Wydawało się, ze po długim spacerze i jeszcze dłuższych szaleństwach śniegowych, Michaś i Krzyś będą chcieli jak najszybciej wpakować się do samochodu i jechać do "Asiowego domku", czyli do naszych lipnickich gospodarzy. Jeszcze rok temu, po znacznie krótszym zimowym spacerze po Babiej, nie mieli już ochoty na dalsze baraszkowanie w śniegu. Tymczasem teraz ani myśleli o wsiadaniu do samochodu - chcieli się nadal bawić! A miejscówka do tego celu była doskonała - obok parkingu leżały zwały śniegu zepchniętego z drogi podczas odśnieżania. Prawdziwe śniegowe góry, na których szczyty rzucili się młodzi zdobywcy.
Zaraz na wstępie okazało się, że śnieżne bryły ukradły Michałkowi rękawiczki. Samodzielne założenie ich z powrotem na ręce przekraczało możliwości Michasia, więc potrzebna była pomoc. Miałam okazję dotknąć przemoczonych do cna rękawic i rękawów wypełnionych śniegiem. Te niedogodności w niczym jednak nie przeszkadzały dziecku, które po naciągnięciu na łapki rękawiczek, rzuciło się w śnieg.
W czasie, kiedy ja ubierałam Michałka, Krzyś znalazł doskonałe miejsce do budowy śnieżnej bazy, zwanej dalej "iglem". Naturalnie powstała podczas spychania śniegu podstawa dawała nieograniczone możliwości. Chłopcy przystąpili do pracy. Znosili z pobliża śniegowe bryły i montowali je w odpowiednich miejscach tworząc schron.
Krzyś chyba ze sto razy powtarzał, ze to dzięki niemu taka cudowna zabawa jest możliwa, bo on, Krzyś, to wspaniałe miejsce znalazł.
Brzmiało to zupełnie jak:"Jam to, nie chwaląc się, uczynił." ;)
Ostatni etap "usolidniania" konstrukcji "igla" i można było przystąpić do próby generalnej, czyli zamieszkania w tak pracowicie wybudowanej bazie.
Michałek,jak to Michałek - miał cykora przed wejściem do śnieżnej budowli, więc wysłał na pierwszą próbę młodszego brata, który jest zdecydowanie mniej ostrożny. Krzychu zaczął wchodzić przez otwór wejściowy, Michaś powtarzał:"Ostrożnie! To się może zawalić!", a ja czekałam w gotowości bojowej, żeby w razie potrzeby wyciągać Krzysia spod "lawiny".
Okazało się jednak, że budowla była całkiem porządna, nic się nie zawaliło ani nawet nie obsypała. Krzyś wszedł i wyszedł cały i zdrowy.
Skoro już igloo zostało sprawdzone przez Krzycha, również Michaś zdecydował się na wejście do środka.
Poleżał chwilę w śnieżnej konstrukcji i stwierdził, że jest w niej cieplutko i przytulnie. Nie przystał jednak na moją propozycję, żeby zamieszkać tu do wiosny.;)
Nadszedł w końcu czas na ostatnie tarzanie w śniegu i pożegnanie z "iglem". Michałek stwierdził, że był to najlepszy spacer w jego życiu.:) Tych najlepszych życiowych spacerów było już w przeszłości sporo i pewnie jeszcze wiele, wiele takich wspaniałych chwil przed Michałkiem i Krzysiem.:)
Wspaniałą zabawa chłopaki,macie wspaniała mamusię
OdpowiedzUsuńNa razie doceniają.:)
Usuń