Odkąd Krzyś stał się dumnym posiadaczem tabletu - swojego wymarzonego prezentu urodzinowego, mam wrażenie, że z domu spokojnie mogłyby zniknąć wszystkie pozostałe zabawki i gdyby tylko pozwoliło się Krzychowi na nieograniczone korzystanie z nowego urządzenia, nie bawiłby się niczym innym.
Początki nie były łatwe, bo trzeba było rozpracować nowy sprzęt i nabrać nieco wprawy w "maćkaniu" po ekraniku z właściwym naciskiem i w odpowiednie miejsca. Każde niepowodzenie w zakresie tych czynności skutkowało wybuchem rozpaczliwego płaczu i wołaniem mamy na ratunek. Przez pierwsze dwa dni było to tak częste, że miałam wielką ochotę pozbyć się tabletu w trybie natychmiastowym. Na przykład smażę naleśniki na kolację i w czasie potrzebnym na jedną sztukę, muszę trzykrotnie interweniować w pokoju chłopaków, aby ukoić rozpacz Krzycha. Efekt - przypieczony naleśnik (Mamo, jak mogłaś go tak spalić??? Ja takiego nie chcę! - takie podziękowanie za moje zaangażowanie w "naprawę" tabletu po działaniach jego prawowitego właściciela). Okazało się na szczęście, że moja pomoc była potrzebna coraz rzadziej i teraz, po tygodniu, Krzyś już opanował trudną sztukę zarządzania tabletem i w razie trudności woła na pomoc brata.
Krzychu nauczył się też, że bateria w tablecie rozładowuje się niezwykle szybko. A nauczkę miał konkretną. Po południu, po odrobieniu zadania, pozwoliłam mu trochę pograć (na tablecie ma kilka gier edukacyjnych). Radziłam mu, żeby po zakończeniu zabawy podłączył urządzenie do ładowarki, bo słyszałam, że wołało już, że jest głodne. Krzychu nie posłuchał... Wieczorem, zamiast oglądania bajki na dobranoc, poprosił o pozwolenie pogrania na tablecie. Zgodziłam się. Po dwóch minutach rozległ się przeraźliwy ryk zranionego niedźwiedzia, Krzyś wybiegł z pokoju i mamrocząc niezrozumiale przez rozdzierające spazmy pokazywał tablet. Po chwili udało mi się zrozumieć, że tablet przestał działać; tak sobie zgasł i nie dał się uruchomić. Biedny Krzyś był przekonany, że mu się zabawka zepsuła. Okazało się, że tak źle nie jest, ale grać się nie dało, bo bateria padła. Na domiar złego tablet nie zadziałał natychmiast po podłączeniu do zasilania - musiał złapać moc na poziomie 10%, żeby można go było ponownie wykorzystać. A czas niestety biegnie nieubłaganie i zanim to nastąpiło, nadszedł moment, w którym chłopcy mają już zameldować się w łóżkach i spać. Zabawa przepadła, ale nauka nie poszła w las - teraz po każdej zabawie tablet ląduje w swojej stołówce, aby być gotowym do pracy, kiedy tylko będzie zgoda na korzystanie z niego.
Wiadomo, że małe łapki, choć niezwykle sprytne, bywają często niezbyt delikatne i mało uważne. Z tego powodu zdecydowaliśmy z Pawełkiem, ze Krzyś dostanie model "dziecioodporny", specjalnie wzmocniony i przystosowany do zagrożeń, jakie mogą mu grozić ze strony małego użytkownika. I jak widzę niezbyt delikatne traktowanie sprzętu przez Krzysia, wiem, że była to właściwa decyzja. Wszak upadki (z niewielkiej co prawda, ale zawsze, wysokości, potrząsanie czy wymachiwanie) raczej nie służą elektronicznym gadżetom. A ten Krzysiowy znosi, jak na razie, cierpliwie te wszystkie niedogodności.
A teraz o Michałku, który towarzyszył Krzysiowi przy rozpakowaniu prezentu i był nim zachwycony nie mniej od obdarowanego. Kilkakrotnie nawet stwierdzał w swoich wywodach, że jest to "NASZ tablet".
Ponieważ spodziewałam się, że Michaś będzie nieco zazdrosny o zabawkę brata, rozmawiałam z nim na ten temat już kilka dni przed Krzysiową imprezką urodzinową. Sugerowałam nawet, żeby może poprosił Mikołaja o tablet, żeby mu nie było przykro, że Krzyś ma, o on, Michałek, nie. Ale Michaś stwierdził, że przecież kupi sobie komputer, jak na niego uskłada, więc tablet mu nie jest potrzebny. I że za nic nie zrezygnowałby z organizacji imprezy urodzinowej i prezentów od kolegów i koleżanek. Z tym składaniem na komputer to najprawdziwsza prawda - Michałek od wiosny składa w skarbonce kasę na swój własny komputer - początkowo miał plan, że kupi sprzęt za co najmniej pięć tysiaków, później stwierdził, że spokojnie wystarczy mu do jego potrzeb taki za trzy.:) A teraz...
No właśnie... Wszystko się zmieniło, kiedy Krzyś dostał tablet i nie chciał go Michałkowi udostępnić. Wtedy padły pytania ile kosztuje, czy jeszcze Mikołaj przyjmie drugi list (ostateczna wersja listu została wysłana, więc powiedziałam Miśkowi, żeby nawet nie wspominał teraz o zmianie życzenia do Mikołaja), a później zaczęło się szukanie po głowie innych możliwości. Powiedziałam Michałkowi co prawda, że ze swoich oszczędności mógłby tablet kupić, że mu wystarczy, ale widziałam, że ten pomysł za bardzo mu się jednak nie podoba, bo wszak składa na komputer... Myślał, myślał, aż wymyślił - przecież Gwiazdka mi może przynieść tablet! - wykrzyknął uradowany, sam się dziwiąc, że dopiero teraz wpadł na ten genialny w swej prostocie pomysł.
Ciekawe, co na to Gwiazdka... Na razie chłopcy doszli do porozumienia i korzystają z tabletu obydwaj. Krzyś zorientował się, że starszy brat, dzięki umiejętności szybkiego czytania i pisania, potrafi sobie dobrze radzić z tabletem i jeszcze jemu, Krzysiowi pomaga. Od kilku dni nie było spięć wywołanych tabletem. Oby tak dalej.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz