poniedziałek, 16 marca 2015

Jak zostałam Matką Polką


    Dzieci zmieniają spojrzenie na świat, powodują przestawienie życiowych priorytetów, są najważniejsze najukochańsze, cudowne, wspaniałe.... Ble, ble ble... Takimi bzdetami przez długie lata raczyły mnie moje koleżanki, które zostały mamami i fakt ten stał się przełomowym momentem w ich życiu. Patrzyłam z wytrzeszczem gałek ocznych jak się cackają z tymi małymi stworkami walącymi w pieluchy i drącymi się przy każdej okazji, niezależnie od tego, czy miały ku temu jakiś powód, czy też nie. Nigdy nie czułam potrzeby przytulenia takiego stworka czy też "gugania", którego celem byłoby wywołanie uśmiechu na bezzębnej paździapie. Twierdziłam, że nie chcę, nie będę chcieć i nie będę mieć nigdy żadnego dziecka.
   To była przeszłość, zamierzchła przeszłość, która odeszła w zapomnienie wraz z beztroskimi chwilami, w których myślało się głównie o sobie i swoich przyjemnościach rozlicznych. Wszystko się zmieniło, kiedy na mojej drodze stanął właściwy kandydat na ojca moich przyszłych dzieci.

Pamiętam to jak dziś - upalny dzień czerwcowy, pierwszy dzień wakacji 2008 roku. Udało nam się szczęśliwie przetransportować konie do letniej rezydencji w Lipnicy, rozpakować się, zorganizować letnie "gospodarstwo domowe" i zająć się nie tylko potrzebami dusz naszych, które cudny zachód słońca sprowokował do zajęcia się bardziej ciałami niż duszami. Tak zaczęło się nowe życie, które zostało nazwane Michałkiem, zdecydowanie wcześniej niż zaczęło swą ziemską egzystencję.
    Po dziewięciu miesiącach na moich piersiach wylądował kosmita, który był moim synem. Ten moment łączy w sobie tyle ładunku emocjonalnego, że właściwie w języku brakuje słów, które byłyby w stanie to oddać. Byłam gotowa na to, co się wydarzyło. Już wtedy stwierdziłam, że to ten właściwy czas w moim życiu, że dobrze, że właśnie teraz się pojawił, że wcześniej mogłabym nie podołać jego potrzebom.
    Michałek był cudownym dzieckiem, którego obecność nie przeszkodziła w zrodzeniu się myśli o malutkiej dziewczynce, która wprowadziłaby równowagę w naszym stadzie. Założyłam sobie, że Michałek będzie miał siostrzyczkę - TAKI BYŁ MÓJ WIELKI PLAN. I nie ukrywam, że byłam mocno zaskoczona, kiedy na usg okazało się, że nie będzie małej dziewczynki, tylko kolejny chłopak. Lekarkę rozśmieszyło moje głębokie przekonanie, że się myli i pokazała mi na monitorze  NIEZBITE DOWODY mojego niezrealizowanego planu. Stało się jasne, że będę jedynym rodzynkiem w męskim stadzie.
    Późną jesienią, wytrzepany na koniu, Krzyś powitał świat głośnym wrzaskiem. 
    Wrzask Krzysia towarzyszył nam  bardzo długo. Momenty uwiecznione na zamieszczonej fotce były niezwykle rzadkie i bardzo ulotne. 
    Gdyby Krzyś był pierwszy - Michałka nie byłoby nigdy na świecie, bo po prostu nie byłoby warunków na realizację zamówienia. 
    Dziś to już całkiem przestarzałe dzieci, z którymi będziecie mili okazję się spotkać. Można rzec - było, minęło, w pamięci zostało i wracać do przeszłości będziemy niejednokrotnie.


12 komentarzy:

  1. Ooo! Założyłaś blog Dorotko! :) Parę razy sama o tym myślałam, ale teraz nie mam nawet czasu na obecne zobowiązania.
    Za to Twój będę śledzić z przyjemnością. :)
    Pozdrawiam serdecznie
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Urania, realizacja pomysłu z blogiem zajęła mi ze trzy lata, więc też masz szansę kiedyś to zrobić:)
    A do mnie zapraszam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kyś-morświnek :D
    ide czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anja, Kyś ma to "we wekrwi", ale pracujemy nad wypędzeniem z niego morświnka.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. melduję się i czytam z wielkim bananem na dziobie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Iza, niechaj banan nie znika nigdy z Twojego dzioba.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam serdecznie :) chyba przeczytałam caly Twój blog , piekny początek , cudowne zakonczenie .Matka polka ,żona , pasje uwielbiam czytac takie blogi .Będe zaglądac tu codzienie .ta cała opowiesc to tak jakbym czytala dobrą ksiązkę .Życzę powodzenia w prowadzeniu bloga .serdecznie pozdrawiam i dziękuje za takie cudeńka!!

    OdpowiedzUsuń
  8. janina, to marniutki początek. Muszę się rozkręcić i pogubić gdzieś po drodze obawy, których jest mnóstwo. Cieszę się, że tu trafiłaś. Na pewno będzie ciąg dalszy.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dorotka! Staję się wierną czytelniczką Twojego bloga. Jest niesamowity! Taki ciepły i inteligentny. Ściskam Was. Jola

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo się Jolu cieszę! I dzięki za wysokie notowania.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja tu trafiłam parę dni temu, całkiem przez przypadek i jestem całkiem nieznajomą czytelniczką. I czytam, oglądam z ogromną przyjemnością i zgadzam się z Pani przyjaciółkami, to tak jak opowiadania z pięknymi ilustracjami. A trafiłam tu w poszukiwaniu informacji o zimowych grzybach, które spotkaliśmy w lesie na niedzielnej wyprawie. Jedne już rozpoznałam trzęsak pomarańczowożółty, a drugi był różowoczerwony :) Też mam bzika na punkcie grzybobrania. Życzę kolejnych przyjemnych i ciekawych wypraw z rodziną na łono natury i czekam również na Pani piękne relacje. Czy mi wolno tu zaglądać i delektować się pięknymi opisami przyrody?
    Cieszę się, że czerpie Pani tyle radości z posiadania dzieci, rodziny...Moi synowie już wyrośli, mają teraz swoje dzieci i dają mi tak wiele radości i miłości:) Życzę powodzenia we wszystkim, pięknie i pogodnie Pani pisze! Dziękuję:) Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Magdo na moim blogu! Serdecznie zapraszam do towarzyszenia nam w wyprawach bliższych i dalszych, grzybowych, końskich, leśnych, górskich i wszystkich pozostałych. Dzieci bardzo szybko się starzeją i wymagają coraz to innego podejścia do siebie i swoich potrzeb. Mam nadzieję, że te zapiski z bloga będą kiedyś dla moich chłopaków pięknym wspomnieniem dzieciństwa. Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa wspaniałych wypraw leśnych i pełnych koszy! W razie czego proszę pytać o identyfikację znalezisk; jak tylko będę potrafiła pomóc, to chętnie pomogę.:)

      Usuń