Po wyprawie na Szczeliniec w dniu przyjazdu w Góry Stołowe rozochociliśmy się "skalnie". Michał i Krzyś byli zachwyceni skalnymi labiryntami, więc następnego dnia wybraliśmy miejsce równie piękne,ale o większej powierzchni - Błędne Skały. Po wczesnym śniadaniu podjechaliśmy do parkingu, który był cały dla nas. Przy szlabanie przywitaliśmy się ze Strażą Parkową w osobach dwóch panów siedzących w samochodzie.
Pierwszy etap wędrówki wiódł asfaltową drogą w lesie. Dzieciaki wypruły do przodu, Ania z Robertem i Pawełkiem zostali z tyłu, a ja krążyłam pomiędzy młodymi, a nieco starszymi.
Dotarliśmy do znaków wyznaczających dalszą trasę. Jak widzicie, już w tym miejscu pojawiły się rozbieżności (szlaki - niebieski i czerwony - idą dokładnie tak samo). Najwidoczniej jeden miał być dla idących szybciej, drugi dla maruderów. Stwierdziliśmy, że na spokojnie pójdziemy sobie tym czerwonym.;) Tak po prawdzie, to okazało się, że na dojście potrzeba co najmniej 30 - 40 minut i to wcale nie wolnym krokiem.
Wystartowaliśmy pod górę, po kamieniach. Dotychczasowa kolejność nieco się zaburzyła, ale niezmiennie Krzyś znajdował się w czołówce.
Szliśmy po kamieniach i korzeniach, które od zawsze mnie fascynowały. Rozciągnięte niby po powierzchni ziemi, oplatające kamienie i głazy, potrafią utrzymać ogromne drzewo w pozycji wyprostowanej i jeszcze dostarczyć mu z ziemi na tyle składników, by mogło żyć.
Krzyś wysforował się na prowadzenie i tylko przepuścił mnie celem uwiecznienia jego zdobywczych dokonań.
Szliśmy i szliśmy, a Błędnych Skał jak nie było, tak nie było... Stwierdziliśmy nawet, że się przed nami ukryły i tak będziemy błądzić po okolicy do wieczora i nie trafimy do nich.;) To był oczywiście żart, ale Michałek wziął go na poważnie i zaczął się zastanawiać jak nam się uda przetrwać w czasie tego błądzenia. Krzychu, bardziej praktyczny, zapytał ile mamy prowiantu i wody, a także upewnił się, ze my, dorośli, nie zjemy kanapek pierwsi i skażemy tym samych ich - bezbronnych dzieci, na śmierć głodową.
Po chwili okazało się, że jednak Błędne Skały nie ukryły się przed nami tak całkowicie i zupełnie, i będziemy mogli błądzić między nimi, a nie po okolicy.
Ania przekazała parkowym buteleczkę znalezioną na szlaku (pustą oczywiście), za co dostała ustną pochwałę za obywatelską postawę, tak rzadko dzisiaj spotykaną. A ja żałowałam, że nie zdążyłam sfocić momentu "przekazania" znaleziska.
Rozpoczęliśmy kluczenie po skalnym labiryncie.
Jedną z pierwszych formacji na szlaku jest skalne siodło, kuszące, żeby w nim usiąść. Pokusę hamuje tabliczka z zakazem. I tutaj mnie Krzyś zaskoczył - pobiegł do skały z gotowością wlezienia na nią, zobaczył zakaz i powiedział tylko, że szkoda, że nie wolno tam wejść. Watpię, żebym ja w jego wieku była aż tak porządna...
Z punktu widokowego rozciągał się widok na Czechy.
Byliśmy wśród Błędnych Skał praktycznie sami. To są plusy wczesnego wyjścia na wędrówkę.
Szliśmy dalej wyznaczoną trasą. Nie było szans na prawdziwe błądzenie w Błędnych Skałach, ale wyobrażałam sobie jak można byłoby się tam zaplątać, gdyby nie było trasy. Wtedy to naprawdę nietrudno byłoby zginąć marnie wśród głazów, szukając drogi do wyjścia.
Robiło się coraz ciekawiej - piękne skały, wąskie przejścia, szczeliny do przeciskania się. Michałek i Krzyś byli zachwyceni. Musiałam ich chwilami hamować, bo w miejscach, gdzie oni przechodzili nawet bez schylenia głów, dorośli musieli wykonywać niezłe akrobacje i wygibasy, żeby się przecisnąć.
Wąziutkie przejścia doprowadzały do szerszych przestrzeni.
A tam czekały kamienne grzyby
i Kurza Stopka.
Największe trudności w pokonywaniu skalnych szczelin mieli najwięksi - Robert i Pawełek. Trzeba było ich dopingować do wciągania brzuchów. Pawełek nawet nabrał chęci do odchudzania, ale chęć ta ulotniła się bezpowrotnie przy najbliższym posiłku.
W pewnym momencie wydawało się, ze już wszystkie wąskie przejścia są za nami - skały rozstąpiły się dając szerokie pole do popisu. Chłopcy zapiszczeli, że szkoda, a panowie odetchneli z ulgą, że to już koniec morderczych ćwiczeń gimnastycznych.
Po chwili okazało się, że skały znowu przysunęły się do siebie tworząc wąskie korytarze. I to były chyba najciaśniejsze przejścia. Zachodziła obawa, że ktoś może w nich utknąć
Robercik był blisko pozostania w Błędnych Skałach na zawsze, ale dwie motywacje - od przodu i od tyłu spełniły swoje zadanie i największy uczestnik wycieczki, nieco tylko pokurczony, przeszedł przez ostatni zacisk.
Jeszcze parę metrów i już przed nami stały stoły, ławki i wiata w razie deszczu czy śniegu.
Te dwa głazy były w "miejscu odpoczynkowym" chyba tylko po to, żeby się Michałkowi i Krzychowi nie nudziło.:)
Dorośli odpoczywali, natomiast dzieciak,i z właściwą sobie, niespożytą energią, odstawiały małpie harce.
Wracaliśmy trasą poprowadzoną wzdłuż granicy polsko-czeskiej.
Widoki były stamtąd cudne.
Na trasie spotykaliśmy coraz więcej osób. Na parkingu, na którym oprócz nas nie było nikogo, kiedy rozpoczynaliśmy wycieczkę, trudno było teraz upchnąć choćby jeden samochód. Większość zwiedzających zaczynała spacer wtedy, kiedy my go kończyliśmy.
Do obiadokolacji mieliśmy jeszcze na tyle czasu, żeby odwiedzić znajomych Ani i Roberta oraz ich zwierzyniec. To była bardzo sympatyczna wizyta okraszona przepyszną kawą z kozim mlekiem.
Powrót z Potoczka do Karłowa po serpentynach tutejszych dróg wykończył mnie zupełnie - choroba lokomocyjno - morska w sporym nasileniu, sprawiła, że nie bardzo mogłam patrzeć na zastawiony suto stół. Dobrze, ze reszta mogła bez problemu napełnić brzuszki. W tym dniu wszyscy padliśmy do łóżek tylko kilka chwil po Michałku i Krzychu.:)
Już myślałam, że się zgubiliście zupełnie bo nawet na esemesy nie odpowiadacie 😁
OdpowiedzUsuńZasięgu nie ma. Zdjęcia do posta wstawiały się przez dwie noce. Dzisiaj było zimowo, ale daliśmy radę. Jutro powrót do cywilizacji.
UsuńTaka dla mnie wycieczka wow.Muszę poczytać o tych Błędnych Skałach,dlaczego one takie i dlaczego te korzenie są na wierzchu i dlaczego te drzewa i skały są tak pochylone,Dobrze że wam śnieg nie padał,u nas niestety zima i zimno.Miałam do lasu jechać i co i nic,pada,zimno,pozdrawiam was serdecznie
OdpowiedzUsuńTeż trochę śniegiem sypnęło, ale zaraz stopniało. Pogoda bardzo dynamiczna.; oprócz burzy mieliśmy cały przekrój zjawisk pogodowych.Pozdrawiamy!
UsuńJeżeli chodzi o skalne siodło, to ja taki porządny nie byłem. Tendencyjnie "nie zauważyłem" zakazu i dosiadłem skalnego rumaka. Niestety, nie chciał ruszyć z miejsca ale siedzi się na nim bardzo wygodnie. :)
OdpowiedzUsuńPaweł zwany Pawełkiem