Poranek, bladziutki świt gdzieś za lasem na Grapie dopiero się zastanawia czy ogłosić nowy dzień już teraz, czy dopiero za chwilę. Idę ku mojej czworonożnej menażerii, podczas gdy pozostli jej członkowie jeszcze brodzą głęboko po nieznanych przestrzeniach krainy Chrapu - chrapu.
Lubię ten moment, kiedy zaciera się granica między nocą i dniem, lubię pierwsze poranne gdakanie kur i ciche rżenie witające mnie "za chałupą". Nie ma już upałów, więc nie muszę się aż tak spieszyć z porannym wypuszczaniem na pastwisko. Ramzes i Latona chrupią spokojnie owies, a ja zabieram na wybieg kucory i mogę oglądać spektakl oświecony dość kiepsko pierwszymi promykami słońca. Zapraszam Was dzisiaj do kucykowego teatru.
Żółty i Feliks, uwolnione z uwiązów, stają naprzeciw siebie i następuje skubanie po paszczach, nie mające wiele wspólnego z całusami. Jak się już poszczypią po paszczach (robią to dość mocno), zaczynają krążyć wokół siebie, co przypomina nieco pogoń psa za własnym ogonem, z tym, że w przypadku koni, jest to ogon kolegi. Po chwili następuje podgryzanie się po nogach i ...
...obydwaj aktorzy ruszają dzikim galopem, brykając przy tym wesoło. Czasem udaje się wyrzuconymi w górę kopytami zahaczyć kumpla, ale najczęściej obrywa tylko powietrze.
Rozpędzone koniki zatrzymują się nagle w jednym momencie, jakby ktoś wcisnął stop-klatkę i rzucają się sobie do nóg. Gryzą się po nich zawzięcie, chcąc powalić przeciwnika na glebę. Żadnemu jednak nie udało się tej sztuki dokonać. Żółty jest co prawda większy i widoczna jest jego dominacje w tej parze, ale Feliksio pokonuje go sprytem i zwinnością, których to natura Żółtemu poskąpiła.
Po sparingu kucory ponownie rzucają się do biegu. Kopyta zagarniają przestrzeń, a zady odskakują na boki przy kolejnych wykopach do biednego powietrza.
I znów równoczesne zatrzymanie na hasło rzucone nie wiedzieć skąd ani przez kogo. Teraz w ruch idą przody, którymi najlepiej byłoby objąć przeciwnika za szyję i przydusić do ziemi. W tych starciach zdecydowaną przewagę ma Feliks, który udoskonalił niemal do perfekcji technikę zakładania przednich nóg na szyję i grzbiet kolegi, któremu zdecydowanie za bardzo ciąży brzuszek, rozciągnięty ostatnio do granic wytrzymałości.
Taki scenariusz porannej ścieżki kucykowego zdrowia powtarza się kilkakrotnie i trwa mniej więcej pół godziny. Po tym czasie kucyki zabierają się za wyskubywanie resztek wysuszonej trawy, a ja wypuszczam duże konie i idę do moich, wciąż jeszcze śpiących dzieciaczków.
Konie to piękne, mądre zwierzęta... :) Ciekawa relacja z szaleństw, pozdrawiam ciepło ;)
OdpowiedzUsuńKonie są moją miłością od zawsze albo nawet jeszcze wcześniej. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Również pozdrawiam.:)
Usuń