Podczas maślakowych zbiorów na Pustyni Błędowskiej Michaś nie był zupełnie zainteresowany szukaniem i pozyskiwaniem grzybków i złościł się, kiedy Krzyś po raz setny mówił mu, że jest gapą. Ale i Michałek miał swoje pięć minut w czasie pustynnej wędrówki i to dzięki niemu mogę Wam dzisiaj pokazać przepiękne porosty. Ale po kolei...
Z góry, z wysokości tarasu widokowego, Pustynia wygląda jak gigantyczna piaskownica otoczona ze wszech stron zielenią. Na widok takiej ilości piasku żadne dziecko nie pozostanie obojętne. Michałek i Krzyś nie są pod tym względem wyjątkiem, więc zanim zdążyliśmy dobrze popatrzeć na Pustynię z góry, byliśmy poganiani, żeby jak najszybciej znaleźć się na dole.
Pierwszy odcinek pokonaliśmy rzeczywiście bardzo szybko, bo stromizna najpierw pociągnęła Michałka, który zjechał na dół na tylnej części ciała, a później Krzyś, którego trzymałam za rączkę, pociągnął mnie, bo nie chciał być wolniejszy od brata. Dalszy etap był już znacznie łatwiejszy - przebiegał płaską, piaszczystą drogą. Tutaj zaczęły nam wyskakiwać pod nogi maślaki, więc marsz się opóźniał, bo zaczęliśmy zbierać.
W efekcie do granicy Pustyni dotarliśmy, kiedy już padał deszcz. W takich warunkach zabawa na otwartej przestrzeni odpadała.
Krzyś łatwo pogodził się z rezygnacją z zabawy w piasku, bo miał w perspektywie szukanie i zbieranie maślaków, natomiast Michaś musiał sprawdzić jaki jest ten pustynny piasek. Poddał badaniom wierzchnią, mokrą warstwę oraz to, co było pod nią. Był mocno niepocieszony, że nie można sie dłużej pobawić, pobudować zamków, wulkanów czy innych fortyfikacji.
Jak widzicie na fotkach, Pustynia nie jest pozbawiona życia - roślinność zasiedla coraz większą powierzchnię, która z piaskowej, robi się zielonkawa. Po deszczu, pomoczony powierzchniowo piasek zaczął pachnieć tak intensywnie, że zagłuszył inne zapachy. A przecież sosnowy las też wonieje bardzo intensywnie.
Zostawiliśmy pustynię i zagłębiliśmy się ponownie w otaczający ją las. Tam, na wielu leżących na ziemi gałązkach wyrosły gęstoporki cynobrowe. Michałek, który nie mógł wypatrzeć maślaków, bez trudu znajdował pomarańczowe nadrzewniaki i co rusz wołał mnie do swoich znalezisk. Najwidoczniej dostrzeganie gęstoporków nie kolidowało z tokiem Michasiowego myślenia o kolejnych budowlach z klocków lego.
Ponieważ już kilkanaście razy zawracałam do Michałka wzywającego mnie do kolejnego nadrzewniaka, kiedy po raz kolejny usłyszałam:"Mama, chodź!!!", wcale nie miałam ochoty iść ponownie do Michasia. Powiedziałam więc, żeby przyniósł gałązkę z grzybkiem i pokazał. Na to się Michaś zezłościł i odkrzyknął, że ten grzyb nie rośnie na gałązce i nie da się go przynieść. Cóż było robić, zawróciłam. I nie pożałowałam. Na moje:"O, jaki śliczny!" padło pytanie:"Co to za grzybek?" Odpowiedziałam szybko, ze to nie grzyb, tylko porost. I jeszcze szybciej ugryzłam się w język - przecież porost, to też grzyb... Choć całkiem inny, niż te, które pakuje się do koszyka.
Znowu musiałam pogrzebać w zakamarkach pamięci, żeby w sposób zrozumiały parę słów o porostach mojemu dziecku powiedzieć. Obejrzeliśmy dokładnie znalezione okazy, wyodrębniając dwa rodzaje plechy, oderwaliśmy kawałek porostu, aby zobaczyć strzępki grzybni, a później podziwialiśmy kolejne egzemplarze, których było mnóstwo, ale wzrok nastawiony na poszukiwanie maślaków, nie zauważał ich do czasu, aż Michaś zwrócił naszą uwagę na ich istnienie.
W domu Michaś próbował sam poczytać trochę o porostach, ale miał problemy ze zrozumieniem naukowych pojęć, wiec moja pomoc w zgłębianiu wiedzy okazała się konieczna. Na moje szczęście dociekliwość Michałka była ograniczona leżącymi obok klockami, więc zadowolił się informacjami, że porosty zbudowane są z żyjących z sobą w symbiozie grzyba i glonu, zasiedlają miejsca, w których większym roślinom nie udaje się przetrwać i potrafią zahamować swoje funkcje życiowe, kiedy warunki są ekstremalne, by później "odrodzić się" w sprzyjających okolicznościach. Wyczytałam też, że dwa gatunki porostów przebywały przez dwa tygodnie w przestrzeni kosmicznej, w pojemniku przyczepionym do sputnika, a po powrocie na ziemię odżyły.
Porost, to porost, ale jaki to gatunek? Musiałam trochę poszperać, żeby dowiedzieć się jak ma nasze znalezisko na imię. Oznaczyłam je jako chrobotki cienkie. Bardzo podobny jest do nich chrobotek koralkowy, ale on wytwarza podecja (czyli twory plechy wtórnej) w kształcie kieliszkowym.
W pobliżu pustynnych piasków znaleźliśmy jeszcze piestrzenicę kasztanowatą w kształcie listka koniczyny. Rosła samotnie i była mocno podsuszona.
Rosły tam również storczyki, których identyfikacji się nie podejmuję.:) Nazwałam je "storczykami ślicznymi". I dopiero dzięki podpowiedzi jednej z moich Czytelniczek, wiem, ze popełniłam błąd w oznaczeniu, bo to nie storczyk, tylko krzyżownica pospolita.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz