Wakacje się kończą, ja i moja menażeria za parę dni opuścimy lipnicki domek wraz z przyległościami i pojedziemy do Krakowa. Zaprzyjaźnione z nami lipnickie miłośniczki koni - Karolina, Sylwia i Kasia przyszły pożegnać się z moimi kopytnymi. Po morderczym treningu i nakarmieniu koni marchewkami, postanowiły jakoś jeszcze uczcić zakończenie letniej laby. Dołączyła do nich Asia - córka naszych gospodarzy, która okazała się prowodyrką kolejnych zdarzeń.
Po dopieszczeniu Michałka i Krzycha w czasie zabawy na trampolinie, dziewczyny postanowiły wrzucić Kasię do basenu. Doprowadziły ją na miejsce z zawiązanymi oczami i bach - do wody! Najbardziej śmiechem zanosili się moi chłopcy...
Widząc, że to dopiero początek realizacji dobrych pomysłów, krzyknęłam, że lecę po aparat. W tym czasie Karolina wskoczyła do basenu, żeby mokra koleżanka nie czuła się zbyt samotnie. Po chwili w wodzie były pozostałe dziewczyny, a Krzychu błagalnym wzrokiem popatrzył na mnie i nie czekając na odpowiedź, rzucił buty na trawnik i wskoczył do basenu. A woda wcale nie była taka przyjemna jak w najgorętsze dni tego lata.
Dziewczyny były w lekkim szoku, że Krzychu siedzi w wodzie razem z nimi. Tymczasem Michaś, widząc brata w tak doborowym towarzystwie, nie darował sobie tej przyjemności i też dołączył do zabawy.
Nastąpiło zbiorowe chlapanie, ciapanie, śmiechy, wrzaski i oklaski. Widziałam, że wszyscy po kolei zaczynają się lekko telepać z zimna, ale nikt się nie przyznawał, że chce już opuścić basenowe party na koniec wakacji.
Michałek i Krzyś dali jeszcze popis podwodnego pływania, co wprawiło w zdumienie te dziewczyny, które jeszcze takich sztuk w wykonaniu moich chłopców nie widziały.
Szaleństwo zakończyło się ostatnim skokiem do wody z kilkumetrowego rozbiegu. Niewiele brakowało, a zabawa trwałaby nadal, bo dziewczyny wpadły na doskonały pomysł, że na koniec to wrzucą do basenu mnie. Profilaktycznie krzyknęłam: "Nie, nie!" i rzuciłam się do ucieczki. Pościg ruszył za mną od razu, ale po sekundzie został zatrzymany płaczem Krzysia, który w taki sposób protestował przeciwko wrzuceniu mamy do zimnej wody. W ten sposób moje dziecko ocaliło mnie przed kąpielą, bo dziewczyny rzuciły się go pocieszać i zapewniać, że mu matki nie utopią (a miałabym kąpanie i pranie w jednym zaliczone:)).
Po tych basenowych ekscesach najtrudniej było zdjąć mokre spodnie, które zrobiły się takie jakieś ciężkie i przyklejające się do ciała. Ale warto było, bo wspomnienia z basenowania w pełnym rynsztunku ubraniowym pozostaną w pamięci na zawsze.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz