poniedziałek, 19 grudnia 2016

Zabrakło tylko słońca

Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     W ramach poszukiwań śnieżnej zimy, i tradycyjnej przedświątecznej wizyty u Lipniczaków (naszych lipnickich gospodarzy wakacyjnych), posterowaliśmy w stronę Orawy. Przytłaczająca szaro-burość krótkiego, grudniowego dnia nie zachęcała do podróży, ale jeszcze nam się nie zdarzyło zmienić planów z powodu pogody, więc i tym razem z godnością przyjęliśmy na klatę ciężkie od mgły i smogu "tchnienie poranka", odpaliliśmy brykę i pojechaliśmy w stronę Babiej.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
      Za oknami szarość w powietrzu i na ziemi towarzyszyła nam aż do Działu Spytkowickiego i gdyby nie przekomarzania Michałka i Krzysia,można byłoby spokojnie podrzemać sobie w tej szarości. Ale pokonaliśmy dział, wjechaliśmy na teren Orawy i zrobiło się nieco jaśniej i weselej. Chłopcy wykrzykiwali: O! Śnieg! Ale śniegu!.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Ale dużo było go dopiero nieco dalej - im bliżej Babiej, tym było go więcej. Zaparkowaliśmy w końcu na lipnickim podwórku, przykrytym białą kołderką. Szybkie powitanie, szybka kawa u gospodarzy, przekonanie Asi, ze nie marzy o niczym innym niż niedzielny spacer po śniegu w naszym towarzystwie, założenie chłopcom teoretycznie nieprzemakalnych spodni i jazda pod Babią na prawdziwie zimowy spacer.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Tu dopiero było śniegu nawalone i można było szaleć! Zanim wszyscy byli gotowi do wymarszu, Michał już testował sanki zjeżdżając z pierwszego wzniesienia.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Oczywiście udane zjechanie z górki to dopiero pół sukcesu; trzeba jeszcze wyhamować w odpowiednim miejscu i to bez wywrotki. Ato bywa niełatwą sztuką.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
      Ale to była mała "górecka", nadająca się do testów jedynie. Wiedzieliśmy, że większe wzniesienia znajdziemy na drodze prowadzącej do strumyka. Leśnicy pięknie odśnieżyli naszą trasę, gdyż prowadzi ona nie tylko do urokliwego strumienia, ale przede wszystkim do miejsc wycinki i zwózki drzew.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Michał stwierdził, że będzie ciągnął sanki obciążone Krzysiem, ale po kilku krokach okazało się, że buty się ślizgają, linka jest za cienka, uchwyt na lince za twardy, śnieg zbyt szorstki i coś tam, coś tam jeszcze... Tysiąc powodów, dla których dalsze ciągnięcie sanek przez Michałka było niemożliwe. W efekcie tych nawarstwionych trudności, ciężarem sanek z Krzysiem została obarczona Asia.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Nie na długo jednak, bo jak się okazało, siedzenie na sankach ciągniętych powoli pod górkę jest znacznie mniejszą atrakcją niż tarzanie się w przydrożnym śniegu, rzucanie bryłkami do kogokolwiek lub czegokolwiek, czy zwykłe bieganie po zaśnieżonym podłożu.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     A tu powstał kolejny plan - budowa bałwana po dotarciu nad strumyk. Już nie powtórzyłam tego, co mówiłam chłopakom wcześniej - że nie da się zbudować bałwana z mrożonego śniegu. Jeszcze podczas jazdy do Lipnicy, stwierdzili, że się da, a matka się na bałwanach nie zna...
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Jak już wymyślili budowanie bałwana, stwierdzili, że nad strumyk trzeba przytransportować śnieg. Widząc jak pakują na sanki bryłę pozyskaną z pobocza drogi (musiało być odśnieżane, kiedy śnieg był mokry i porobiły się cudne bryły śnieżne), powiedziałam z wyraźną nutką ironii: "Pewnie, ze musicie zabrać śnieg nad strumyk, bo tam go nie będzie. W zamian będą kwitnąć fiołki, śpiewać skowronki i rosnąć smardze." Nie załapali ironii... Popatrzyli maślanymi oczami - "Co ta matka bredzi???" i zaczęli pakować na sanki kolejne bryły śniegu.

     Michał stwierdził, że jest lokomotywą i pociągnie ładunek trzymany przez Krzysia. Okazało się zaraz, że lokomotywa na podjeździe z takim ciężarem nie wyrabia, więc Krzyś został tylnym pilnowaczem ładunku.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
    I dowiozłyby dzieciaki pozyskany materiał budowlany na miejsce, gdyby nie zmiana ułożenia terenu - ostatni odcinek przed strumykiem nie jest pod górkę, tylko z górki, a to trzeba przecież wykorzystać do zjazdu. Chłopcy wyrzucili śniegowe bryły, usadowili się na sankach i zgodnie zażyczyli sobie, żeby mama ich "rozpędziła". Kiedy jednak mama zaczęła rozpędzać sanki, zgodność pasażerów znikła - Michał chciał, żeby sanki puścić, a Krzyś się darł, żeby nie puszczać. Na dole zjazdu znajdowała się lodowata woda. Kiedyś sama wylądowałam w takim strumieniu przy podobnej temperaturze (co prawda nie na sankach, tylko na własnych nogach) i wiem, że pławienie się w takich warunkach do przyjemności nie należy, więc nie miałam zamiaru puszczać linki i pozwolić sankom na swobodne lądowanie w wodzie. Ale Krzychu, siedząc na sankach, złapał mnie za nogę (biegłam ciągnąc rozpędzone sanki) i naprawdę niewiele brakło, a cała trójką zaliczylibyśmy upadek, koziołkowanie i moczenie tyłków w strumieniu.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Cudem uniknęliśmy tego nieszczęścia i po chwili pojazd został zaparkowany, a chłopcy, odgonieni od wody (brzegi były oblodzone i śliskie) zabrali się za budowanie bałwana z materiału dostępnego na miejscu.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Okazało się jednak, że zmrożony śnieg nie chce się zlepiać (znowu matka miała rację:)) i Michaś z Krzychem porzucili budowanie bałwana na rzecz tarzania się po śniegu i zjazdów po zboczu.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
    Zjeżdżali na jabłuszku albo bez jabłuszka, na pupach, plecach, brzuchach. Istne szaleństwo.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Przećwiczyli też czołganie się po skarpach.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
      Buzie były coraz bardziej rumiane, mgła coraz gęstsza, a temperatura nieco wzrosła - śnieg zaczynał się kleić do ubrań, a ubrania nieco namakać. Po ponad godzinnych szaleństwach nad strumieniem zarządziłam odwrót.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
    Chłopcy niezbyt chętnie opuszczali miejsce śnieżnej zabawy, ale perspektywa kolejnych wygłupów i jazdy na sankach w drodze powrotnej podziałała motywująco.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Krzychu znalazł sobie doskonałe miejsce do wytarzania się i nie zawahał się go użyć. W efekcie mógł spokojnie robić za bałwana.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
    Żeby tak całkiem pięknie nie było, to parę sekund po wylezieniu z zaspy, Krzyś ryczał jak zraniony zwierz, że mu zimno. Nie wiedziałam czy zacząć od wycierania mu buzi, trzepania czapki czy wyciągania śniegu zza koszuli. Po paru minutach sytuacja została opanowana, śnieg, który wpadł za kołnierz, wyjęty, a Krzyś przegoniony biegiem pod górkę w ramach rozgrzewki.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Jak się tylko dziecku cieplej zrobiło, natychmiast zanurkował w kolejnej zaspie i pozyskał kawał śniegu, który mu towarzyszył przez chwilę podczas zjazdu.
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
     Kiedy spadek terenu był minimalny, Michaś-lokomotywa transportował brata wraz z pozyskiem, dalej pojechali już razem w kierunku parkingu. Trzeba ich było tylko od czasu do czasu rozpędzać.:)
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
Orawa, Babia Góra, zima na Orawie, jazda na sankach, zima na Babiej Górze
    Przy samochodzie okazało się, że Michałek i Krzyś wcale nie mają dość śniegu. Zanim zapakowali się do samochodu, dokonali jeszcze czynu nie byle jakiego, ale o tym już nastepnym razem.:)

    Spacer był cudny. Brakowało tylko słoneczka oświetlającego zimowy las i błękitnego nieba.


2 komentarze:

  1. Jak widziałam zdjęcie na FB to myślałam że w Krakowie taki śnieg.Dzieciaki mają szczęśliwe dzieciństwo,tak świetnie się bawili,prawie bałwanki,świetne zdjęcia a dwa szczególnie,jak popatrzyłam na te drzewa o proszę państwa,cudnie,pozdrawiam całą menażerię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Krakowie szaro i rządzi smog. Żeby złapać trochę zimy, trzeba jechać w góry.
      Widoki z zimowego lasu wstawię w osobnym wpisie, bo sporo tego jest.:)

      Pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń