wtorek, 14 kwietnia 2015

Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?

     W świadomości społecznej funkcjonują głęboko zakorzenione stereotypy, które stawiają konie w nie najlepszym świetle. Bardzo wiele osób uważa, że koń "gryzie i kopie", a poza tym "to duże i niebezpieczne zwierzę". Pora najwyższa, by te prawie ogólnie przyjęte normy zmienić - koń to naprawdę duże zwierzę, które MOŻE być niebezpieczne, a w określonych okolicznościach MOŻE kopnąć lub ugryźć. Jeżeli osoba, nie obeznana z końmi i ich zwyczajami, chce podejść do jakiegoś przedstawiciela tej nacji, który akurat znalazł się na jej drodze, może to zrobić WYŁĄCZNIE za zgodą właściciela/osoby zajmującej się koniem w danym momencie. O tym jak nawiązywać kontakty międzykońskie i międzyludzkie, opowiedzą bohaterowie dzisiejszej powiastki.
    Jedziemy z Pawełkiem na Oce i Ramzesie w kierunku bacówki. Wkraczamy na terytorium tamtejszych koni, które zawłaszczyły sobie nie tylko pastwiska, ale i kawałek lasu. Podchodzą do nas wyciągniętym kłusikiem ( tak spokojnie i luzacko), uszka nastawione - CIEKAWOŚĆ. Kto i po co nam tu włazi. Ale spokojnie, poznajmy się...
   Podeszły do nas, zwolniły, wyciągnęły szyje. Nasze konie uczyniły to samo - z równą ciekawością przyglądały się swoim pobratymcom, widzianym po raz pierwszy w życiu na końskie oczy. I zaczęło się niuchanie. Konie nawiązują znajomość wdmuchując sobie wydychane powietrze w chrapy - w ten sposób poznają intencje drugiej strony.
   Po takim pierwszym zaznajomieniu reakcje mogą być rozmaite w zależności od tego, co poznające się konie wywąchały. Może się zacząć dalsze przytulanio - ocieranie i delikatne podskubywanie, może być wyznaczony dystans i dalsza obserwacja, a może również nastąpić bliskie spotkanie od dupy strony - poznające się indywidua odwracają się do siebie zadami i ładują kontrolne kopy. W tym ostatnim przypadku zazwyczaj następuje kolejne niuchanie, którego finał jest trudny do przewidzenia.
      W naszym przypadku, po pierwszym kontakcie nastąpiło wyznaczenie dystansu. Bacówkowe konie oddaliły się nieznacznie i towarzyszyły nam z pewnej odległości w wędrówce. Kiedy zatrzymaliśmy się na popas (na bacówkowe oscypki i bundz), tubylcy ponownie obwąchały "naszych", po czym doszły do wniosku, że przybysze nie dołączą do stada ani tez nie są dla siebie konkurencją i spokojnie oddaliły się na swoje pastwisko.
     Konie, podobnie jak ludzie różnią się od siebie; oprócz szeregu wspólnych cech gatunkowych, stanowią indywidualności. I należy o tym pamiętać, kiedy chce się je poznać bliżej. Najczęściej osoba postronna chciałaby konika pogłaskać. Nie każdy koń to lubi!!! Nie każdy w miejscu wybranym przez "głaskacza". Przykład moich dwóch koni doskonale obrazuje tę prawdę - Ramzes, który na fotce wita się ze mną, uwielbia głaskanie po głowie, chrapach, uszach. Może się godzinami nadstawiać jak niedopieszczony kot, żeby go smyrać. Nieżyjąca już Oka nie cierpiała dotykania głowy, pyska, uszów. Można było ją dokładnie wyczyścić na całej głowie, założyć ogłowie czy kantar - wtedy było wszystko w porządku; maćkanie po "buzi" odpadało. Jedynie ja dostępowałam od czasu do czasu takiego zaszczytu.
     Na fotkach udokumentowałam pierwszy kontakt naszego znajomego z Oką. Początkowo w ogóle nie chciał podejść do konia (ach te stereotypy:)), a kiedy go w końcu przekonałam, żeby zrobił pierwszy krok, stał się najlepszym przyjacielem mojego konia.:)Nie bez znaczenia była oczywiście dobra łapówka w reklamówce.:) Zwróćcie uwagę na reakcję Oki - pozwala się głaskać po szyi, ale głowę odsuwa, bo nie życzy sobie dotykania w tamtym miejscu - sama ustala granice poufałości i należy to uszanować.
     Kiedy podchodzisz do konia, on musi wiedzieć, że to robisz. Dlatego odezwij się spokojnym głosem i zdecydowanie wykonaj pierwszy ruch. Jeżeli tylko właściciel pozwolił na zbliżenie się do swojego pupila, to znaczy, że nie spotka Cię nic złego z jego strony.
    A kiedy się już poznacie, jest szansa, że zostaniecie przyjaciółmi na lata.:)
    Napiszę niedługo o sytuacjach, w których pod żadnym pozorem nie powinno się zakłócać końskiego spokoju oraz o tym, kiedy mnie się udało zerwać kopa od konia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz