparkowania i szlaków, którymi mieliśmy wędrować. Nie dopisało tylko towarzystwo, które miało do nas dołączyć, nad czym Krzyś bardzo ubolewał na początku spaceru.

     Przebiliśmy się przez mgły, które towarzyszyły nam do Stróży, zjechaliśmy z zakopianki w Pcimiu i zaparkowaliśmy na puściutkim parkingu. Ruszyliśmy żółtym szlakiem. Początkowy etap marszruty nie należał do najciekawszych - trochę asfaltu, trochę ścieżki rowerowej i wreszcie polne drogi. Widać, że ta trasa jest uczęszczana, bo wzdłuż niej pełno było śmieci...
    Krzychu marudził, ze nie ma dziecięcego towarzystwa, że miał być las, a lasu też nie ma... I złośliwie pakował się w obiektyw, żebym nie mogła uwiecznić niczego innego poza jego paździapą.
    Michał przezornie utrzymywał spory dystans od brata, żeby uniknąć zaczepek.
    Przeszliśmy przez łąki, a następnie między domami i znaleźliśmy się na polnej drodze idącej cały czas pod górę. Ostatnim znakiem cywilizacji były skocznie rowerowe zbudowane w malowniczym miejscu na zboczu góry.
    Teraz była już tylko błotnista droga wiodąca do lasu.
    I w końcu weszliśmy w las. Krzyś mógł rozładować nadmiar energii biegając i skacząc między drzewami, dzięki czemu przestał być aż tak dokuczliwy względem otoczenia.:)
    Grzyby jakoś się w oczy nie rzucały, ale las wyglądał bardzo obiecująco i na pewno warto byłoby przeszukać go wiosną, latem i jesienią. Koszyk byłby z pewnością zapełniony. Zamiast grzybów na ściółce znaleźliśmy tlące się jeszcze ognisko, a właściwie tlący się pniak po wyciętym drzewie. W pobliżu było trochę wyciętych drzew i ślady po innych ogniskach, które już wygasły. Wniosek zatem prosty - to leśnicy wycinali i oni tez zostawili niezagaszone ognisko.
    Wędrowaliśmy sobie tym żółtym szlakiem, a słońce rozpraszało resztki mgły, tworząc promienne zasłony przenikające przez korony drzew.
    Chłopcy zostali z tyłu, bo tata Pawełek miał chwilę inwencji twórczej i prezentował ustną przeróbkę filmu oglądanego dzień wcześniej. O tym, ze wzniósł się na wyżyny nadinterpretacji, świadczyły najlepiej Krzysiowe wybuchy śmiechu.
     Doszliśmy do punktu, w którym odchodzi krótki szlak do Wielkiego Kamienia. Trzeba go było oczywiście znaleźć i zobaczyć.
   Całkiem spory ten kamyk był.
     Z Wielkiego Kamienia wróciliśmy na nasz żółty szlak i wędrowaliśmy sobie dalej wśród pięknych okoliczności przyrody, wypatrując połączenia z czerwonym szlakiem, którym mieliśmy kontynuować wycieczkę.
     Doszliśmy do skrzyżowania szlaków, które łączą się na opisanym na tabliczce szczycie. Dotychczas spotkaliśmy cztery osoby i dwa psy. Liczyliśmy na to, że również podczas dalszej wędrówki nie będzie więcej osób, ale na czerwonym szlaku spacerowiczów było całkiem sporo.
     Czerwony szlak był miejscami oblodzony i trzeba było uważać, żeby nie wpaść w niekontrolowany poślizg.
    Tu widać doskonale, że w miejscach, w których słońce zadziałało, panowała prawie wiosna, a tam, gdzie nie dotarło, ziemia pozostawała zamarznięta.
    Wchodziliśmy coraz wyżej. Krzyś coraz intensywniej dopytywał, kiedy wreszcie będzie to schronisko. Od dłuższego czasu miał przed oczami obraz filiżanki wypełnionej po brzegi gorącą czekoladą, taką, jaka dodała mu skrzydeł  pod Durbaszką.

    Takie widoki roztaczały się trochę poniżej schroniska. Mnie się takie zamglone podobały, ale Krzychu stwierdził, że są beznadziejne, bo nic nie widać. Nie wiem,czy ten werdykt wynikał bardziej z rzeczywistej oceny, czy z braku cukru we krwi.;) Stąd było już słychać gwar ze schroniska.

     Wkrótce doszliśmy do wypatrywanego przez chłopaków celu. W schronisku na Kudłaczach było bardzo dużo osób. Znacznie więcej niż można byłoby przypuszczać po ilości ludzi spotkanych na szlaku. W związku z takim oblężeniem, powiedziałam chłopakom, że szybko piją czekoladę i spadamy.
    Zamówiłam chłopakom czekoladę i wkrótce odebrałam z okienka trzy malutkie plastikowe kubeczki (schronisko było zamknięte, a zamówienia przyjmowane przez okienko; tak samo wydawane). Krzysiowa wizja wielkiej filiżanki, jaką dostawał w innych górskich schroniskach, zderzyła się z brutalną rzeczywistością. Inna była nie tylko wielkość porcji, ale również cena (ta mała czekolada na Kudłaczach była droższa niż ogromna pod Durbaszką) oraz niestety jakość. Krzychu czekoladę wypił, mimo, że mu nie smakowała, ale Michał nie zmusił się do wypicia i oddał swoja porcję tacie Pawełkowi, który nie protestował przeciwko przyjęciu podwójnej dawki słodkiego.
    Po opróżnieniu kubków, ruszyliśmy w dół szlakiem czarnym. Szybko wyjaśniło się skąd tyle osób w schronisku - jakieś sto metrów poniżej jest ogromny parking. Stała na nim setka samochodów. Jak to Pawełek stwierdził - przyjechały, przeszły sto metrów i udają turystów. Czysta komercja.
     Widoki z czarnego szlaku są rozległe.
      Nie tylko te odległe były urokliwe. Również w pobliżu trafiły się piękności. Przy szlaku było kilkanaście pniaków po wyciętych wierzbach. Na każdym z nich rosły płomiennice. Były już podstarzałe, ale i tak doskonale się prezentowały. Tym sposobem pierwszym uwiecznionym w 2021 roku grzybem została płomiennica. Oby przez cały rok wszystkie napotkane grzyby rosły w takiej obfitości jak te.
    Dalsze schodzenie upływało pod hasłem Michałkowego marudzenia. Narzekał na nieprzyjemny posmak w ustach po spróbowaniu czekolady w schronisku (ZDECYDOWANIE JEJ NIE POLECA) oraz na ból pięty. Zdecydowanie już głód dawał znać o sobie...
    Ostatni odcinek czarnego szlaku schodził dość stromo w dół. Na ścieżce było błotniście i ślisko. Moje kolano z każdym krokiem intensywniej przypominało o swoim istnieniu. Teraz ja sobie powinnam pomarudzić, ale się powstrzymałam.:)
    To była piękna wycieczka i wspaniałe rozpoczęcie nowego roku. Oby cały był taki jak ten pierwszy dzień. No może z wyjątkiem niedobrej czekolady, bolącej pięty i zmęczonego kolana.:)


4 komentarze:

  1. Życzę na Nowy Rok samych pięknych wycieczek, grzybów nie do wyniesienia oraz przede wszystkim zdrowia i żeby Was nie bolały pięta, kolano ani bok :) Ja przetuptałam dziś sporo kilometrów w łęgach nadwiślańskich, przejrzałam mnóstwo krzaczorów i zawalonych drzew i ... nie wyniosłam ani jednego grzybka, nawet najmniejszego. Tylko na jednej topoli rosła kępka boczniaków, alem za maluczka na takie wysokości. Na innym drzewie kępka flammulinek wielkości guziczków. A potem zaczęło padać z nieba coś, ni deszcz, ni śnieg, ale bardzo mokre. Serdecznie pozdrawiam, Inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za wspaniałe życzenia! Tobie życzymy tego samego, czego życzysz nam. Nie zawsze z wyprawy się przyniesie pozysk, ale w sumie to dobrze, bo nie byłoby kiedy pozjadać zapasów.;) U nas też miało padać, ale na razie jest sucho i ptaki jakoś wiosennie śpiewają. A tymczasem Misiek i Krzyś czekają z utęsknieniem na śnieg... Trzymaj się zdrowiutko! Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Witajcie kochani w 2021 roku. Życzę wam aby plany i marzenia spełniły się jak najszybciej.Bądźie zdrowi przez cały rok.Nowych wrażeń grzybowych,nowych miejsc do zwiedzania ,super wycieczek.Aby był ten rok bez stresów.Ja sylwestra i po spędziłam samotnie.Nie udało mi się a bardzo chciałem pojechac w grudniu do lasu.No to byłam tylko dwa krótkie razy.Tragedia.Mam badzieje ze 2021 bedzie inny i pojadę czesciej.Trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten nowy rok musi być lepszy i normalniejszy! Wierzę, że częściej uda Ci się wybrać na wycieczkę leśną. Trzymaj się Ewciu zdrowo w tym nowym roku!

      Usuń