Mało nam było polskich skałek w Górach Stołowych (zwiedziliśmy już Szczeliniec i Błędne Skały), więc wybraliśmy się na wycieczkę zagraniczną - do Skalnego Miasta w Czechach. Poranek był trochę śnieżny i niezbyt ciepły, ale później słońce wyjrzało zza chmur i zwłaszcza przez szybę samochodu, zrobiło się całkiem ciepło i przytulnie. Były to jednak tylko pozory. W niebieskich przestworzach hulał lodowaty wiatr przynoszący co chwilę nowe stada czarnych chmur, z których wysypywały się śniegowe płatki i wyciekały drobne kropelki. Chmury szybko galopowały po niebie, wiec i słoneczko chwilami robiło swoje. Jednym słowem - piękne miejsce z dynamicznymi okolicznościami atmosferycznymi.
Kiedy dojechaliśmy, parking był praktycznie pusty, a w okolicy kas i sklepików z pamiątkami kręciły się pojedyncze osoby. Mieliśmy nadzieję, że kapryśna pogoda odstraszyła chętnych do zwiedzania i będziemy mieli tylko nieliczne towarzystwo. Później okazało się jednak, że sporo było takich, którym nie wadził padający deszcz ze śniegiem.
Wędrówkę po Skalnym Mieście rozpoczęliśmy od okrążenia uroczego jeziorka wokół którego jest poprowadzona trasa z punktami widokowymi.
Ze ścieżki biegnącej wzdłuż brzegów szmaragdowego zalewu schodzi się do rezerwatu. Żadnych żywych stworzeń nie udało nam się w nim spotkać - ani czworonożnych, ani dwunożnych.
Wróciliśmy nad brzeg jeziorka, gdzie chłopcy, z piaszczystej plaży sprawdzili temperaturę wody - w porównaniu do ciepłoty powietrza, wcale taka zimna nie była.;)
Wkroczyliśmy na szlak wśród skał. Michaś zapoznawał się szczegółowo z planem, dzięki czemu przeczekaliśmy przejście dwóch większych grup.
W Skalnym Mieście obowiązuje całkowity zakaz wchodzenia na twory skalne, które w przeważającej większości są odgrodzone od zwiedzających barierkami. Oczywiście pokonanie tych barierek nie stanowi najmniejszego problemu, o czym przekonaliśmy się zaraz na początku trasy. I to w dodatku parę minut po tym, jak tłumaczyłam Michałkowi i Krzysiowi, że nie będą mogli się wspinać na każdą napotkaną skałkę...
Grupa Polaków przeszła sobie przez barierki i w najlepsze robiła sobie zdjęcia na skałach, obok których była tabliczka z rysunkiem zakazującym tego, co właśnie robili. Moi chłopcy oczywiście natychmiast zauważyli, że inni ludzie robią coś, na co oni też mają wielką ochotę. Tłumaczenie, że delikatne skały z piaskowca niszczą się, kiedy się po nich chodzi, nie do końca przemawiały do chłopaków.
Szliśmy dalej. Kamienne cuda w Skalnym Mieście są potężniejsze niż na Szczelińcu czy Błędnych Skałach. Dla dzieciaków jednak takie zwiedzanie na odległość jest zdecydowanie mniej atrakcyjne.
Spacerujących ludzi było coraz więcej. Na zrobienie zdjęcia bramy do wąskich przesmyków bez wchodzących osób nie było szans, mimo, że chwilę czekaliśmy na taką możliwość.
Kilka sekund, kiedy jedna grupa już zniknęła z widoku, a kolejna dopiero nadchodziła, wykorzystaliśmy na szybką fotkę bez towarzystwa.
Przekroczyliśmy bramę. Wysokie skały sięgające nieba po obu stronach szerokiego, dostosowanego do tłumu zwiedzających, chodnika, robią wrażenie. Nie ma tam takich wąziutkich przejść jak w Błędnych Skałach, więc bez problemu każdy się mieści; nie trzeba nawet schylać głów. Michaś i Krzyś wyrwali do przodu, więc musiałam za nimi nadążyć, a później zatrzymać ich w miejscu, żeby zaczekać na resztę naszej ekipy.
Przed kasą z biletami na rejs po wewnętrznym jeziorku zrobiliśmy popas, bo dzieciaki musiały uzupełnić wytraconą bieganiem energię.
Żeby dostać się do jeziorkowej przystani, trzeba pokonać bardzo strome i wysokie schody. Po zakupieniu biletów na pływanie, zaczęliśmy się wspinać. Przodem puściłam dzieciaki, żeby w razie czego łapać ich jakby się któremuś noga powinęła. Za nami maszerował wujek Robert, który początkowo poganiał nas do przodu, ale po pierwszej setce stopni, został nieco z tyłu.;)
Dzięki temu, że odległość między nami uległa wydłużeniu, mogłam zrobić zdjęcie widoku "z góry". Niestety, właśnie wtedy nadciągnęła kolejna eskadra czarnych chmur i sypnęło śniegiem.
Doszliśmy do łódek, dostaliśmy podkładki na siedzenia zwane "poddupnikami" i wyruszyliśmy na rejs. Samo jeziorko jest niewielkie i niezbyt atrakcyjne, ale opowieść snuta przez flisaka sprawia, że te kilka minut staje się niezwykłą przygodą i nikomu nie szkoda wydanych na bilet 50 koron. Pawełek nagrał film z rejsu, więc postaram się go zamieścić w najbliższym czasie, bo naprawdę warto posłuchać co ma do powiedzenia nasz przewodnik.
Zostaliśmy wysadzeni z łajby w porcie Singapur, gdzie odbyła się odprawa celna i można było zacząć pokonywanie schodków w dół. Śliskie stopnie nie były zbyt wygodne do schodzenia, ale daliśmy radę i nikt z naszej drużyny nie zjechał z nich w przyspieszonym tempie.
Kolejnym ciekawym punktem na trasie był wodospad w skalnej wnęce. Tam trafiliśmy na tłum turystów. Stwierdziliśmy, że najwyższa pora kończyć zwiedzanie i powędrować szlakiem ku wyjściu.
Odbiliśmy dość szybko od dużych grup i później zwolniliśmy, aby już spokojnie popatrzeć na kolejne skałki. Niebo się rozjaśniło i znowu zaświeciło nam słoneczko.
Na tym kamieniu można było sprawdzić jak łatwo kruszy się piaskowiec - kilkakrotne przejechanie nogą po wyżłobieniu powodowało szybkie pogłębianie rowka.
Kawałek trasy przeszliśmy łatwiejszą wersją przeznaczoną dla wózków inwalidzkich. Wybraliśmy ją dlatego, że była pusta, podczas gdy na szlaku dla pełnosprawnych znowu się zaroiło.
A tu mogliśmy się rozkoszować urokiem Skalnego Miasta i słoneczka w samotności.
Dotarliśmy do wyjścia. Michałek natychmiast zauważył, że polska wersja "wyjścia" została zapisana w języku polsko-czeskim. Mimo to bez problemu zrozumieliśmy i opuściliśmy teren Skalnego Miasta.
To już ostatnie skałki. Teraz czekała nas gorąca herbata, zakup pamiątek i jazda na smardzowo wyglądające miejscówki obczajone podczas drogi do Skalnego Miasta. Pogoda sprawiała wrażenie jakby się ustabilizowała - wiatr osłabł, a niebo było pogodne aż po horyzont. Ruszaliśmy ku nowej przygodzie, a Ania, która jeszcze smardzów nie zbierała, zacierała łapki z uciechy.:)
Hello,jakie są ceny wejściówek,parkingu,można płacić kartą czy tylko koronami czeskimi?
OdpowiedzUsuńHejka! Płatności tylko w koronach czeskich. Parking - 100 koron za cały dzień. Bilet - 60 koron i chyba 50 dla dzieci. Dzieci do 6 lat wchodzą bezpłatnie. Są też bilety rodzinne - 170 koron. Rejs po jeziorku - 50 koron od osoby. Na teren można wejść z psem na smyczy. Jakieś zakupy w sklepie (piwo:)) czy restauracji, też tylko za korony. Na miejscu jest kantor, ale mają wygórowany cennik (parę lat temu tam wymienialiśmy, bo nie wiedzieliśmy, że tylko koronami można płacić), więc lepiej sobie wcześniej wymienić kasę.
UsuńDzięki za info Dorotko,a płatności kartą,jakoś nie chce mi się tych koron wymieniać?
OdpowiedzUsuńNie mają nigdzie terminali do płacenia kartą.:( Chyba nie masz wyjścia - musisz wymienić. Przy poprzedniej wizycie u nich mieliśmy eurosy i karty, a nie dało się nic załatwić - trzeba było wymienić w kantorze na miejscu.
Usuń