sobota, 8 stycznia 2022

Królewski spacerek po puszczy

      Podczas spotkania z młodszymi dzieciakami, Michał i Krzyś na chwilę zapominają, że są już nastolatkami muszącymi nieustannie narzekać, wykłócać się i pyskować. W takich chwilach stają się z powrotem uśmiechniętymi dzieciakami, które potrafią się cieszyć i dobrze bawić w każdych okolicznościach przyrody. Tak było w Puszczy Niepołomickiej w czwartek, gdzie spacerowaliśmy z ciotkami, wujkiem, Nikosiem, mikołajem i koleżanką Zołzy - Stefanią.

    Nikodem zaraz na wstępie znalazł patykową broń.
Krzychu mu pozazdrościł i też znalazł patyk z rosnącą na nim kisielnicą kędzierzawą. Przypomniało mu się, ze takie patyczki można donosić matce do zdjęć. Kiedyś robił to namiętnie, ale ostatnio zupełnie zapomniał, ze tak można. W końcu jest już poważnym jedenastoletnim facetem.;)
     Zołza ze Stefką biegały od początku jak opętane szaleństwem. Stefania omijała błotne kałuże, a Zołza przepuściła tylko nielicznym. Pawełek patrzył na nią z narastającym przerażeniem, wyobrażając sobie jak będzie wyglądał jego pięknie wysprzątany samochód. Stefka patrzyła za to z obrzydzeniem, widząc jak Zołza pije bagienną wodę. Widocznie nie dla wszystkich piesełów najlepsza woda jest w kałuży...
    Nikoś przypomniał chłopakom jak dawniej ułatwiali sobie drogę spaceru, pokonując różne przeszkody. Teraz im się nie chce.:(

    Na konarze wybranym do przechodzenia rozwinęło się grzybowe i nie tylko grzybowe życie. Najwięcej miejsca zajął sobie skórnik, a pomiędzy jego owocnikami zebrały się kosmiczne gluty.
    Później była ambona,która jest obowiązkowym punktem do  zaliczenia na każdym spacerze tą trasą. Krzysiek, Mikołaj i Nikodem kilkakrotnie się na nią wspinali, Zołza ubolewała, ze jeszcze nie umie chodzić po drabinie i nie może dopilnować stada, które jej zwiało na wysokości, a Michał nie zdecydował się na zdobycie szczytu ambony.

    Korzystając z przeszkód leśnych stworzonych przez naturę, Krzychu ćwiczył z Zołzą równowagę. Zołzanna dorosła do etapu, w którym skupia się na chodzeniu po pniu, a nie rozglądaniu się na boki i spadaniu. Krzychu jest doskonałym przewodnikiem w takich ćwiczeniach.
Kolejnej kałuży oczywiście też nie dało się odpuścić.
    Przy leśnym dukcie stoi następna ambona. Na nią wlazł również Michał. Rozkręcił się troszeczkę. I znowu Zołza wpadła w rozpacz, ze nie może być z dziećmi na górze.

 Mikołaj ją pocieszał.

   Na rozstajach dróg trzeba było zdecydować, którą trasę wybieramy - wersję dłuższą lub krótszą. Padło na dłuższą, bo mżawka znikła, a nawet słońce zaczęło przyświecać. W takich okolicznościach żal byłoby zbyt szybko wracać.
    Przez dłuższy czas szliśmy drogami. Psy przestały biegać i tylko Zołza kontrolowała czy wszyscy są. Ponieważ ekipa się rozwlokła, Zołza musiała wyrabiać kolejne kilometry, żeby od czasu do czasu podejść do każdego.
    Pamiętne bajorko, w którym kiedyś tam wykąpał się Nikodem. Tym razem też wyglądało bardzo zachęcająco, ale przytrzymaliśmy dzieci z dala od brzegów.:)
    Ostatni etap spaceru prowadził przez las. Wszystkim dzieciom i psom wróciły siły,kiedy opuściliśmy drogę. Krzychu z Zołzą i Stefanią trenowali skoki przez pniaki.

A na pniakach rosły nadrzewniaki i liczne kędziorki.

    W tym sezonie w puszczy nie brakuje wody. Rok temu, przez szereg rowów przecinających trasę do samochodu, przechodziliśmy suchą nogą. Teraz się nie da. Musieliśmy się trochę nakombinować, żeby dotrzeć do parkingu. A dzieciaki powoli coraz intensywniej marudziły, bo już były zmęczone i głodne.
    A tu przy przeprawie jeszcze grzyby wpadały w obiektyw i trzeba je było obfocić.
Michał się trochę rozkręcił i nawet pobawił się z Zołzą.:)

    Zołzie w pewnym momencie bardzo się spodobało pokonywanie rowów z wodą. Byłam pewna, że w końcu do któregoś wpadnie, ale pokonywała je z gracją i  tylko ogon sobie zmoczyła.
Krzychu pozazdrościł zołzie i też przeskakiwał przez rowy... Bo jak ona dała radę, to on miał nie dać???
    Reszta przechodziła w sposób bezpieczniejszy. W efekcie nikt się nie przemoczył, nikt do rowu nie wpadł i po pokonaniu ostatniego rowu pojechaliśmy na obiad zrobiony ciocią Renią, która gotowała już od dnia poprzedniego i w ogóle to jest najlepszą ciocią, bo każdemu daje do jedzenia to, co delikwent chce, choćby miała ze 20 osób do nakarmienia. W domu chłopaki takich luksusów nie mają, więc ciocię zawsze wykorzystują na maksa.:)



 

2 komentarze:

  1. Super wycieczka i duzo hałasu bo i dzieci i pieski .Ja mam puszczę daleko.Jak żyła mama i zakłady pracy jeździły autokarami na grzyby to i my jeździliśmy.Jeszcze parę razy z synem.Teraz to już marzenia ściętej głowy.To 100km w jedną stronę.W puszczy jest pięknie co widać po Twojej relacji.W Augustowskiej Puszczy nie ma takich rowów z wodą.Moze bagna to tak
    Bardzo tęsknię za lasem.Ale kazdy rok jest w tej materii gorszy.2021 jeden raz w lesie.Co będzie w tym roku?.Pewnie tylko oglądanie zdjęć z lasów. Pozdrawiam Menażerio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy dzieciach i psach hałasu nie daje się uniknąć, ale po pierwszych szaleństwach jest już zdecydowanie ciszej i spokojniej. My mamy Puszczę Niepołomicką blisko, ale grzybów to tam się nie nazbiera poza żółciakami i czubajkami. No, jeszcze opieńki czasem dopiszą. Inne grzyby bardzo rzadko można tam spotkać. Puszcza Niepołomicka jest cała pocięta takimi rowami. Przez ostatnie lata można było przez nie przechodzić niemal sucha nogą. W tym roku wody jest dużo, więc rowy się zapełniły. Jak nie ma przejścia, to zawsze można dojść do drogi i nią ominąć rów z wodą. Może 2022 będzie dla Ciebie lepszy i ud Ci się Ewciu częściej wyskoczyć do lasu. Trzeba myśleć pozytywnie.:) Ściskam Cię cieplutko!

      Usuń