Pewnie trudno Wam będzie uwierzyć, ale poprzedni wakacyjny tydzień strasznie mnie zmęczył. Najbardziej zmordowana byłam towarzystwem moich ssskarbów - Michałka i Krzycha, którzy wyjątkowo się starali, żeby mi uprzyjemnić każdy dzień swoimi kłótniami i bójkami. Opanowała ich chyba jakaś zła moc powodująca dziesiątki konfliktów każdego dnia. Nieustanne łagodzenie napięcia międzydziecięcego, rozstrzyganie sporów i wysłuchiwanie oskarżeń "tego drugiego", który jest winny w połączeniu z tyradami o własnej niewinności nawet świętego doprowadziłyby do roztroju nerwowego. Ja jestem człowiek spokojny i opanowany, ale miałam serdecznie dość moich dzieci i najchętniej wysłałabym je na jakiś czas w kosmos. Ponieważ taki plan był nierealny, wykorzystałam weekendową obecność Pawełka i się ewakuowałam do lasu jeszcze przed sobotnim świtem.
Wiedziałam, że będzie padać. Wszak nie było ostatnio dnia bez deszczu, a prognozy pogody wyjątkowo się sprawdzały. Byłam przygotowana na powtórkę z rozrywki sprzed dwóch tygodni, kiedy w moim kurkowym lesie dolało mi okrutnie.
Deszcz mnie nie oszczędzał - mżawka przechodziła w ulewę, a następnie ulewa w mżawkę. I tak przez sześć godzin mojej leśnej wędrówki. Chodziło mi się cudownie. W lesie była SAMA. Pogoda skutecznie odstraszyła wszystkich, którzy wybraliby się na pozysk grzybów czy drzewa. Nie było słychać nawoływań ani huku pił motorowych. Tylko ja, las i kurki. Dużo kurek.
Zbierałam i zbierałam, wycierając od czasu do czasu oczy resztkami z lekka nawilgniętych chusteczek. Woda chlupotała, deszcz szumiał w koronach drzew, a ja spokojnie napełniałam koszyki żółciutkimi kureczkami i rozkoszowałam się ciszą, spokojem i samotnością.
Kiedy wróciłam, Pawełek się załamał. Przypomniałam mu bowiem, że obiecał do końca wakacji myć weekendowe kurki. Miał zajęcie na całe sobotnie popołudnie.:)
W niedzielę poszliśmy do lasu razem. Pojechaliśmy tam, gdzie tydzień wcześniej zgubiłam mój grzybowy nóż. Miałam nadzieję, że uda się go jednak odnaleźć. Przez tydzień zbierania grzybów z zastępczym scyzorykiem dotkliwie odczułam brak mojego wyrobionego, pasującego do ręki nożyka ze szczoteczką. W czwórkę penetrowaliśmy teren, na którym, jak przypuszczałam, zostawiłam nóż podczas oczyszczania poćków znalezionych przez Krzysia. Nożyka niestety nie było, mimo iż obiecałam chłopakom nagrodę - niespodziankę za jego znalezienie (nagroda jest zawsze doskonałą motywacją do zwiększenia starań). Pożegnałam się z nożykiem po raz drugi, jak sądziłam, na zawsze. Jakież było moje zdziwienie i radość, kiedy kilkanaście metrów od terenu poszukiwań, zobaczyłam leżący na mchu nóż. Namókł przez ten tydzień i z wielkim trudem udało mi się go złożyć i rozłożyć, ale był. Odzyskałam mój zasłużony w grzybowych bojach nożyk.:)
Wkrótce mogłam go wykorzystać do obierania młodych borowików ceglastoporych, ktorych miejscami wyrosły całe stadka.
Oprócz ceglasi trafiały się równie młodziutkie borowiki szlachetne. niestety, mimo doskonałych warunków pogodowych, grzybów za wiele nie ma i z wielkim trudem, po długim chodzeniu udaje się zapełnić najmniejszy koszyczek. Nadal czekamy na większą obfitość.
Wcale się nie załamałem, kiedy przyniosłaś dwa kosze kurek. Wręcz przeciwnie! Dumny byłem z Ciebie i Twojego pozysku!
OdpowiedzUsuńA pogderać sobie i poużalać się nad "nieszczęsnym Pawełkiem" przecież trzeba było!
Jak przyniesiesz kolejne kosze kurek to też Ci je ładnie umyję. :)
Paweł zwany Pawełkiem
Przyniosę Ci Pawełku, przyniosę te nastepne kosze. Wezmę sobie większe.:)
UsuńGratuluję pełnego kurnika:)) ale też z przejęciem śledzę od 2 odcinków losy rzeczonego kozika (czułem/kibicowałem, ze będzie odnaleziony), a tu nawet nie ma zdjęcia bohatera ;)
OdpowiedzUsuń...tak z czystej ciekawości, bo na kartonach z mlekiem chwilowo nie będzie potrzeby drukować :))
seBapiwko
Chapnęłam znaleziony nożyk szybko i bez zastanowienia schowałam do koszyka, żeby znowu nie zginął.;) Z tej szybkości nie został uwieczniony moment odzyskania, a zdjęcie w innym miejscu to już byłaby podróba.;) Jest na blogu trochę zdjęć z tym bohaterem - przy grzybkach, których wielkość porównywałam z nożem. Przy najbliższej okazji zrobię kolejne.:)
UsuńPogadaj z chłopakami że Tobie też należą się wakacje i żeby dali ci odetchnąć.Wiadomo jak dwa takie się zbiorą to nie ma zmiłuj się.Mam otwarte okno a pod oknem ławeczka i stół i gromada dzieciaków wiszczy i piszczy,wiem co to znaczy,nie raz nie wytrzymam i wrzasnę ale cóż dzieciaki. Piękne Dorotko poletka kureczek,można skubać i skubać,fajowo,pozdrawiam i spokoju ci kochana życzę.I zobacz ja Paweł zwany Pawełkiem pomaga Ci z tymi kureczkami,niech urosną znowu na sobotę
OdpowiedzUsuńEwo! Z chłopakami to ja już przeprowadziłam szereg pogadanek pedagogizujących, ale cóż... Dzieciństwo ma swoje prawa, które nie do końca pasują dorosłym.
UsuńA kureczki,mam nadzieję, na sobotę urosną.:)